Wojskowy sąd, przed którym trzech sanitariuszy z Iraku odpowiada za niewykonanie rozkazu, otrzymał opinię psychiatrów. Oceniają oni, że podsądni mieli chwilowo ograniczoną poczytalność z powodu silnego stresu.
W czwartek Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie kontynuował proces trzech żołnierzy - dwóch ratowników i kierowcy sanitarki - oskarżonych o niewykonanie rozkazu i nieudzielenie pomocy, gdy zaatakowany został konwój, w którym jechali.
Psychiatrzy badający podsądnych stwierdzili, że w trakcie zdarzenia w silnym stresie i stanie lękowym, doszło u nich do incydentalnego zaburzenia osobowości - ograniczenia zdolności rozpoznawania i kierowania własnym działaniem.
Sąd wysłuchał świadka, strzelca z Humvee jadącego w kolumnie przed samochodem, pod którym eksplodował ładunek. Żołnierz zeznał, że w czasie zdarzenia nie widział oskarżonych poza pojazdem, dodał, że już w bazie na spotkaniu po zasadzce nikt nie miał pretensji do oskarżonych.
Sąd odroczył rozprawę do listopada, by przesłuchać kolejnych świadków i biegłych, którzy sporządzili opinię psychiatryczną.
Sprawa dotyczy trzech żołnierzy z brygady kawalerii powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim. W lutym ubiegłego roku jechali oni w konwoju, w którym wskutek ataku zginął st. szer. Piotr Nita.
Za niewykonanie rozkazu i narażenie innych żołnierzy na niebezpieczeństwo grozi im do pięciu lat więzienia. Według prokuratury oskarżeni mimo rozkazu nie wyszli z sanitarki, aby udzielić pomocy rannym kolegom i zabrać ciało zabitego. Zdaniem obrony sanitariusze wykonywali polecenia przełożonych, a proces jest "komicznym sposobem na dyscyplinowanie wojska". (PAP)
brw/ pz/ jbr/