Przebywające w kancelarii premiera cztery pielęgniarki nie popełniają żadnego przestępstwa - tak prof. Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka komentuje słowa szefa rządu o planach powiadomienia o sytuacji prokuratury.
Rzepliński jest jedną z osób, którą protestujące w Warszawie pielęgniarki wyznaczyły jako mediatorów w ewentualnych kontaktach z rządem. Pielęgniarki dalej domagają się rozmów z premierem właśnie w jego kancelarii.
Zdaniem Rzeplińskiego, pielęgniarki nie miały zamiaru okupowania kancelarii premiera i zamiaru popełnienia wykroczenia. "To, że one tam są, to nic złego się nie stało. I zawiadamianie prokuratury o popełnieniu przestępstwa, zupełnie nie byłoby potrzebne" - uważa. "Od wtorku oczekują one, żeby premier przynajmniej rytualnie chciał się z nim spotkać jako premier" - dodał Rzepliński.
W ocenie profesora, protestujące pielęgniarki nie mają żadnego programu politycznego i jest to czysto związkowy protest. Dodał, że chodzi o podniesienie ich uposażeń i godność ich zawodu. "Nikt przy zdrowych zmysłach nie może odmawiać komukolwiek prawa do domagania się tego" - podkreślił.
"Im bardziej obcesowo są traktowane pielęgniarki przebywające w kancelarii premiera, tym bardziej umacnia się miasteczko namiotowe; nawet gdyby tam byli mężczyźni, to na takie traktowanie nie zasługuje żaden człowiek" - powiedział PAP działacz Fundacji Helsińskiej.
Prof. Rzepliński dodał, że jeżeli dojdzie do mediacji, to powie premierowi, żeby przede wszystkim te panie nie musiały spać na podłodze. Jego zdaniem, mediacje sprawiłyby, że pielęgniarki mogłyby wyjść z kancelarii premiera, ponieważ "nie potrzebowałyby już tego atutu negocjacyjnego, jakim jest ich obecność w tym budynku". (PAP)
skz/ pro/ wkr/ woj/
