Rosyjskie Tu-160, największe bombowce świata, które w środę wylądowały w Wenezueli, pozostaną na półkuli zachodniej do 15 października - oświadczył w czwartek rzecznik rosyjskich sił powietrznych gen. Władimir Drik.
Naddźwiękowe Tu-160 mają prowadzić loty ćwiczebne nad wodami międzynarodowymi Atlantyku i Morza Karaibskiego.
W 13-godzinnym przelocie nad Atlantykiem były eskortowane przez rosyjskie myśliwce Su-27 i przez jakiś czas śledzone przez samoloty NATO.
Jak podkreślił rzecznik, rosyjskie lotnictwo "regularnie" prowadzi loty nad wodami międzynarodowymi oceanów Atlantyckiego i Spokojnego oraz nad Morzem Czarnym.
Jednak - na co zwracają uwagę analitycy wojskowi - było to pierwsze lądowanie samolotów rosyjskiego lotnictwa strategicznego na zachodniej półkuli od czasu zakończenia zimnej wojny.
Zawieszone od 1992 r loty lotnictwa strategicznego w strefach patrolowanych przez samoloty USA i NATO Rosja wznowiła w sierpniu ub. roku.
Tu-160 (Black Jack w nomenklaturze NATO) może przenosić 12 rakiet z głowicami jądrowymi i konwencjonalnymi oraz 40 ton bomb.
Gen. Drik zapewnił, że bombowce nie mają broni jądrowej na pokładzie.
W poniedziałek Rosja poinformowała również o wysłaniu na Karaiby eskadry okrętów, która ma uczestniczyć we wspólnych z marynarką wenezuelską manewrach na wodach Atlantyku.
W ćwiczeniach wezmą udział krążownik "Piotr Wielikij" i fregata przystosowana do zwalczania okrętów podwodnych "Admirał Czabanienko" oraz dwie jednostki wspomagające.(PAP)
ik/ kar/