Biała (PAP) - Na trzy lata więzeinia skazał bielski sąd rejonowy 29-letniego Grzegorza G. i 37-letniego Dariusza R., których prokuratura oskarżała o przewożenie przedmiotów pochodzących z kradzieży w centrum handlowym w Żylinie na Słowacji - poinformował w środę rzecznik Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej Jarosław Sablik.
Wyrok jest nieprawomocny. Obrońcy zapowiedzieli już apelację.
Do zatrzymania mężczyzn doszło nocą, 4 czerwca 2005 roku. Oficer dyżurny bielskiej komendy otrzymał informację o ucieczce jadącego ze Słowacji bmw, które już wcześniej było pod obserwacją policji. Auto jechało w kierunku Katowic z prędkością 180-200 km na godzinę. Kierowca ominął rozmieszczone w Bielsku-Białej punkty zatrzymań.
Kiedy bmw wyjechało już z centrum miasta, na prostym odcinku drogi kierowca stracił panowanie nad autem, wpadł w poślizg i uderzył w słup oświetleniowy. Drzwi samochodu zakleszczyły się, dlatego kierowca próbował wyjść z auta przez uchylone okno. Pomogli mu policjanci.
W trakcie doprowadzania do radiowozu Grzegorz G. próbował się wyrwać i uciec. W czasie szarpaniny groził policjantom, usiłował ich kopać, jednego z nich uderzył głową w nos.
W bmw policjanci znaleźli 130 nowych telefonów komórkowych, laptopa, 130 tysięcy koron słowackich. Wszystko warte było około 185 tysięcy złotych. W nocy z 2 na 3 czerwca 2005 roku zostały skradzione z centrum handlowego w Żylinie na Słowacji. W aucie były też narzędzia służące do włamań, kij bejsbolowy i radiostacja pracująca na częstotliwości policyjnej.
Grzegorz G. w asyście policjantów przewieziony został do szpitala. Trafił tam też 36-letni pasażer bmw Dariusz R., który nie był w stanie wydostać się z rozbitego auta o własnych siłach. Uwolnili go strażacy za pomocą specjalistycznego sprzętu.
Po zatrzymaniu mężczyzn policja informowała, że obaj są członkami grupy przestępczej, która specjalizowała się w spektakularnych włamaniach do hipermarketów w Polsce i za granicą. Gang działał jak w sensacyjnym filmie - jego członkowie w dachach centrów handlowych wycinali dziury, omijając alarmy, zjeżdżali po linach i kradli cenny sprzęt elektroniczny.
Nad sprawą pracowała specjalna grupa operacyjno-śledcza, powołana przez szefa śląskiej policji. Przy rozpracowywaniu gangu polscy funkcjonariusze byli w ścisłym kontakcie z policjantami z Republiki Czeskiej i Słowacji, gdzie miały miejsce podobne włamania do dużych centrów handlowych.
Kilka dni przed "wpadką" Grzegorza G. i Dariusza R. dokonano pierwszych zatrzymań mężczyzn w wieku od 24 do 40 lat. Zarzucono im dokonanie dwóch włamań - w październiku 2004 roku do sklepu z elektroniką i AGD w kompleksie handlowym M1 w Czeladzi oraz w marcu 2005 roku do katowickiego centrum handlowego King Cross przy hipermarkecie Geant.
Ogółem w województwie śląskim doszło do kilku innych, bardzo podobnych włamań, między innymi w Mysłowicach i Bytomiu, a także w przygranicznych regionach Republiki Czeskiej i na Słowacji. Łupem przestępców padały zwykle telefony komórkowe, kamery, aparaty cyfrowe, karty telefoniczne i sprzęt elektroniczny. Przedmioty skradzione podczas napadów w Katowicach i Czeladzi były warte około 250 tysięcy złotych.
Śląska prasa ochrzciła przestępców mianem "gangsterów z +Mission Impossible+" - przestępcy działali podobnie jak bohaterowie tego filmu. Gazety spekulowały, że członkami grupy mogą być alpiniści. (PAP)
szf/ itm/