Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Szefowie MSZ krajów kierujących UE będą zastępcami Ashton

0
Podziel się:

#
komentarz ministra ds. europejskich Mikołaja Dowgielewicza
#

# komentarz ministra ds. europejskich Mikołaja Dowgielewicza #

07.06. Bruksela (PAP) - Szefowie MSZ państw sprawujących rotacyjną prezydencję w UE mają zastępować obarczoną zbyt wieloma obowiązkami szefową unijnej dyplomacji Catherine Ashton zarówno w debatach w Parlamencie Europejskim, jak i reprezentować ją na świecie.

Polska popiera tę ujawnioną w poniedziałek propozycję.

To posunięcie - jak powiedziały w Brukseli wysokie źródła UE - ma pomóc rozwiązać impas w negocjacjach z Parlamentem Europejskim w sprawie korpusu dyplomatycznego UE. "Rada (czyli państwa) się na to zgadza, a także coraz więcej eurodeputowanych" - powiedziały źródła. Liczą one, że PE wyrazi poparcie dla Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ) jeszcze w głosowaniu w lipcu.

Biorąc pod uwagę, że ESDZ ma być operacyjna dopiero na przełomie lat 2010-2011, to zadanie zastępowania Ashton najpewniej zainicjują dopiero ministrowie spraw zagranicznych Węgier i Polski. Te kraje obejmą prezydencję w UE w 2011 roku. Szefowie MSZ będą mogli pełnić rolę wysłanników UE w ten czy inny rejon świata lub do jakiegoś kraju, jeśli Ashton z powodu np. nadmiaru obowiązków nie będzie mogła sama pojechać.

Polska - jak powiedział w poniedziałek PAP minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz - popiera tę propozycję. "To nie mają być stali zastępcy, ale osoby, które zastępują i w imieniu pani Ashton mogą się wypowiadać. To logiczne rozwiązanie, które myśmy od początku wspierali. Właściwie jedyne możliwe w tej sytuacji rozwiązanie" - powiedział Dowgielewicz w rozmowie telefonicznej ze Sztokholmu, gdzie brał udział w seminarium na temat przyszłości polityki zagranicznej UE.

Jak mówiły źródła w Brukseli, w sprawach instytucjonalnych, związanych z politykę sąsiedzką czy rozszerzeniem UE, Ashton w razie potrzeby będzie w Parlamencie Europejskim formalnie zastępować komisarz ds. rozszerzenia Sztefan Fuele. Na to, jak dodały źródła, zgodziły się mimo wcześniejszych oporów państwa UE.

W środę Komisja Europejska przedstawi propozycję rozporządzenia w sprawie statutu urzędnika służby dyplomatycznej. Jedna trzecia ma pochodzić z krajów UE, a reszta ma być przeniesiona do ESDZ z Dyrekcji ds. Stosunków Zewnętrznych KE i Sekretariatu Rady. Ashton planuje, że w służbie zostanie zatrudnionych 1150 pracowników na stanowiskach administracyjnych do 2013 roku (dopiero w następnych latach, z asystentami i pracownikami lokalnymi w ambasadach UE łącznie, w ESDZ ma pracować do 6 tys. osób).

Biorąc pod uwagę, że Dyrekcji ds. Stosunków Zewnętrznych KE i Sekretariacie Rady UE już pracuje 800 osób na stanowiskach administracyjnych, to dla dyplomatów z państw UE pozostaje 350 stanowisk. Mają być zatrudniani na cztery lata z możliwością przedłużenia na kolejne cztery, o ile zgodzi się kraj członkowski, z którego pochodzą. Jeśli chodzi o zarobki, usprawnienia socjalne czy przywileje, status wszystkich dyplomatów - niezależnie, czy pochodzą z KE, krajów członkowskich czy Rady - będzie równy.

Dotychczas głównym zastrzeżeniem Parlamentu Europejskiego do zaproponowanej przez Ashton struktury ESDZ, była zbyt silna rola sekretarza generalnego, który ma kierować ESDZ. Od wielu miesięcy sprawozdawcy PE domagali się, by Ashton miała politycznych zastępców, którzy mogliby zastępować ją w debatach z PE i na świecie, krytykując dotychczasowy pomysł ustanowienia "silnego urzędnika", sekretarza generalnego ESDZ.

Aby odpowiedzieć na postulaty PE, Ashton zdecydowała się na osłabienie roli sekretarza generalnego ESDZ, co przejawia się już w nazwie tego stanowiska - ma to być sekretarz wykonawczy. Przede wszystkim jednak z propozycji decyzji w sprawie utworzenia ESDZ "wypadło zdanie, że będzie reprezentował Ashton na zewnątrz", ujawniły źródła.

Powierzenie tej roli ministrom spraw zagranicznych kraju przewodniczącego UE lub tzw. tria prezydencji, czyli trzech krajów sprawujących po sobie półroczną prezydencję, wydaje się logiczną propozycją, biorąc pod uwagę, że w Traktacie z Lizbony dyplomatyczna rola kraju sprawującego prezydencję została ograniczona do minimum. Skarżyli się na to szefowie dyplomacji "27". Od czasu wejścia w życie Lizbony przestali być nawet zapraszani na szczyty UE, a ich regularnymi posiedzeniami ministerialnymi kieruje Ashton, a nie jak za czasów Traktatu z Nicei, szef dyplomacji kraju przewodniczącego.

Gdy obowiązywał Traktat z Nicei, to premier Szwecji czy prezydent Francji reprezentował UE na świecie: np. Nicolas Sarkozy mediował w imieniu UE w rosyjsko-gruzińskim konflikcie zbrojnym. Z drugiej strony było wiele krytyki, że dla prezydenta USA czy Rosji co pół roku zmienia się rozmówca, od którego oczekuje się, że będzie twarzą UE. W Traktacie z Lizbony jest to zadanie na pięć lat dla Ashton oraz przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya; jego mandat wynosi 2,5 roku z możliwością odnowienia.

Ashton, która dopiero od 1 grudnia pełni funkcję szefowej unijnej dyplomacji i jednocześnie wiceprzewodniczącej KE, pracując nad utworzeniem nowego kilkutysięcznego korpusu dyplomatycznego, była już wielokrotnie krytykowana, że nie pojechała w ten czy inny zakątek świata albo zbyt późno skomentowała różne światowe wydarzenia. Dlatego polityczni zastępcy, którzy pomogą jej podołać obowiązkom, z pewnością jej się przydadzą.

Ashton nie ustępuje natomiast w sprawie kwot narodowych w dyplomacji UE, czego domagają się m.in. polscy eurodeputowani. Jej główny doradca Poul Skytte Christoffersen powiedział w środę w PE, że nie będzie kwot narodowych, natomiast równowagę geograficzną mają zapewnić monitoring rekrutacji i coroczne raporty, a także udział w komitetach selekcyjnych przedstawicieli wszystkich krajów.

Inga Czerny(PAP)

icz/ kot/ ap/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)