Zdaniem prezesa Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej prof. Jerzego Regulskiego, wyniki wyborów samorządowych pokazują, że na poziomie lokalnym ludzie nie chcą partii, bo nie przedstawiły im one interesującej oferty.
Z danych przedstawionych przez Państwową Komisję Wyborczą wynika, że w skali kraju komitety lokalne zdobyły łącznie nieco ponad 67 proc. mandatów w radach wszystkich szczebli. W gminach komitetom lokalnym przypadło 71,91 proc. mandatów radnych, w powiatach 42,12 proc., a w sejmikach wojewódzkich 1,43 proc.
Siedem komitetów ogólnokrajowych (6 partyjnych i 1 koalicji partii) uzyskało łącznie niemal 33 proc. mandatów radnych wszystkich szczebli.
Regulski podkreślił w rozmowie z PAP, że komitety lokalne wprowadziły do rad gmin 71 proc. radnych, co oznacza, że są tam skuteczniejsze niż komitety ogólnokrajowe. "Z tego wynika, że na szczeblu gminnym ludzie nie chcą partii. Poziom gminny oparł się upartyjnieniu" - ocenił.
W jego opinii, oznacza to, że partie nie przedstawiły lokalnym społecznościom rozsądnych programów rozwoju konkretnych gmin, czy miast - co mogłoby skłonić do głosowania na nie.
Regulski podkreślił, że wśród komitetów lokalnych są takie, które kojarzą się z konkretnymi opcjami politycznymi, a nawet partiami, bo stworzyli je lokalni działacze polityczni, którzy jednak nie chcieli startować pod szyldem partyjnym.
Profesor zwrócił też uwagę, że w tegorocznych wyborach samorządowych startowało dużo mniej komitetów lokalnych, niż w poprzednich - 4 lata temu.
Zdaniem Regulskiego, biorąc pod uwagę, że komitety te zdobyły tak dużą liczbę mandatów, może to oznaczać, że "odpadają komitety pozorne", a wykształcają się silne grupy lokalne, na trwale już uczestniczące w życiu danej społeczności.
Według profesora, zmiany w samorządowej ordynacji wyborczej - przeprowadzone tuż przed wyborami - mogły przysłużyć się partiom w powiatach i sejmikach, ale nie miały większego wpływu na wyniki wyborów w gminach.
"Manipulowanie przy ordynacjach wyborczych podrywa zaufanie ludzi do partii, wolą oni głosować na człowieka, niż na jakiś układ partyjny" - powiedział profesor. Jak zaznaczył, na szczeblu powiatów i przede wszystkich sejmików wojewódzkich jest upolitycznienie i "na to chyba już nie ma rady".
W ocenie profesora, wprowadzone w tym roku blokowanie list wyborczych i wspólny podział mandatów między komitety tworzące blok, przysłużyło się partiom głównie na poziomie sejmików.
"Wydaje mi się, że o to głównie chodziło. Natomiast czy przysłużyło się inicjatorom, czy opozycji, tego nie wiem. Ale nie jestem przekonany, czy inicjatorzy na tym rzeczywiście dużo wygrali" - stwierdził Regulski.
Jak ocenił, nie ulega wątpliwości, że blokowanie wzmocniło silne partie przede wszystkim w sejmikach wojewódzkich, gdzie - jak zauważył - nastąpiła koncentracja władzy: będą tam działać 3-4 kluby radnych.
"To dobrze, w sejmiku powinna być zdecydowana większość. Jakkolwiek jest niebezpieczeństwo, że sejmiki nie będą wystarczająco dbały o interesy województwa, tylko działały na podstawie poleceń z centrali partyjnych" - zaznaczył.
Natomiast - dodał - na szczęście nie spełniły się obawy, że blokowanie list osłabi małe, lokalne komitety wystawiające kandydatów w gminach. "Okazało się, że ludzie mają swój rozum. Nie dali sobie całkowicie zrobić wody z mózgu przez partyjną propagandę" - dodał.
Odnosząc się do wysokiej frekwencji w niedzielnym głosowaniu Regulski powiedział, że nie spełniły się jego obawy, iż ludzie nie pójdą na wybory. "Na szczęście okazało się, że te wszystkie zawirowania polityczne osiągnęły taki poziom, że ludzie postanowili się bronić" - podkreślił. (PAP)
mok/ par/ woj/
