Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

RPA: De Klerk broni apartheidu

0
Podziel się:

Ostatni biały prezydent RPA kraju Frederik W. de Klerk wystąpił w
zeszłym tygodniu w telewizji CNN w obronie apartheidu. Jego rodacy, zarówno czarni, jak i biali,
zapałali oburzeniem i domagają się, by zwrócił przyznaną mu w 1993 r. Pokojową Nagrodę Nobla.

Ostatni biały prezydent RPA kraju Frederik W. de Klerk wystąpił w zeszłym tygodniu w telewizji CNN w obronie apartheidu. Jego rodacy, zarówno czarni, jak i biali, zapałali oburzeniem i domagają się, by zwrócił przyznaną mu w 1993 r. Pokojową Nagrodę Nobla.

"Wiele razy przepraszałem za krzywdy, jakie wyrządził apartheid, ale sam pomysł, by różne narody żyły we własnych, odrębnych państwach nie był wcale zły" - powiedział de Klerk, który złożył urząd po pierwszych, wolnych wyborach w 1994 r., gdy władzę w kraju przejęła czarnoskóra większość, a nowym prezydentem został Nelson Mandela.

Apartheid, ustrój rasowej segregacji został wprowadzony w Afryce Południowej w 1948 roku. Zakładał całkowitą rozdzielność ras, a jego twórcy przewidywali podział kraju na kilkanaście niezależnych państw, w których zamieszkaliby oddzielnie przedstawiciele rozmaitych ludów.

Autorem pomysłu utworzenia bantustanów dla afrykańskich ludów był Hendrik Verwoerd, premier kraju z lat 1958-66. To za jego rządów z Afryki Południowej postanowiono wykroić kilkanaście rezerwatów dla czarnych, stanowiących trzy czwarte ludności kraju. Bantustany, którym miano przyznać niepodległość, zajmowały jałowe ziemie, stanowiące zaledwie kilkanaście procent terytorium kraju. Największe z bantustanów, Bophutatswana (dla Tswanów) i KwaZulu (dla Zulusów), składały się z kilkunastu dziwacznych, rozrzuconych enklaw.

Reszta kraju, wraz z kopalniami złota i diamentów, a także polami uprawnymi i wielkimi miastami, miała złożyć się na państwo białych, stanowiących najwyżej piątą część ludności. Czarni byli przymusowo przesiedlani do klepiących biedę i nękanych bezrobociem bantustanów, a do państwa białych mieli przybywać wyłącznie jako siła robocza.

W wywiadzie dla CNN 76-letni dziś de Klerk przekonywał, że w bantustanach czarni cieszyli się pełnią praw obywatelskich i politycznych. "Sami wybierali sobie przywódców" - zapewniał ostatni biały prezydent RPA.

"Przepraszałem za krzywdy apartheidu, lecz nie za samą ideę odrębności, ale równoprawności - przyznał de Klerk. - Nie było nic złego w tym, gdyby każdy naród, jak choćby Czesi czy Słowacy, miał swoje własne, narodowe państwo, o wspólnej kulturze i języku, państwo, w którym spełniałby swoje demokratyczne aspiracje. Apartheid niesprawiedliwie zrównuje się z nazizmem. W czasach gdy powstawał, segregacja rasowa obowiązywała także w USA".

Zdaniem de Klerka przyczyną upadku apartheidu była przede wszystkim zachłanność białych, którzy zawłaszczyli dla siebie za wielką część kraju i musieli korzystać z pracy czarnych, odmawiając im jednocześnie przyznania równych praw. "Chcieliśmy równoprawnej odrębności, a udała nam się tylko odrębność" - przyznał.

Słowa de Klerka wywołały burzę w Afryce Południowej. "De Klerk twierdzi, że w rezerwatach czarni cieszyli się pełnią praw? Czyżby jako prezydent nie miał pojęcia, jak wyglądało życie w bantustanach?" - oburzyła się Lindiwe Mazibuko, jedna z przywódczyń opozycyjnego Sojuszu Demokratycznego, na który w wyborach głosuje większość białych mieszkańców kraju. "De Klerk znów rozczarował, znów okazał się kimś żałosnym" - uznała.

"De Klerk przyznał się, że porzucił apartheid nie dlatego, że był to ustrój niesprawiedliwy i zbrodniczy, ale jedynie dlatego, że okazał się zbyt kosztowny i nie dało się go utrzymać" - napisała Karima Brown, komentująca wydarzenia południowoafrykańskiej polityki.

Jako ostatni przywódca apartheidowskiego rządu de Klerk nigdy nie cieszył się sympatią czarnych. Mandela oskarżał go o to, że nawet prowadząc z nim rozmowy pokojowe, za jego plecami de Klerk wydawał rozkazy tajnej policji, by mordowała czarnych przywódców i wywoływała bratobójcze wojny w czarnych osiedlach, sabotując proces pokojowy. Mandela nie mógł się pogodzić, że Pokojową Nagrodę Nobla musiał dzielić z de Klerkiem, którego nie darzył szacunkiem.

Za zdrajcę mają de Klerka także jego rodacy, Afrykanerzy. "Skoro tak wierzył w apartheid, to wielka szkoda, że negocjując z Mandelą podział władzy, nie zadbał o utworzenie odrębnego państwa dla Afrykanerów" - napisał jeden z afrykanerskich komentatorów.

Eusebius McKaiser, jeden z najbardziej znanych w RPA komentatorów, uznał nawet, że broniąc apartheidu, de Klerk nie zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla i powinien ją zwrócić. Dave Steward, sekretarz de Klerka, odparł, że jeśli pokojowego Nobla miałby zwrócić de Klerk, to powinno się ją odebrać także Michaiłowi Gorbaczowowi. "On także wierzył w komunizm" - powiedział Steward. - I nie chciał go demontować, a jedynie usprawnić".

Wojciech Jagielski (PAP)

wjg/ jo/ kar/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)