Postępowanie dyscyplinarne wobec znanego toruńskiego sędziego Zbigniewa W. będzie kontynuowane - orzekł we wtorek Sąd Najwyższy, uchylając postanowienie sądu dyscyplinarnego o umorzeniu sprawy z powodu przedawnienia.
SN uznał, iż decyzja sędziowskiego sądu dyscyplinarnego z lutego umarzająca sprawę dotyczącą zarzutu złożenia fałszywego doniesienia, naruszyła prawo Zbigniewa W. do obrony. Zbigniew W. był bowiem nieobecny na rozprawie dyscyplinarnej - przedstawił zwolnienie lekarskie. Sąd dyscyplinarny mimo to podjął decyzję o umorzeniu sprawy.
"Sąd miał bezwzględny obowiązek odroczenia rozprawy, tym bardziej, że W. sygnalizował, że chce w niej wziąć udział i przedstawić okoliczności na swą obronę" - uzasadniał postanowienie sędzia SN Hubert Wrzeszcz.
W 2002 r. sędzia Zbigniew W. został zawieszony w czynnościach w związku ze złożeniem fałszywego doniesienia na swą byłą partnerkę - studentkę Beatę K., której zarzucił pomówienie go o wywołanie w 1998 r. awantury w jej mieszkaniu. Okazało się jednak, że to sam sędzia ją wywołał.
Gdy w 2004 r. sędziowski sąd dyscyplinarny uchylił mu immunitet sędziowski, by mógł odpowiadać w tej sprawie, jednocześnie pozbawiono go połowy wynagrodzenia - do czasu prawomocnego zakończenia jego procesu karnego.
Początkowo Sąd Rejonowy we Włocławku skazał W.; co potem uchylono. W styczniu 2006 r. sąd we Włocławku ponownie uznał jego winę, ale sprawę umorzył, uznając, że "ma ona charakter bardziej obyczajowy i etyczny niż karny". Apelację złożył zarówno sędzia, który chciał uniewinnienia, jak i ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Mimo uwzględnienia apelacji kolejny proces umorzono z powodu przedawnienia. Z tego samego powodu w 2008 roku umorzono postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego.
Zażalenie na umorzenie postępowania dyscyplinarnego do SN złożył jednak sędzia. Wnosił on o umorzenie postępowania nie z powodu przedawnienia, a ze względu na brak podstaw do prowadzenia sprawy dyscyplinarnej.
W 2000 r. "Rzeczpospolita" w artykule pt. "Sędzia do wynajęcia" napisała, że W. utrzymywał kontakty z toruńskim półświatkiem. Sprawa artykułu odbiła się szerokim echem w środowisku prawniczym i dziennikarskim.
Sędzia wytoczył dziennikarzom cywilny proces. Ostatecznie w kwietniu ubiegłego roku Sąd Najwyższy uznał, iż dziennikarze nie muszą przepraszać sędziego za oceny, że przyjaźnił się z gangsterem i że w zagadkowy sposób nabył luksusowe auto. Jednocześnie SN podtrzymał orzeczony w niższej instancji nakaz przeproszenia za inne fragmenty artykułu "Sędzia do wynajęcia". (PAP)
mja/ malk/ jra/