Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Syryjski działacz praw człowieka: wycofajcie ambasadorów z Damaszku

0
Podziel się:

Zachód musi wycofać swoich ambasadorów z Syrii, aby całkowicie odizolować
reżim prezydenta Baszara el-Asada - apeluje w rozmowie z PAP założyciel Syryjskiego Obserwatorium
Praw Człowieka Rami Abdurrahman. Odrzucił możliwość zagranicznej zbrojnej interwencji.

Zachód musi wycofać swoich ambasadorów z Syrii, aby całkowicie odizolować reżim prezydenta Baszara el-Asada - apeluje w rozmowie z PAP założyciel Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka Rami Abdurrahman. Odrzucił możliwość zagranicznej zbrojnej interwencji.

"Problemem nie jest tylko to, że reżim jest zbyt silny. On utrzymuje się u władzy, bo opozycja jest zbyt słaba i rozdrobniona", a w jej ramach trwa walka o przywództwo - mówił.

W przeciwieństwie do libijskich powstańców, których siedziba mieściła się w Bengazi, syryjska opozycja takiego centrum nie posiada i jest rozproszona po kilku krajach, m.in. Turcji, Francji, Wielkiej Brytanii. "Jeśli opozycja nie połączy sił, reżim nadal będzie zabijał ludzi" - powiedział Abdurrahman, który uczestniczył w trwających w Warszawie 6. Europejskich Dniach Rozwoju.

Organizacja praw człowieka Abdurrahmana codziennie aktualizuje listę ofiar represji reżimu Asada. Od wybuchu demokratycznych demonstracji w połowie marca zginęło 3601 cywilów i 1342 żołnierzy. Wśród zabitych jest 277 osób poniżej 18. roku życia, 159 ofiar tortur i 113 kobiet - wynika z danych Obserwatorium. Właśnie m.in. na ich podstawie ONZ regularnie podaje informacje o liczbie ofiar represji.

Wśród nich są też działacze Obserwatorium, którzy zbierali informacje w terenie. Sześciu z nich zginęło w wyniku publicznych egzekucji. "Nie chcą ich aresztować, wolą pozbyć się ich w taki sposób"- mówił Abdurrahman.

Informacje o zabitych trafiają do Obserwatorium od wolontariuszy, których w każdym mieście jest od kilku do kilkunastu. Kontaktują się z organizacja przez internet lub przez telefony komórkowe. Aby byli bezpieczni, telefony nie są zarejestrowane na prawdziwe nazwiska, tylko na nazwiska osób, które zginęły. W taki sposób władze nie mogą ich wyśledzić - wyjaśnił działacz. Od 11 lat mieszka w Londynie i to tam, a nie w Syrii, znajduje się siedziba Obserwatorium.

"Np. w mieście Hims mamy 14 informatorów, ale oni się nie znają" - tłumaczył Abdurrahman. W mieście tym w piątek trwały ogromne, co najmniej 200-tysięczne demonstracje. Jak powiedział, gdy dostaje informację o przypadku śmiertelnym, weryfikuje je u co najmniej trzech osóbm i jeśli dane się zgadzają, publikuje je na stronie internetowej Obserwatorium i na Facebooku.

Według Abdurrahmana, najlepszym sposobem na powstrzymanie trwającego od dziewięciu miesięcy rozlewu krwi w Syrii byłoby rozwiązanie dyplomatyczne i całkowite odizolowanie reżimu, w tym wycofanie zagranicznych dyplomatów z kraju. "Dlaczego w Syrii nadal są zagraniczni ambasadorowie?" - zastanawiał się.

Działacz uważa, że przełom i "początek końca konfliktu" stanowiłoby wpuszczenie do kraju obserwatorów zagranicznych, o co od dawna zabiega Liga Państw Arabskich. "Jeśli Lidze uda się zmusić do tego syryjskie władze, będziemy mogli obalić reżim. Gdy ci obserwatorzy dotrą do Syrii, będzie mniej strachu, więcej ludzi przyłączy się do demonstracji, na jaw wyjdzie skala przemocy. Nie będzie już nic do ukrycia" - mówił.

Liga domagała się podpisania przez Damaszek protokołu zezwalającego jej obserwatorom na wjazd na terytorium Syrii i ocenę panującej tam sytuacji, na co reżim Asada się zgodził, ale na własnych warunkach. Obecnie trwa analiza tej oferty. Zastrzeżono, że jeśli Damaszek nie da zielonego światła na wjazd obserwatorów, Liga wprowadzi bezprecedensowe sankcje gospodarcze. Zakładają one wstrzymanie transakcji handlowych z syryjskimi władzami, zamrożenie kont i zakaz podróży do krajów arabskich dla 19 członków reżimu.

Abdurrahman przekonywał, że należy skoncentrować się na sankcjach wymierzonych w sam reżim, a nie tych, które dotykają zwykłych obywateli. Sankcje krajów arabskich zakładają m.in. zmniejszenie liczby połączeń lotniczych z Syrią. "To nie osłabi reżimu, lecz pogorszy sytuację ludzi, którzy muszą latać w celach służbowych" - mówił.

Działacz odrzucił możliwość zagranicznej interwencji, o co apelowała Francja. "Co by nam to dało? Jeśli NATO zaatakowałoby Syrię, zginęłoby jeszcze więcej ludzi, kraj zostałby rozbity. Jak go potem odbudujemy? Nie tylko budynki będzie trzeba odbudować" - mówił Abdurrahman. "Po interwencji nie byłoby już jednej Syrii", a kraj zamieszkany przez alawitów, Kurdów, sunnitów, szyitów, chrześcijan, zostałby rozdrobniony - przekonywał.

Choć demonstracje odbywają się w takich miastach jak Hims, Hama, czy Idlib, na razie omijają one centra dwóch największych ośrodków, czyli Damaszku i Aleppo. Tam "handlowcy i ludzie bogaci mają powiązania z rządem" - mówił Abdurrahman. "Brak protestów nie wynika raczej z obecności sił bezpieczeństwa, ponieważ ta jest równie wysoka w całym kraju" - tłumaczył. Ale gdy upadnie Damaszek i Aleppo, nie będziemy już potrzebować niczyjej pomocy - mówił.

Dodał, że inspiracją dla syryjskiej opozycji może być Lech Wałęsa, który w czwartek wystąpił na Europejskich Dniach Rozwoju. Jest on "symbolem wolności i demokracji" - mówił Abdurrahman. Jeśli nadal będziemy walczyć, to osiągniemy to, co udało się Polsce, a do Syrii przyjdzie demokracja - podsumował.(PAP)

jhp/ kot/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)