Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Szostkiewicz: dostrzegam pola do rewizji stosunków państwo-Kościół

0
Podziel się:

Po 20 latach od podpisania konkordatu widoczne są obszary, gdzie stosunki
państwo-Kościół wymagałyby rewizji - uważa publicysta Adam Szostkiewicz. Zalicza do nich m.in.
nauczanie religii w szkołach czy obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej.

Po 20 latach od podpisania konkordatu widoczne są obszary, gdzie stosunki państwo-Kościół wymagałyby rewizji - uważa publicysta Adam Szostkiewicz. Zalicza do nich m.in. nauczanie religii w szkołach czy obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej.

"Z biegiem czasu wychodzi więcej problemów niż korzyści związanych z konkordatem" - powiedział PAP publicysta "Polityki".

Szostkiewicz stwierdził, że nie należy on do radykalnych krytyków, dla których samo istnienie tej umowy jest nieszczęściem, ale uważa, że konkordat "bardziej służy konsolidacji pozycji ustrojowej Kościoła w wolnej Polsce niż samemu państwu".

"Zasadniczo i konkordat, i uchwalona u schyłku PRL ustawa o stosunkach państwo-Kościół, podtrzymana z pewnymi zmianami przez wolną Polskę, miały służyć stabilizacji stosunków państwo-Kościół i stworzeniu na tym odcinku pozytywnego klimatu społecznego" - mówił Szostkiewicz.

Jak ocenił, w pierwszych latach to się udało. "Uważam, że była to zmiana pozytywna. Jednak z biegiem lat, na skutek błędów po obu stronach - i po stronie kolejnych rządów demokratycznych i po stronie instytucji Kościoła - ten kapitał został - moim zdaniem - zmarnowany" - powiedział Szostkiewicz.

Podkreślił, że rośnie grupa, zwłaszcza wśród inteligencji, uważająca, że w praktyce nie ma rozdziału Kościoła i państwa, zapisanego w umowie między Polską a Stolicą Apostolską.

"Można na to przytoczyć wiele przykładów. Dla mnie kuriozalnym np. jest pomysł - który u nas funkcjonuje bez większej dyskusji - istnienia komisji dwustronnej państwo-Kościół (Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu - PAP), która się zbiera do omawiania jakichś spraw interesujących obie strony. Tego nie ma nigdzie w zachodniej, demokratycznej Europie, żeby było formalne gremium, gdzie się spotyka rząd z biskupami" - wskazał Szostkiewicz.

Inny problem to - zdaniem publicysty - "permanentna obecność duchownych rzymskokatolickich na wszelkiego typu zgromadzeniach publicznych, na każdym szczeblu władzy - od państwowej po samorządową". "Jaki to jest rozdział państwa? I wszyscy to tolerują" - mówił publicysta "Polityki".

Szostkiewicz podkreślił, że pojawiające się ostatnio wezwania do odstąpienia od konkordatu są "naiwne politycznie", ale dostrzega on obszary, w których ta umowa mogłaby podlegać rewizji.

"To jest dyskusja (...) o obecności religii w szkołach publicznych, które są finansowane z budżetu państwa. Wszyscy wiemy, że to nie jest żadne religioznawstwo, nie jest to żadna wiedza obiektywna o religiach tylko po prostu katecheza, prowadzona w dodatku poza kontrolą władz świeckich" - powiedział Szostkiewicz.

Ponownego określenia - zdaniem Szostkiewicza - wymaga też problem obecności znaków religijnych w przestrzeni publicznej. "Oburzają się ludzie: że przecież komu znak krzyża przeszkadza. Ale może są tacy, którym przeszkadza i może należałoby takie rzeczy przedyskutować raz jeszcze. Bo jeśli są szpitale zakonne, kościelne, to nie ma dyskusji, wszelka symbolika chrześcijańska jest tutaj dopuszczalna. Ale chodzi o miejsca publiczne, a nie wyznaniowe" - powiedział Szostkiewicz.

"Myślę, że to jest dobry kierunek myślenia, trzeba przewietrzyć, sprawdzić, jak ten konkordat służy obu stronom - nie tylko Kościołowi, ale też państwu polskiemu i czy by nie trzeba czegoś - oczywiście na drodze dyplomatycznych negocjacji, bez żadnego grożenia zrywaniem - poprawić i zmienić" - zaznaczył Szostkiewicz.

Według niego radykalni krytycy konkordatu powinni pamiętać, że był on przyjmowany w innej rzeczywistości. Podkreślił, że logika rządu premier Hanny Suchockiej, za czasów której doszło do podpisania konkordatu, była taka: "trzeba wyraźnie pokazać, że nowa Polska jest inna - otwarta, demokratyczna, w której ludzie wierzący są tak samo traktowani jak niewierzący i na tym tle różne rzeczy jak powrót religii do szkół wydawały się uzasadnione".

Szostkiewicz zauważył, że w świecie demokratycznym w zasadzie od konkordatów się odchodzi. "To jest dość anachroniczna, zupełnie z innej epok, forma polityki międzynarodowej w odniesieniu do Kościoła rzymskokatolickiego jako podmiotu prawa międzynarodowego. Gdyby sytuacja zaczynała się od zera i dziś mielibyśmy podpisywać tę umowę, to należałbym do tych, którzy powiedzieliby, żeby tego nie robić" - dodał.

"Ale dziś konkordat jest i nie wyobrażam sobie, z powodów politycznych, żeby ktokolwiek poważny przy obecnym układzie sił domagał się jego zerwania" - podkreślił. (PAP)

js/ abr/ ura/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)