Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Syryjski dyplomata: dwie drogi zakończenia konfliktu

0
Podziel się:

Rząd Syrii idzie dwiema równoległymi drogami ku zakończeniu konfliktu:
drogą polityczną i bezpieczeństwa - mówił PAP p.o. ambasadora Syrii w Polsce Idris Mayya, pytany o
strategię na rozpoczętą w poniedziałek w Genewie drugą turę rozmów pokojowych.

Rząd Syrii idzie dwiema równoległymi drogami ku zakończeniu konfliktu: drogą polityczną i bezpieczeństwa - mówił PAP p.o. ambasadora Syrii w Polsce Idris Mayya, pytany o strategię na rozpoczętą w poniedziałek w Genewie drugą turę rozmów pokojowych.

"Droga polityczna oznacza, że rząd jest gotów na dialog z całą opozycją - wewnętrzną i zewnętrzną - aby zakończyć działania wojenne. Droga bezpieczeństwa oznacza, że rząd ma na celu przeciwstawienie się wszelkim działaniom terrorystycznym na terenie Syrii" - tłumaczył charge d'affaires syryjskiej ambasady.

"Syryjski rząd bierze udział w Genewie 2 na podstawie wcześniejszych uzgodnień, (...) by dążyć do jak najszybszego zaprzestania przemocy i zakończenia wojny w Syrii. Rząd pojechał do Genewy, by szukać rozwiązań, odpowiadając na rosyjskie i amerykańskie starania" - zapewnił Mayya. Dodał, że "delegacja ma wytyczne od prezydenta Baszara el-Asada, aby podczas Genewy 2 szukać wszelkich możliwych sposobów w celu zakończenia przemocy w Syrii".

Zastrzegł, że władze w Damaszku nie do końca zgodziły się na wszystkie ustalenia Genewy 1 z 2012 r.; w jednym z punktów zaapelowano o powołanie w Syrii rządu przejściowego mającego pełnię władzy wykonawczej. Mayya zaznaczył, iż jest to "dopiero 8 punkt tzw. komunikatu genewskiego". W jego przekonaniu "nie można dokonywać żadnych ruchów politycznych w państwie, gdzie przez cały czas prowadzone są działania wojenne".

Mayya dodał, że podczas I rundy Genewy 2 "rząd zadał drugiej stronie pytanie, czy może wpłynąć na rebeliantów, aby zaprzestali przemocy. Odpowiedź brzmiała +nie+". "Można zatem zadać pytanie: jeżeli ci, którzy reprezentują opozycję, nie są w stanie wpłynąć na rebeliantów, którzy zabijają w Syrii, to kogo faktycznie reprezentują?" - zastanawiał się Mayya.

Dlatego - jak tłumaczył dyplomata - rząd zwrócił się z prośbą do Lakhdara Brahimiego, który przewodniczy rozmowom pokojowym, oraz do sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna o poszerzenie składu delegacji strony przeciwnej. "Ta opozycja, która jest obecna na rozmowach w Genewie, to reprezentanci USA i niektórych państw Zatoki Perskiej mówiący w ich imieniu" - uważa Mayya.

Jak podkreślił, "państwa, którym najbardziej zależy na 8. punkcie ws. rządu tymczasowego, to USA, W. Brytania, Francja oraz Arabia Saudyjska, Katar i Turcja". "Zależy im, aby grupa, która reprezentuje ich politykę i interesy, doszła do władzy w Syrii" - dodał.

Spytany, jak władze zamierzają poradzić sobie z wypełnieniem zobowiązań ws. likwidacji broni chemicznej, dyplomata zapewnił, że "syryjski rząd dotrzymuje zobowiązań". Zwrócił uwagę, że Syria przystąpiła do konwencji o zakazie broni chemicznej oraz realizuje postanowienia rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2118 dotyczące likwidacji tej broni pod nadzorem wspólnej misji ONZ i Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW).

Mayya wskazał, że zlikwidowanie tej broni nie zależy wyłącznie od rządu. "Oprócz trwających działań wojennych, Syria potrzebuje też odpowiedniego sprzętu do przewożenia tych niebezpiecznych substancji. Państwa, które obiecały taki sprzęt - USA i niektóre państwa zachodnie - nie wywiązały się z umowy. Część sprzętu dostarczono z opóźnieniem, a części wcale" - tłumaczy, zastrzegając, że państwa arabskie umowy dotrzymały.

Powołał się ponadto na niedawną wypowiedź szefowej misji ONZ i OPCW Sigrid Kaag, która nie wierzy, by Syria celowo opóźniała likwidowanie arsenału chemicznego, lecz że dzieje się tak ze względów bezpieczeństwa. "Niektóre grupy atakowały dwa miejsca, w których była składowana broń chemiczna. Dzięki wojsku te ataki zostały odparte" - dodał.

Na pytanie, dlaczego rząd wcześniej nie zdecydował się na utworzenie korytarzy humanitarnych, np. w obleganym od 18 miesięcy przez wojska rządowe mieście Hims, dyplomata odparł: "A kto tak naprawdę nie pozwalał, aby cywile wydostali się stamtąd? Rząd chciał, by cywile, którzy są w Hims, mogli się stamtąd wydostać. Były dla nich przygotowane korytarze humanitarne, ale wewnątrz miasta były grupy zbrojne, które na to nie pozwalały". Dopytany, czy sugeruje, że cywile byli zakładnikami rebeliantów, odparł: "Ależ byli używani nawet jako żywe tarcze". Dodał, że podobnie wygląda sytuacja cywilów w Nubol i Zahra należących do Aleppo, w Idlibie i Adrze, gdzie jest ponad 100 tys. cywilów.

Odnosząc się do zarzutów ws. zrzucania na Aleppo tzw. bomb beczkowych, ambasador powiedział: "Chciałbym przypomnieć sytuację we Francji z roku 2012, gdzie przez pojedynczą osobę z Al-Kaidy jedna z dzielnic Tuluzy zamieniła się w oblężoną twierdzę - setki policjantów, negocjatorzy, zamknięte ulice. My w Syrii musimy przeciwstawić się tysiącom ekstremistów z Afganistanu, Iraku, różnych państw europejskich, Arabii Saudyjskiej i Turcji". "Jesteśmy w stanie wojny. Zawsze podczas wojny są też niestety ofiary w cywilach. Bez względu na to, czy są to zwolennicy rządu czy opozycji, to jest to krew syryjska i bardzo smuci nas ten fakt" - podkreślił. "Ale - jak zastrzegł - terroryście, który przyjeżdża do Syrii z zagranicy, jest obojętne, kogo zabija. Po prostu zabija. W Latakii islamiści zabili ponad 300 osób, odcinając im głowy".

Wojna domowa w Syrii pochłonęła ponad 136 tys. osób.

Mayya mówił o "zniszczeniu, jakie sieją w jego kraju grupy terrorystyczne takie jak Al-Kaida, Al-Nusra, Islamskie Państwo Iraku i Lewantu". Podał przykład miasta Malula, gdzie islamiści zburzyli najstarsze na Bliskim Wschodzie kościoły chrześcijańskie, zabijali duchownych i wiernych. Zaznaczył, że do podobnych sytuacji dochodziło w Sadat w prowincji Hims oraz w Adrze.

Dyplomata podkreślił, że radykałowie, którzy prowadzą swoją wojnę w Syrii, przenoszą dżihad również do Europy. "Podstawą do rozwiązania konfliktu w Syrii jest to, aby państwa z nią graniczące zamknęły swoje granice, by do Syrii nie dostawały się grupy terrorystyczne. Ważne jest też, by Arabia Saudyjska i Katar przestały wspierać finansowo dżihadystów" - wskazał.

Od początku konfliktu w Syrii agencje piszą, że Damaszek używa terminu "terroryści" dla określenia syryjskich rebeliantów.

Rozmówca PAP podkreślił, że "rząd w Damaszku nie uważa opozycji za terrorystów". "Uważamy terrorystów za terrorystów" - zaznaczył. "Władze zawsze są gotowe prowadzić dialog z opozycją wewnątrzsyryjską. Damaszek apeluje o wybory w Syrii, podczas których obywatele sami wybiorą swoje władze, a nie poprzez mord i terror" - podsumował.

Rozmawiała Karolina Cygonek (PAP)

cyk/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)