W Sudanie rozpoczęły się w niedzielę pierwsze od ćwierć wieku wielopartyjne wybory parlamentarne, prezydenckie oraz do władz lokalnych. Głosowanie potrwa do wtorku. Częściowo autonomiczne południe kraju wybiera też własnego prezydenta i regionalny parlament.
Pierwszego dnia głosowania, według informacji podawanych przez lokalne media, lokale wyborcze były zatłoczone. W wielu regionach, zwłaszcza na południu, wybory zaczęły się z opóźnieniem. Niektóre lokale wyborcze otworzono dopiero około południa. Ustawiały się przed nimi długie kolejki.
Prezydent Omar al-Baszir, za którym Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania i który mimo to uważany jest za faworyta tych wyborów, zagłosował przed południem w Chartumie. Z kolei przywódca południa kraju Salva Kiir głosował w stolicy regionu, mieście Dżuba. Kiir musiał czekać 20 minut na otwarcie lokalu wyborczego, a następnie wrzucił swoją kartę wyborczą do niewłaściwej urny.
Na głosowaniu cieniem kładzie się bojkot wyborów przez kilka partii opozycyjnych na północy kraju. Wycofały one swoich kandydatów, twierdząc, że wybory są niesprawiedliwe.
Były prezydent USA Jimmy Carter, który jest w grupie międzynarodowych obserwatorów nadzorujących wybory, oświadczył, że przebiegną one bez większych problemów. Wyniki będą znane najprawdopodobniej w najbliższa niedzielę.
W czasie wyborów w całym kraju zaostrzono środki bezpieczeństwa.
Jeszcze przed wyborami organizacje obrońców praw człowieka zgłaszały nieprawidłowości zarówno na północy, jak i na południu kraju. Zwłaszcza w Darfurze wielu ludzi mieszkających w obozach dla uchodźców nie mogło zarejestrować się jako wyborcy.
Głosowanie uważane jest za ważny krok w realizacji zawartego w 2005 roku planu pokojowego kończącego wojnę domowa pomiędzy północą i południem kraju. Mają one przygotować grunt pod zaplanowany na przyszły rok referendum dotyczące niepodległości południa kraju. (PAP)
keb/ mc/
