Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej, izby niższej parlamentu Rosji, Konstantin Kosaczow pochwalił w poniedziałek Węgry za to, że - jak to ujął - nie próbują obarczać współczesnej Rosji odpowiedzialnością za wydarzenia 1956 roku.
"Godne odnotowania jest to, że obecne kierownictwo Węgier - w odróżnieniu od niektórych krajów, gdzie aktualnie w modzie są antyrosyjskie inicjatywy - nie ulega tej tendencji i nie wykorzystuje 50-lecia smutnych wydarzeń 1956 roku, by odpowiedzialność za nie składać na współczesną Rosję" - powiedział Kosaczow, którego cytuje agencja Interfax.
Rosyjski parlamentarzysta ocenił postępowanie władz Węgier jako "mądre" i "wyważone".
"Powinno to być lekcją dla tych krajów europejskich, w tym państw bałtyckich i Polski - a także, niestety, ostatnio Ukrainy i Gruzji - które nieustannie usiłują wykorzystywać fakty z dawnej sowieckiej historii w kontekście obecnych stosunków z Rosją" - oświadczył Kosaczow.
Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy przypomniał, że prezydent Rosji Władimir Putin dał już wyczerpującą ocenę wydarzeń sprzed 50 lat w czasie serii niedawnych spotkań z kierownictwem Węgier. "Ocena ta, naturalnie była negatywna" - zaznaczył Kosaczow.
Rada Federacji, izba wyższa parlamentu Rosji, w miniony piątek przekazała "wyrazy przyjaźni i solidarności" narodowi węgierskiemu w związku z 50. rocznicą rewolucji w 1956 roku, krwawo stłumionej przez sowieckie wojska.
"Na politycznej mapie świata już dawno nie ma państwa, które przyczyniło się do węgierskiej tragedii. Federacja Rosyjska nie odpowiada za działania władz radzieckich" - oświadczyła Rada Federacji, podkreślając, że obywatele Rosji czują jednak odpowiedzialność moralną za niektóre karty swojej historii.
W uchwale przyznano, że "zryw wolnościowy narodu węgierskiego kosztował ogromne ofiary w ludziach". Rada Federacji "w imieniu Rosjan czci pamięć wszystkich osób poszkodowanych w tych dniach i przekazuje wyrazy przyjaźni i solidarności narodowi węgierskiemu".
Jerzy Malczyk (PAP)
mal/ jo/ ro/