Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Rosyjscy eksperci o katastrofie Tu-154M: liczne wady po stronie polskiej

0
Podziel się:

#
dochodzą szersze wypowiedzi
#

# dochodzą szersze wypowiedzi #

17.02. Warszawa (PAP) - Błędy w przygotowaniu lotu, formowaniu i treningach załogi, brak treningów na symulatorze, nieznajomość lotniska oraz niski poziom przygotowania polskiego 36. specpułku - to według rosyjskich ekspertów główne przyczyny katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem.

10 kwietnia 2010 roku załoga tupolewa nie miała prawa lądować w panujących warunkach, a rosyjscy kontrolerzy nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku - uważa prezes fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego "Partner rosyjskiego lotnictwa" Oleg Smirnow. W czwartek uczestniczył on w zorganizowanej przez agencję RIA-Novosti wideokonferencji Moskwa-Warszawa. Spotkanie rosyjskich ekspertów z dziennikarzami w stolicy Rosji dotyczyło katastrofy smoleńskiej.

Smirnow wymienił procedury, jakich - jak mówił - nie wypełniono przed wylotem z Warszawy: m.in. zapoznanie się z topografią okolic lotniska, urządzeń na nim obecnych czy przygotowania lotnisk zapasowych. Zwrócił też uwagę na niewystarczające - jego zdaniem - naloty członków załogi na Tu-154M.

Jak argumentował, dowódca samolotu Arkadiusz Protasiuk powinien przestrzegać zasad, że jeżeli na wysokości podjęcia decyzji (100 m) nie ma kontaktu wzrokowego z pasem startowym, to jest wtedy zobowiązany odejść na drugi krąg i odlecieć na lotnisko zapasowe. Jego zdaniem, szukanie horyzontu poniżej tej wysokości jest niedopuszczalne. "Wszyscy szukali ziemi, nie było ziemi, a potem było pełno trupów - powiedział Smirnow.

Rosyjscy eksperci mówili, że załoga tupowela powinna być zgrana i powinni rozumieć się bez słów. Według Smirnowa, polscy piloci nie byli odpowiednio wytrenowani w lotach w szczególnych warunkach, takich jak burze czy mgły. "Ta załoga miała jakieś stare potwierdzenia treningu w trudnych warunkach. Nowego potwierdzenia odbycia treningu nie miała, więc go nie przechodziła" - powiedział Smirnow.

Według rosyjskich ekspertów do tragedii przyczynił się m.in. system organizacji pracy w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. "Kto zgodziłby się lecieć z załogą, wiedząc, że jest ona tak źle przygotowana jak załoga, która leciała 10 kwietnia? (...) Nikt nie podniósł ręki, wszyscy rozumieją ten brak profesjonalizmu" - mówił Smirnow. Dodał, że jego zdaniem katastrofie "winny nie jest dowódca samolotu, ale system organizacji pracy lotniczej w specjalnym pułku lotnictwa transportowego, gdzie przygotowywane są loty o statusie HEAD (z najważniejszymi osobami w państwie - PAP)".

Smirnow stwierdził, że kontrolerzy lotów na wieży nie są winni katastrofy. "Gdyby nie było ani jednego kontrolera na lotnisku w Smoleńsku, a zamiast tego siedział tam szympans i w języku, który jest niezrozumiały dla jakiegokolwiek człowieka, dla jakiejkolwiek narodowości, jakimś tam bełkotem podawał informacje - nawet ten absurd w jakimkolwiek wypadku nie mógł być przyczyną katastrofy" - podkreślił.

Dziennikarze w Warszawie i Moskwie pytali m.in. o powody zorganizowania konferencji prasowej. Prowadząca ją dziennikarka wyjaśniła, że powodem spotkania był komunikat prasowy rosyjskiego komitetu śledczego o zakończonym etapie śledztwa. Nie podała jednak szczegółów.

Naczelnik centrum pilotażowego Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego Ruben Jesajan pytany o obecność w kokpicie samolotu polskiego dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika ocenił, że "sama obecność przełożonego w kokpicie wpływa na załogę, nawet jeśli nic nie powiedział". "Błasik leciał jedynie jako pasażer" - powiedział Jesajan.

Z kolei naczelnik moskiewskiego centrum zautomatyzowanego zarządzania ruchem lotniczym w latach 2005-06 Władimir Sznajder powiedział, że lot 10 kwietnia był międzynarodowy. "Załoga miała prawo samodzielnie wybierać sobie podejście do lądowania". "Grupa kontroli lotów nie ma prawa zamykać lotniska, które jest technicznie zdatne do lądowania, z powodu warunków pogodowych, to jest zasada międzynarodowa" - powiedział Sznajder.

Smirnow powiedział, że Tu-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Dodał, że strona polska zrezygnowała z tego, co - według eksperta - jest sytuacją niezrozumiałą. "Jeśli nie zapewniono nawigatora lidera, a jest on niezbędny, to administracja zajmująca się organizacją pracy lotniczej musi ogłosić, że wylot jest niemożliwy ze względu na brak lidera i poinformować o tym prezydenta. Jeżeli jest taka sytuacja, to albo prezydent zmienia lotnisko docelowe, albo skarży się prezydentowi Federacji Rosyjskiej na to, że służby rosyjskie nie wypełniają swojej pracy w należyty sposób" - powiedział Smirnow.

Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera zrezygnowano, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska. 36. specpułk wystąpił do Rosji w tej sprawie, jednak w ciągu dwóch tygodni nie otrzymał odpowiedzi. W związku z tym 31 marca zrezygnowano z lidera, ponieważ Protasiuk spełniał wszelkie warunki do komunikowania się w języku rosyjskim.

10 kwietnia 2010 roku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Polska delegacja leciała do Katynia na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach.(PAP)

gdyj/ itm/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)