Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sejm: wysłuchanie publiczne dot. projektu prezydenta: spór o referenda

0
Podziel się:

Przepisy o referendach, zarówno tych dotyczących odwoływania prezydentów
miast, jak i w sprawach lokalnych, zawarte w prezydenckim projekcie ustawy samorządowej wzbudziły
najwięcej kontrowersji podczas wtorkowego wysłuchania publicznego projektu.

Przepisy o referendach, zarówno tych dotyczących odwoływania prezydentów miast, jak i w sprawach lokalnych, zawarte w prezydenckim projekcie ustawy samorządowej wzbudziły najwięcej kontrowersji podczas wtorkowego wysłuchania publicznego projektu.

Wysłuchanie publiczne z udziałem licznie przybyłych samorządowców oraz przedstawicieli organizacji pozarządowych odbyło się we wtorek na posiedzeniu sejmowej komisji samorządu terytorialnego. O jego przeprowadzenie wnioskował w listopadzie poseł Przemysław Wipler (niezrzeszony).

Pierwsze czytanie przedstawionego przez Bronisława Komorowskiego projektu ustawy o współdziałaniu w samorządzie terytorialnym na rzecz rozwoju lokalnego odbyło się w Sejmie pod koniec września.

Prezydencki projekt zakłada, że referendum lokalne byłoby ważne bez względu na liczbę uczestniczących w nich osób. Wyjątek stanowić miałoby referendum w sprawie odwołania organu jednostki samorządu wyłonionego w wyborach bezpośrednich.

Obecnie, aby referendum w sprawie odwołania m.in. wójta, burmistrza, prezydenta miasta, było ważne musi wziąć w nim udział 3/5 wyborców, którzy głosowali w wyborach. Prezydencka propozycja zakłada, że w przypadku takiego referendum, by było ono ważne, frekwencja musi być nie mniejsza niż w czasie wyborów tego organu.

Właśnie to rozwiązanie wywołało najwięcej kontrowersji podczas wtorkowego wysłuchania publicznego.

Adam Kotucha z partii Demokracja Bezpośrednia przekonywał, że projekt może być niekonstytucyjny. Jak argumentował, ustawa zasadnicza gwarantuje lokalnym wspólnotom prawo do odwoływania polityków samorządowych. "Jeśli to prawo zostanie zablokowane, to tak jak w innych przypadkach, Trybunał Konstytucyjny zakwestionuje po prostu tę ustawę" - podkreślił.

Także Waldemar Fydrych z Pomarańczowej Alternatywy ocenił, że podniesienie progu frekwencyjnego w przypadku referendów odwoławczych jest "niedopuszczalne i może cofnąć w ogóle rozwój społeczeństwa obywatelskiego".

Według socjologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosława Flisa przepis dotyczący frekwencji przy odwoływaniu władz samorządowych jest źle skonstruowany. "Ta konstrukcja jest wadliwa; to prowadzi do sytuacji, gdy absencja ma wpływ na wynik" - zauważył. Jego zdaniem należałoby poprawić zapis w ten sposób, by "głosów za odwołaniem było nie mniej niż 3/5 głosów oddanych w poprzednich wyborach".

Samorządowcy podczas wysłuchania za szkodliwe uznali też zapisane w projekcie zniesienie progu frekwencyjnego w przypadku referendów dot. spraw lokalnych. "To prowadzi do anarchii. Bo jak jedna grupa będzie chciała poprowadzić drogę w jednym kierunku, a druga w innym, i będą przeprowadzać referenda na zmianę, to co z tego wyjdzie?" - pytał dyrektor Biura Związku Miast Polskich Andrzej Porawski. Zgodził się natomiast z proponowanym zapisem o referendach odwoławczych; pochwalił również wzmocnienie samodzielności samorządów zawarte w projekcie.

Sam Wipler na konferencji prasowej w Sejmie ocenił, że projekt "ma oznaczać ograniczenie prawa obywateli do korzystania z referendum, w ramach którego możemy odwoływać burmistrzów, prezydentów, wójtów, którzy łamali prawo, nie są szanowani przez swych wyborców".

Poinformował o rozpoczęciu współpracy z organizacjami pozarządowymi pod hasłem "Poseł bezpośredni". Zapowiedział, że będzie składał poprawki do projektu eliminujące podniesienie progu, jeśli chodzi o odwoływanie prezydentów, wójtów i innych samorządowców.

Burmistrz warszawskiego Ursynowa Piotr Guział - inicjator referendum ws. odwołania prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz - ocenił, że pomysł podwyższania progu frekwencyjnego jest "całkowicie pozbawiony uzasadnienia, a także niedemokratyczny". Jak dodał, nie zgadza się z opinią prezydenta, że instytucja referendum odwoławczego jest w Polsce nadużywana. Zaproponował m.in., wprowadzenie "obligatoryjnego referendum" w połowie kadencji, jako absolutorium mieszkańców dla prezydenta miasta.

Według Guziała warto rozważyć pomysł, by referenda odwoławcze z inicjatywy obywateli były konstruktywne, czyli by jego organizatorzy wskazywali kandydata, mającego zastąpić obecnego prezydenta lub wójta. "To, wydaje się, w pełni konsumuje intencje pana prezydenta, by to nie było nadużywane" - dodał. Zaapelował też o "uczynienie miejskich radnych mniej bezradnymi" poprzez uzawodowienie ich lub przyznanie pieniędzy na prowadzenie biura czy wynajęcie własnego prawnika.

W czasie wysłuchania pojawił się też postulat, by ograniczyć urzędowanie prezydentów miast do 2-3 kadencji. Niektórzy działacze organizacji pozarządowych wskazywali, że długie urzędowanie prowadzi do zawiązywania lokalnych układów korupcyjnych.

"Z tego wynika, że ja reprezentuję to skrajnie korupcyjne środowisko, bo nie dość, że pracuję szóstą kadencję, to nie dałem się odwołać w referendum" - żartował burmistrz Gołdapi Marek Miros. Jego zdaniem ograniczenie liczby kadencji byłoby krzywdzące. Jak ocenił, powinno się wprowadzić emerytury przejściowe lub odprawy w odpowiednie dla liczby kadencji dla zawodowych polityków samorządowych. "Bo ci ludzie pracują dla swoich regionów, a na wiele lat wypadają z zawodów, które wcześniej uprawiali" - argumentował burmistrz.(PAP)

(planujemy kontynuację tematu)

wni/ sdd/ par/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)