Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Samorządy: potrzeba rozwiązań systemowych na szczeblu państwa

0
Podziel się:

Przedstawiciele samorządów uważają, że zrobili wszystko co w ich mocy, by
zminimalizować skutki powodzi. Aby do tak wielkich strat nie dochodziło w przyszłości, potrzeba
rozwiązań systemowych na szczeblu ogólnokrajowym - powiedzieli PAP.

Przedstawiciele samorządów uważają, że zrobili wszystko co w ich mocy, by zminimalizować skutki powodzi. Aby do tak wielkich strat nie dochodziło w przyszłości, potrzeba rozwiązań systemowych na szczeblu ogólnokrajowym - powiedzieli PAP.

Przedstawiciele samorządów mają nadzieję, że wreszcie znajdą się pieniądze nie tylko na usuwanie skutków powodzi, ale też na ważne inwestycje - budowę solidnych wałów oraz polderów, czyli sztucznych zbiorników przeciwpowodziowych. Najlepszy plan, dopóki będzie na papierze, nie zmniejszy ryzyka wystąpienia powodzi - podkreślają.

"1997 rok trochę nas nauczył, jeśli chodzi o przygotowywanie do bezpośredniej akcji () ratunkowej, natomiast nie doprowadził do zmiany w Polsce systemu przeciwdziałania powodzi. Ta zmiana to szczebel ustawowy i państwowy" - powiedział PAP dyrektor biura zrzeszającego ponad 300 miast Związku Miast Polskich (ZMP), Andrzej Porawski.

Ocenił, że samorządy, na których spoczywają obowiązki związane z zarządzaniem kryzysowym, w czasie powodzi dobrze wywiązały się z tego zadania. Jeśli gdzieś były to działania niewystarczające, to nie dlatego, że system nie działał, ale ze względu na skalę zjawiska - zauważył.

Przedstawiciele ZMP podkreślają, że gmina czy powiat są zbyt małymi jednostkami, by wprowadzać skuteczne rozwiązania zapobiegające powodzi. W ocenie organizacji, niewielkie środki, które na ten cel mają samorządy, są dobrze wydawane. Aby jednak system działał, musi dotyczyć całej rzeki, która przecież przekracza granice gmin i powiatów - podkreślił Porawski.

Potrzebę koordynacji działań potwierdza wiceburmistrz Wilamowic (Śląskie) Stanisław Gawlik. Jak zaznaczył, najważniejszą sprawą "na dziś" jest likwidowanie ogromnych zaniedbań w obwałowaniach. Jego gmina jest ich najlepszym przykładem. Wiele wsi zostało zalanych, gdyż Dankówka przerwała niedokończony wał w sąsiedniej gminie Brzeszcze, już po małopolskiej stronie.

"Wał był niedokończony, zbyt niski. Woda najpierw go przelała, a potem przerwała i poszła na nasze sołectwo Dankowice. Nasz apel do wojewody i marszałka województwa małopolskiego: naprawcie ten wał! () Po śląskiej stronie wał został solidnie wykonany. Nic się teraz nie stało. Po małopolskiej stronie zaniedbano prace, nie skończono ich na około 1,6 km i właśnie stamtąd woda poszła" - mówił.

Porawski zwrócił uwagę, że po powodzi w 1997 r. wzdłuż Odry powstało kilka polderów, dzięki czemu skutki obecnej powodzi są mniejsze niż wzdłuż Wisły. Jednak w ostatnich latach nie dość, że brakuje inwestycji, to nowe nie zawsze są przemyślane - uważa. "W niektórych miejscach wały przybliża się do rzeki. To ewidentny błąd, bo w takiej sytuacji zmniejsza się przekrój, jest wyższy stan i większa prędkość wody, która bardziej zagraża wałom" - podkreślił dyrektor biura ZMP.

Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz powiedział PAP, że aby skuteczniej bronić miasta przed przyszłymi powodziami, trzeba przede wszystkim specustawy dotyczącej budownictwa. Dutkiewicz przyznał, że obecnie odmówienie komuś budowy na terenach zalewowych jest bardzo trudne lub wręcz niemożliwe, jeśli w pobliżu stoją już inne budynki.

Ponadto - mówił prezydent - Wrocław, zwłaszcza Kozanów (osiedle, które zostało zalane w 1997 i teraz w 2010 r.) potrzebuje półtorakilometrowego wału. Wał nie mógł jednak powstać od 1999 r. - wtedy zapadła decyzja o konieczności jego budowy - z powodu protestu działkowców. Sprawę wrocławskich związkowców na korzyść budowy wału rozstrzygnął dopiero Trybunał Konstytucyjny.

Także w opinii marszałka woj. lubelskiego Krzysztofa Grabczuka, aby uniknąć tak wielkich powodzi w przyszłości, potrzebne będą większe nakłady na infrastrukturę zabezpieczającą przed wylewaniem rzek, a także zmiana prawa. "Muszą powstać takie przepisy, które będą wręcz zabraniały rozpoczynania inwestycji budowlanych w miejscach, gdzie istnieje zagrożenie powodziowe, bo w wielu miejscach taka sytuacja jest" - dodał Grabczuk.

Zdaniem dyrektora Porawskiego, wysiedlanie ludzi jest jedynie działaniem doraźnym i nie rozwiązuje problemu. "Na terenach zagrożonych dużymi powodziami domy są budowane od II wojny światowej. Ktoś na to wyrażał zgodę i dziś będzie bardzo trudno ludzi stamtąd usunąć, oni związali z tymi miejscami swoje życie" - argumentuje dyrektor biura ZMP.

Wicestarosta opolski Krzysztof Wysdak dzieli najpilniejsze potrzeby samorządów na dwa obszary. Duże inwestycje, jak naprawa uszkodzonych wałów, udrożnienie koryt rzek i poprawa dużej infrastruktury przeciwpowodziowej będą wymagały przesunięć środków w budżecie państwa - zaznaczył.

Są też te pozornie drobne zadania, które jednak mocno dają się samorządom we znaki podczas ulewnych deszczy. "Przepusty przy domach, czy na łąkach są zaniedbane, pomimo że właściciele mają obowiązek dbania o to, aby były wykoszone, sprawne i drożne" - powiedział PAP Wysdak. Starosta chciałby lepszego egzekwowania prawa w tym zakresie, a nawet tego, aby samorządy - w ostateczności - miały możliwość wykonania takich prac na koszt uchylającego się od nich właściciela nieruchomości.

Zdaniem wiceburmistrza Czechowic-Dziedzic (Śląskie) Mariana Błachuta najbardziej potrzebna jest obecnie szybka pomoc finansowa dla poszkodowanych przez powódź, a jednocześnie maksymalne uproszczenie procedur ich rozdziału.

"W tamtym roku mieliśmy podtopienia i dostaliśmy 1,28 mln zł. Procedury były takie, że każdą wypłatę należało poprzedzić dokładnym wywiadem środowiskowym. Jak ktoś miał wyższe zarobki niż średnia, to mógł nic nie dostać. Gdy ktoś traci dorobek życia, to jak tu pytać o zarobki? Jak żądać udokumentowania strat, gdy cały dom został całkowicie zniszczony?" - powiedział wiceburmistrz.

Sekretarz gminy Lanckorona (Małopolskie) Teresa Florek powiedziała, że samorządowcy nie zastanawiali się nad barierami, które utrudniają sprawną walkę z żywiołem; kupują wszystko, czego potrzeba, by poprawić sytuację.

Wiele samorządów obawia się, że kiedy opadnie woda, na usuwanie skutków żywiołu trzeba będzie przeznaczyć tak duże pieniądze z budżetu, że nie wystarczy ich na długo oczekiwane inwestycje.

Porawski przypomniał, że ewentualne środki z Funduszu Solidarności UE trafią na usuwanie skutków powodzi, a nie infrastrukturę. Zaznaczył, że Polska ma ciągle do dyspozycji miliardy z UE z Funduszu Spójności. Duża część tych środków ma zostać przeznaczona na budowę kanalizacji i oczyszczalni ścieków do roku 2015. Porawski ma nadzieję, że po takiej katastrofie UE zgodzi się na przeznaczenie części tych środków na przeciwdziałanie powodzi i przesunie termin zobowiązań akcesyjnych w dziedzinie budowy kanalizacji i oczyszczalni z 2015 do 2018 roku.

Przypomniał, że w 2007 r. weszła w życie Dyrektywa Powodziowa UE. "Samorządy w 2007 r. sformułowały oficjalne stanowisko i zaprezentowały ją na Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Wzywało ono do wprowadzenia przepisów Dyrektywy Powodziowej do polskiego prawa. Dzisiaj mamy maj 2010, śladu nie ma" - podkreślił. Zaznaczył, że samo przyjęcie Dyrektywy też niczego nie zmieni, nakazuje ona jedynie analizowanie ryzyka powodzi i opracowywanie planów zmniejszenia zagrożenia.

"Najlepszy plan, dopóki będzie na papierze, nie zmniejszy ryzyka wystąpienia powodzi. Potrzebna są określone inwestycje. Gdyby te 10 mld zł, które teraz trzeba będzie wydać na usuwanie skutków, wydano po 1997 r. na budowę polderów zalewowych (...) obie główne rzeki byłyby +oblepione+ polderami" - uważa dyrektor.(PAP)

kon/ kop/ umw/ szf/ jsz/ abr/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)