Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Świadek w procesie Bronowicz-Szczygło: zastrzeżenia nie były drobne

0
Podziel się:

Warszawski sąd rejonowy kontynuował w piątek proces o zniesławienie, jaki
gen. Janusz Bronowicz, b. dowódca 21 Brygady Strzelców Podhalańskich, wytoczył byłemu ministrowi
obrony Aleksandrowi Szczygle.

Warszawski sąd rejonowy kontynuował w piątek proces o zniesławienie, jaki gen. Janusz Bronowicz, b. dowódca 21 Brygady Strzelców Podhalańskich, wytoczył byłemu ministrowi obrony Aleksandrowi Szczygle.

Chodzi o wypowiedź Szczygły dla TVN24 z grudnia 2007 roku, już po zdaniu przezeń urzędu ministra obrony. Szczygło powiedział wówczas, że odwołał Bronowicza z funkcji dowódcy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich, ponieważ dotarły do niego informacje o takim zachowaniu generała, które uniemożliwiało mu dalsze dowodzenie jednostką.

Za zniesławienie grozi kara dwóch lat więzienia. Szczygło, obecnie szef BBN, nie przyznaje się do winy i uważa, że Bronowicz - aktualnie dowódca szóstej zmiany polskiego kontyngentu w Afganistanie - wyrwał jego wypowiedzi z kontekstu.

Sąd przesłuchał w piątek dwóch świadków w sprawie. Jak relacjonowali, do żandarmerii wojskowej w 2007 roku napływały liczne anonimowe sygnały dotyczące nieprawidłowości w brygadzie "podhalańczyków"; dotyczyły działania kilku osób, na przestrzeni kilku lat.

Po sprawdzeniu zawiadomień i potwierdzeniu części sygnałów żandarmeria sporządziła notatkę dla Szczygły (ówczesnego ministra obrony) na temat nadużywania stanowisk przez kilku wysokich rangą wojskowych. Podjęto dalsze działania dochodzeniowo-śledcze, a zebrane materiały przekazano wojskowej prokuraturze.

Wśród zdiagnozowanych wówczas nieprawidłowości - jak mówili świadkowie - było m.in. nielegalne wyłączenie z kompleksu koszarowego tzw. Domu Podhalańczyka. Budynek, który miał spełniać funkcje kulturalno-oświatowe, faktycznie składał się z generalskiego apartamentu, pokoju wypoczynkowego, kilku sypialni i zaplecza kuchennego, z którego korzystali zaproszeni goście. Żołnierzy angażowano tam m.in. do prac w charakterze sprzątaczki i gońca po sprawunki.

Kolejne zastrzeżenia dotyczyły - według świadków - wykorzystywania wojskowego budynku w miejscowości Rajskie w Bieszczadach. Formalnie był to obiekt szkoleniowy brygady, faktycznie było to miejsce, gdzie wypoczywały "grupy znakomitych gości". Goście obu tych miejsc nie płacili za pobyt, więc koszty np. energii narażały jednostkę na straty. Posiłki przygotowywano w oparciu o zaopatrzenie z wojskowej kuchni, co przy braku nadwyżek powodowało, że żołnierze otrzymywali mniejsze porcje.

Jak ustaliła żandarmeria, inne nadużycia dotyczyły angażowania żołnierzy, przez jednego z dowódców, do zbierania kamieni na poligonie, a następnie do ich transportu i budowy z nich ogrodzenia domu. Kolejne dotyczyły skierowania żołnierzy do budowy innego płotu, u innego wojskowego wysokiego rangą, tym razem ze zgromadzonych przez niego elementów konstrukcji starych maszyn do szycia.

"Nie jest tajemnicą, że w wojsku trudno przebić się z prawdą w relacjach podwładny - przełożony. (...) Środowisko rzeszowskie nie było skłonne do dzielenia się swoją wiedzą" - powiedział jeden ze świadków. "Ostatecznie prokuratura uznała, że nie naruszono prawa, a postępowanie umorzono. (...) W mojej ocenie zastrzeżenia nie były drobne" - dodał.

W programie, w którym w grudniu 2007 r. padły sporne słowa, Szczygło - telefonicznie, ponieważ był w podróży - dyskutował ze swym następcą. Mówił, że jest grupa wyższych oficerów wojska - ośmiu generałów, wobec których żandarmeria prowadzi postępowania. Bogdan Klich zapytał wtedy, czy chodzi o gen. Bronowicza, którego Szczygło odwołał z dowodzenia "podhalańczykami" i przeniósł do rezerwy kadrowej. Szczygło odpowiedział, że przeniósł Bronowicza do rezerwy "po uzyskaniu informacji o jego zachowaniach, które wskazują, że nie może on pełnić funkcji dowódcy". Wyraził przekonanie, że "wojsko powinno być oczyszczone z osób, które łamią przepisy prawa".

Na jednej z rozpraw Szczygło podkreślał, że dyskusja dotyczyła nie tylko gen. Bronowicza, ale szerzej: patologii w wojsku, a jego medialna wypowiedź miała charakter ogólny, nie przesądzała o winie lub niewinności generała. Wyjaśniał, że wymienił nazwisko Bronowicza, ponieważ dyskutując z nowym ministrem obrony uznał, że "w takiej sytuacji należy operować konkretami, a nie ogólnymi sformułowaniami". Argumentował też, że odwoływanie oficerów z funkcji i przenoszenie do rezerwy kadrowej do czasu wyjaśnienia dotyczących ich wątpliwości jest zwykłą praktyką w MON, także obecnie.

Proces odroczono do 10 marca. (PAP)

ktl/ abr/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)