Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sąd rozpatruje wnioski ws. przedłużenia aresztu dla żołnierzy; decyzja ok. 16.45

0
Podziel się:

(dochodzi informacja o godzinie ogłoszenia decyzji sądu)

(dochodzi informacja o godzinie ogłoszenia decyzji sądu)

12.2.Warszawa (PAP) - Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie we wtorek rozpatruje wnioski w sprawie przedłużenia aresztu siedmiu żołnierzom podejrzanym w związku z ostrzelaniem afgańskiej wioski Nangar Khel.

Wszystkie posiedzenia są tajne, sąd rozpatruje wnioski odrębnie, po kolei dla każdego z siedmiu żołnierzy. Decyzja sądu ma być ogłoszona ok. godz. 16.45.

Mec. Piotr Kruszyński, obrońca Damiana L. (któremu prokuratura zarzuca atak na niebroniony obiekt), w rozmowie z dziennikarzami wyraził nadzieję, że jego klient będzie mógł odpowiadać z wolnej stopy.

"Sam zarzut jest bardzo wątpliwy. Było to działanie na rozkaz. Oczywiście nie można wykonywać rozkazu, który jest przestępstwem, ale pamiętajmy, że to jest pole walki. Jeżeli przełożony wydaje podwładnemu rozkaz użycia broni to nie ma czasu na dyskusje; wojsko to nie jest dyskusyjny klub filmowy" - powiedział adwokat.

"Odmowa wykonania rozkazu na polu walki może zakończyć się dla żołnierza bardzo źle" - podkreślił.

Pytany o obawę matactwa jako uzasadnienie przedłużenia aresztu dla żołnierzy Kruszyński ocenił, że śledztwo trwa już trzy miesiące, wszyscy zostali przesłuchani, ale nie przeprowadzono jeszcze konfrontacji.

"Zawsze prokuratura może mówić, że sprawa jest rozwojowa, oczywiście. Można odkładać konfrontację +ad calendas graecas+, ale w praworządnym państwie tak działać nie można. Trzeba działać szybko i sprawnie, to jedna z zasad procedury karnej" - ocenił.

Na sądowym korytarzu oprócz obrońców i licznej grupy dziennikarzy na decyzję oczekują także żona i ojciec jednego z żołnierzy. Starszy mężczyzna w rozmowie z dziennikarzami podkreślał, że jego zdaniem zatrzymani żołnierze powinni wyjść na wolność. "Po powrocie do kraju powinni odpocząć i przejść badania lekarskie, tego nie wykonali. Nikt tego nie uwzględnia. (...) Oni wrócili z najcięższej misji z Azji Środkowej, są tam różne zagrożenia. Nikt się nimi nie interesuje, pozostawiono ich samym sobie" - powiedział.

Podejrzani to kpt. Olgierd C., ppor. Łukasz B., chor. Andrzej O., plut. Tomasz B. oraz starsi szeregowi Damian L., Robert B. i Jacek J.

Sześciu żołnierzom z batalionu desantowo-szturmowego w Bielsku- Białej prokuratura zarzuciła zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Siódmemu postawiono zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny - grozi mu do 25 lat więzienia. Żołnierze zostali aresztowani 13 listopada, teraz prokuratura chce przedłużenia aresztu na kolejne trzy miesiące.

Do ostrzału wioski Nangar Khel doszło 16 sierpnia ub. roku. Na miejscu zginęło sześć osób, dwie następne zmarły w wyniku odniesionych ran. Wśród poszkodowanych były dzieci i kobiety - trzy zostały poważnie okaleczone.

Według prokuratury, żołnierze po dotarciu na miejsce nie stwierdzili obecności bojowników, mimo to, na rozkaz oficera, ostrzelali wioskę z wielkokalibrowego karabinu maszynowego i moździerza. Początkowo żołnierze twierdzili, że do ostrzału doszło w następstwie wymiany ognia z bojownikami. Potem przyznali, że była to wersja wymyślona, w obawie przed konsekwencjami.

Według relacji medialnych, zeznania żołnierzy i dowódcy bazy Wazi Khwa są sprzeczne; nawzajem próbują oni obarczać się winą. Żołnierze twierdzą, że to dowódca mjr Olgierd C. wydał im rozkaz ostrzelania wioski. Według jednego z żołnierzy, cytowanego przez "Superwizjer" TVN, Olgierd C. miał powiedzieć: "niech gniew Boży spadnie na te wioski". Inny żołnierz twierdził, że ostrzał wioski był planowany, zanim w ogóle wyjechali z bazy.

C., który jako jedyny z siedmiu aresztowanych nie był na miejscu zdarzenia, zaprzeczał, by wypowiedział takie słowa i by kazał otworzyć ogień w kierunku osady. Według jego obrońcy, oficer wydał rozkazy, które obligowały żołnierzy do działania w zupełnie innym rejonie, inne były też zasady użycia moździerza.

Stacja podała też, że żołnierze nazwali swój pododdział "Delta" (co miało być skrótem od "Dynamiczny Element Likwidacji Terrorystów Afgańskich" bądź "Arabskich"), a do swoich mundurów przypinali emblematy z trupimi czaszkami, być może, by dodać sobie animuszu.

W programie sugerowano także, że kilku wysokich rangą wojskowych próbowało tuszować całą sprawę. Ówczesny szef MON Aleksander Szczygło pytany o to przez "Superwizjer" powiedział tylko, że "trwa postępowanie, które ma wyjaśnić wszystkie okoliczności sprawy". Odchodząc, wyraźnie poirytowany, rzucił: "Proszę nie mówić do mnie, że ja mam jakąś odpowiedzialność za to, że banda durniów strzela do cywili". We wtorek Szczygło przeprosił za swoje "niepotrzebne" słowa. Zapewnił, że nie przesądza o niczyjej winie.

W mediach pojawiały się też doniesienia, że żołnierze mieli informacje o współpracy mieszkańców Nangar Khel z talibami, mieli oni pomagać organizować zasadzki na wojska sił NATO, w tym na Polaków. Według wtorkowej "Rzeczpospolitej", zdjęcia pokazane w ub. roku w TVN świadczą o tym, że w wiosce ukrywał się podejrzewany o ataki na wojskowe konwoje i zabójstwa afgańskich cywilów terrorysta Bismaelah.

Prokuratura przesłuchała dotychczas kilkudziesięciu świadków, wśród nich m.in. dowódcę 1. zmiany PKW w Afganistanie gen. Marka Tomaszyckiego (szef MON przeniósł go do rezerwy kadrowej do czasu wyjaśnienia sprawy) i dowódcę Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka.

Nie wiadomo na razie, kiedy przesłuchany zostanie płk Martin Schweitzer, amerykański dowódca 4. grupy bojowej w Afganistanie. Jego zdaniem, akcja polskich żołnierzy w Nangar Khel była błędem, a nie "działaniem kryminalnym". Niewykluczone, że jeszcze w lutym przesłuchany zostanie były szef MON Aleksander Szczygło.

Odrębny wątek sprawy dotyczy sprawności moździerza i amunicji, z której ostrzelano wioskę. Według obrońców zatrzymanych, amunicja była wadliwa i to mogło być powodem, że pociski spadły na zabudowania. Jednak testy przeprowadzone - już po zdarzeniu - na poligonie w Polsce, wykazały, że amunicja spełnia normy. W tym tygodniu pociski mają zostać ponownie sprawdzone. Pod koniec marca do Afganistanu ma wyjechać komisja biegłych, by na miejscu przeprowadzić eksperyment procesowy w tej sprawie.

O uwolnienie podejrzanych i umożliwienie im odpowiadania przed sądem z wolnej stopy zaapelowali przed kilkoma dniami emerytowani generałowie - wśród nich bohaterowie II wojny światowej, członkowie Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari i pierwszy dowódca jednostki GROM Sławomir Petelicki, a także profesorowie prawa. (PAP)

ktl/ brw/ malk/ itm/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)