Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

SA: "Nasz Dziennik" nie musi przepraszać Brochwicza

0
Podziel się:

"Nasz Dziennik" nie musi przepraszać znanego adwokata Wojciecha Brochwicza
za podanie, że wykorzystywał "materiały operacyjne do gry politycznej" - orzekł prawomocnie Sąd
Apelacyjny w Warszawie. Sąd powołał się m.in. na udział Brochwicza w "sprawie Jaruckiej".

"Nasz Dziennik" nie musi przepraszać znanego adwokata Wojciecha Brochwicza za podanie, że wykorzystywał "materiały operacyjne do gry politycznej" - orzekł prawomocnie Sąd Apelacyjny w Warszawie. Sąd powołał się m.in. na udział Brochwicza w "sprawie Jaruckiej".

W czwartek SA oddalił pozew Brochwicza za takie twierdzenia gazety związanej z koncernem medialnym o. Tadeusza Rydzyka. SA zmienił wcześniejszy wyrok sądu I instancji, który uwzględnił pozew i nakazał "NDz" przeprosiny b. wiceszefa kontrwywiadu UOP i b. wiceszefa MSWiA oraz zapłatę 10 tys. zł.

Brochwicz jest oburzony wyrokiem SA i zapowiada kasację do Sądu Najwyższego, a następnie skargę do trybunału w Strasburgu. Według niego, nawiązanie przez SA do sprawy Jaruckiej to "totalne nadużycie".

W styczniu 2008 r. "NDz" w artykule pt. "Ekipa Brochwicza" pisał, że "gwarantem kariery" nowo wtedy powołanego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, mają być m.in. "jego ścisłe związki z Wojciechem Brochwiczem zamieszanym w sprawę Jaruckiej". "Jak przyznają w rozmowie z +NDz+ osoby odpowiedzialne za nadzór nad specsłużbami, wiadomości o wykorzystywaniu przez Bondaryka i Brochwicza materiałów operacyjnych do +gry politycznej+ docierały do członków sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych" - stwierdził autor artykułu Wojciech Wybranowski. Powołując się na "informatora z kręgów zbliżonych do służb specjalnych", pisał on, że Bondaryk i Brochwicz gromadzili materiały, do jakich mieli dostęp z tytułu pełnienia funkcji w służbach specjalnych, co miało być "tajemnicą poliszynela w środowisku PO".

48-letni Brochwicz - dziś adwokat, m.in. Janusza Kaczmarka - pozwał wydawcę "NDz", redaktor naczelną i autora tekstu do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga o ochronę dóbr osobistych. Żądał przeprosin w trzech gazetach i 100 tys. zł zadośćuczynienia. Brochwicz podkreślał, że zdarzenia opisywane w "NDz" "nigdy nie miały miejsca", a artykuł podważał jego adwokacką wiarygodność. Dodawał, że nikt z tej gazety nie kontaktował się z nim przed publikacją tekstu.

Sąd I instancji uznał w 2008 r., że autor artykułu nie wykazał należytej staranności. Nakazał pozwanym przeprosiny Brochwicza, ale nie w mediach, tylko w liście do powoda. Sąd przyznał też 10 tys. zł zadośćuczynienia. Apelację od tego wyroku złożyły obie strony procesu. Brochwicz chciał pełnego uwzględnienia pozwu; "NDz" - jego oddalenia.

Naruszenie dóbr powoda było oczywiste, a pozwani nie dowiedli, że nie działali bezprawnie i muszą ponieść konsekwencje - mówił w SA pełnomocnik Brochwicza Robert Karwowski. Pełnomocnik pozwanych mec. Krystyna Kosińska podkreślała, że źródła informacji "NDz" były "poważne, ale nie można było ich sprawdzić z powodu ich specyfiki". Dodała, że gazeta działała w "ważnym interesie społecznym".

SA uznał, że wprawdzie artykuł naruszył dobra osobiste powoda, ale naruszenie to nie było bezprawne, dlatego powództwo musi być oddalone. Uzasadniając wyrok sędzia Anna Kozłowska mówiła, że apelacja pozwanych jest zasadna, bo dowiedli oni, że nie działali bezprawnie, gdyż wykazali, iż autor skorzystał ze "źródeł, które trzeba uznać za wiarygodne i wystarczające". Sędzia dodała, że "NDz" cytował słowa członka speckomisji z PiS Jędrzeja Jędrycha.

Gdy sędzia powiedziała, że uzasadnienie takiego stanowiska sąd dostrzega w tzw. "sprawie Jaruckiej", Brochwicz nie umiał opanować emocji, za co przeprosił sąd. "Pan nie odesłał jej standardowo do prokuratury czy policji, ale do posła Miodowicza, a w końcu stanęła ona przed sejmową komisją" - powiedziała sędzia. Według niej, to dowodzi, że Brochwicz "miał umiejętność kierowania osobami, które posiadały wiadomości specjalne".

Według sądu, zamiarem "NDz" było poinformowanie opinii publicznej o przenikaniu się życia politycznego z zagadnieniami służb specjalnych. "Trudno się tu dopatrzyć pragnienia dokuczenia powodowi" - dodała sędzia.

Mocą wyroku SA powód ma też zwrócić pozwanym ok. 8 tys. zł kosztów procesu.

Mec. Kosińska nie kryła satysfakcji z wyroku SA.

"Sąd oparł się na mniemaniach pochodzących z magla, a nie na wiedzy i orzecznictwie" - powiedział PAP Brochwicz. "Nawiązanie do sprawy Jaruckiej to totalne nadużycie" - dodał. Podkreślił, że zarzucanie mu, iż skierował kogoś do komisji śledczej, która ma wszelkie uprawnienia prokuratury, świadczy o nieznajomości ustawy o komisji śledczej. "Nie miałem nigdy żadnych zarzutów prokuratury w sprawie Jaruckiej; nie wiązała się też ona z moim pozwem, ale dla sądu jestem winny w tej sprawie" - dodał Brochwicz.

W lipcu br. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł prawomocnie, że Ludwik Dorn nie musi przepraszać Brochwicza za swe słowa, że symbolizuje on "patologie służb specjalnych" - pozew Brochwicza za taką wypowiedź b. marszałka Sejmu oddalono. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Barbara Trębska mówiła wtedy, że "nie jest tak, że każdy inny adwokat, do którego poszłaby Jarucka, skontaktowałby ją z Miodowiczem". Zdaniem sędzi, ktoś inny skierowałby ją do organów ścigania. "Nie można więc mówić o przypadkowości Brochwicza jako osoby, do której zgłosiła się Jarucka - i ten kontekst należało uwzględnić" - dodała sędzia. Sędzia Kozłowska powołała się także na ten wyrok.

W sierpniu 2005 r. Anna Jarucka - b. asystentka Włodzimierza Cimoszewicza jako szefa MSZ w 2002 r. - przekazała komisji śledczej ds. PKN Orlen kserokopię rzekomego upoważnienia do zamiany oświadczenia majątkowego, jakie w 2002 r. miał jej wystawić Cimoszewicz. Ten kandydat na prezydenta w 2005 r. wycofał się z kandydowania z powodu nagonki na jego osobę. Jarucka o sprawie rzekomej zmiany w oświadczeniu majątkowym Cimoszewicza rozmawiała właśnie z Brochwiczem, za którego pośrednictwem skontaktowała się z członkiem komisji Konstantym Miodowiczem (PO), b. szefem kontrwywiadu UOP. Od 2007 r. trwa proces karny Jaruckiej, oskarżonej o posługiwanie się nieprawdziwym dokumentem. Wkrótce ma być wydany wyrok.

Brochwicz (działacz opozycji w PRL) był w 1990 r. sekretarzem komisji weryfikującej esbeków, a potem - wiceszefem kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa oraz wiceszefem MSWiA. Był także ekspertem PO, członkiem Rady Programowej tej partii.(PAP)

sta/ wkr/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)