Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

UE zmaga się z problemami oddelegowanych pracowników

0
Podziel się:

Komisja Europejska dostrzega, że szereg
starych krajów członkowskich nadużywa obowiązujących w UE
przepisów o delegowaniu pracowników i dyskryminuje firmy z nowej
Europy, ale konkretne kroki zamierza podjąć nie wcześniej, niż za
rok.

Komisja Europejska dostrzega, że szereg starych krajów członkowskich nadużywa obowiązujących w UE przepisów o delegowaniu pracowników i dyskryminuje firmy z nowej Europy, ale konkretne kroki zamierza podjąć nie wcześniej, niż za rok.

Takie wnioski płyną ze "wskazówek w sprawie delegowania pracowników", jakie Komisja Europejska opublikuje w najbliższy wtorek. PAP dotarła do projektu dokumentu.

Stawianiu barier pracownikom, których firmy wysyłają do innego kraju UE np. w celu wykonania usługi, miała położyć kres kontrowersyjna dyrektywa usługowa. Jednak Parlament Europejski wykreślił z niej w lutym dwa dotyczące tego artykuły. Komisja się na to zgodziła, proponując w zamian nowym krajom niewiążący dokument, za którego przygotowanie odpowiedzialny był komisarz ds. zatrudnienia Vladimir Szpidla.

Osobna dyrektywa o delegowaniu pracowników z 1996 roku miała znieść przeszkody administracyjne, jakie spotykają w UE firmy wysyłające swoich pracowników do innego kraju na określony czas i wyjaśnić wątpliwości co do obowiązujących w takich przypadkach przepisów prawnych. Samym pracownikom miała zaś dać gwarancję, że będą w pewnej mierze korzystali z prawa pracy kraju przyjmującego, w tym dotyczących czasu pracy, płacy minimalnej i bhp.

Problemem jest to, że szereg krajów zasłaniając się dyrektywą stawia firmom takie biurokratyczne wymagania, które uniemożliwiają wysłanie pracowników, a co za tym idzie - wykonanie zlecenia.

Szpidla we "wskazówkach" zidentyfikował szereg takich przeszkód, opierając się na analizie dyrektywy i orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości UE. Przypomina, że za "negowanie zasady swobody świadczenia usług" sędziowie uznali np. zmuszanie firm do założenia przedstawicielstwa w kraju, do którego wysyłają pracowników.

KE za niezgodne z literą i duchem prawa uważa też praktykę wydawania zezwoleń na przyjazd poszczególnych pracowników. Po rozszerzeniu UE w 2004 roku takie rozwiązanie wprowadziła np. Holandia. Często władze poszczególnych krajów żądają przysłania list z nazwiskami pracowników którzy będą oddelegowani z dużym wyprzedzeniem. Potem, w razie najdrobniejszych błędów czy zmian (np. w przypadku choroby pracownika) odmawiają zgody na wykonanie zlecenia.

Zdaniem KE, kraje powinny zadowolić się zwykłymi powiadomieniami o pracownikach, którzy mają przyjechać i zadaniach, jakie mają do wykonania. W każdym zaś przypadku - podkreślono we "wskazówkach" - obowiązuje zasada proporcjonalności nakładanych ograniczeń i zakaz dyskryminacji.

KE nie zdecydowała się wskazać palcem, które kraje winne są nadużywania przepisów w największym stopniu. Częściowo tłumaczy to brakiem danych. "Nie mamy nawet statystyk, które pokazywałyby rozmiary delegowania pracowników w UE" - przyznaje jeden z funkcjonariuszy KE przygotowujących dokument.

"Sytuacja nie jest jasna. W krajach członkowskich dzieje się dużo rzeczy, o których Bruksela nie wie" - dodaje szczerze - zwłaszcza na poziomie lokalnym".

Jednak zdaniem dyplomatów z nowych krajów członkowskich przypadki dyskryminowania firm w starej Europie są znane, a same "wskazówki" dostarczają odpowiednich argumentów. Tymczasem na wszczęcie postępowania o naruszenie przepisów KE zdecydowała się tylko w jednym przypadku - przeciwko Holandii.

Na razie KE nie przewiduje konkretnych działań. We "wskazówkach" KE daje krajom UE jeszcze rok na poprawę sytuacji. Po 12 miesiącach ma wydać raport, w którym oceni zrobione postępy. W przypadku ich braku grozi podjęciem "odpowiednich kroków", czyli wszczęciem procedury o naruszenie przepisów.

"Zasadne jest pytanie, na co Komisja jeszcze czeka, mając w ręku diagnozę w pełni popartą rozeznaniem sytuacji i orzecznictwem Luksemburga - irytował się w rozmowie z PAP dyplomata jednego z nowych krajów UE. - KE okazała się miękka, a jej wnioski - mało stanowcze".

"Obowiązujące prawo powinno być przestrzegane natychmiast!" - podkreślił dyplomata. "Jesteśmy zdeterminowani, by pozwać kraje do sądu, ale musimy im dać trochę czasu. Nie możemy z dnia na dzień zmieniać naszej polityki i żądać, by się dostosowały, skoro przez ostatnie lata tego od nich nie wymagaliśmy" - argumentował przedstawiciel KE.

Michał Kot, Inga Czerny (PAP)

kot/ icz/ ap/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)