Ukraina przygotowuje się do szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie z przekonaniem, że podpisze na nim umowę o stowarzyszeniu z Unią Europejską - ocenił w środę, po spotkaniach z politykami w Kijowie, polski eurodeputowany Paweł Kowal.
"Jeśli umowa nie zostanie podpisana podczas szczytu wileńskiego, należy założyć, że odkładamy ją o minimum dwa i pół roku. W 2014 r. odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, zaś rok 2015 jest rokiem wyborów prezydenckich na Ukrainie. Więc albo podpis na szczycie, albo czeka nas długa przerwa" - powiedział w rozmowie z polskimi dziennikarzami.
Delegacja grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, z którą Kowal przyjechał na Ukrainę, spotkała się tu m.in. z prezydentem Wiktorem Janukowyczem, premierem Mykołą Azarowem oraz przywódcami opozycji.
"Odnoszę wrażenie, że z punktu widzenia Ukrainy umowa stowarzyszeniowa jest już na finiszu. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Klujew dał wyraźny sygnał gościom, że w czwartek sprawy związane z możliwością wyjazdu Julii Tymoszenko zostaną sfinalizowane" - powiedział Kowal.
UE uzależnia podpisanie umowy od wypuszczenia na wolność znajdującej się w więzieniu byłej premier Julii Tymoszenko. W czwartek Rada Najwyższa (parlament) Ukrainy ma zająć się projektami ustaw, które pozwolą jej na wyjazd na leczenie za granicą. Opozycjonistka cierpi na problemy z kręgosłupem, a o jej uwolnienie ze względów humanitarnych zabiegają specjalni wysłannicy Parlamentu Europejskiego, Aleksander Kwaśniewski i Pat Cox.
"Myślę, że jeśli ktoś z naszej delegacji słuchał uważnie głosów ukraińskich polityków, to opuszcza Ukrainę w przekonaniu, że w czwartek zostanie przyjęta ustawa, która pozwala na leczenie Julii Tymoszenko za granicą, misja Coksa i Kwaśniewskiego zakończy się z tego punktu widzenia sukcesem, a na szczycie wileńskim umowa stowarzyszeniowa zostanie podpisana" - oświadczył Kowal.
Zdaniem polskiego polityka ani strona europejska, ani ukraińska nie opracowują obecnie żadnych planów na wypadek, gdyby w Wilnie umowa stowarzyszeniowa nie została jednak zawarta.
"Jeśli by się okazało, że umowy nie ma, to będziemy mieli poważny orzech do zgryzienia. I my po stronie europejskiej, i władze Ukrainy tak mocno zdeklarowały się wobec opinii publicznej, mówiąc, że jest to dla nas strategiczny cel, że jeśli podpisu nie będzie, to będziemy mieli kłopot z zachowaniem twarzy" - powiedział.
Kowal wskazał także, że brak podpisu pod umową stowarzyszeniową Ukraina-UE oznacza ryzyko zarówno dla Kijowa, jak i dla Brukseli.
"Dla mnie Zachód powinien zwrócić uwagę tylko na jedno: co się stało, kiedy wiosną 2008 r. NATO na szczycie w Bukareszcie podjęło nieostrą decyzję w sprawie Ukrainy i Gruzji (krajom tym nie przyznano wówczas Planu Działań na Rzecz Członkostwa w NATO - PAP). Eksperci od razu mówili, że w przypadku Gruzji skończy się to interwencją rosyjską i nikt nie spodziewał się, że aż wojną"- wyjaśnił.
"Jeśli Zachód w postaci UE na szczycie w Wilnie zachowa się niekonsekwentnie i będzie chciał zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko, czyli zachować dobre relacje z Ukrainą i nie drażnić Rosji, oraz będzie chciał znaleźć jakieś inne rozwiązanie niż podpisanie umowy stowarzyszeniowej, to rachunki za to będą bardzo duże. I dla Ukrainy, i dla Unii Europejskiej" - podkreślił Kowal.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
jjk/ akl/ ala/