Julia Tymoszenko, która najprawdopodobniej zostanie szefową nowego ukraińskiego rządu, zapowiedziała w czwartek, że będzie dążyć do rewizji umów gazowych z Rosją.
"Stosunki (ukraińsko-rosyjskie) związane z dostawami gazu potrzebują dodatkowej, głębokiej rewizji" - oświadczyła w rozmowie z dziennikarzami.
Wcześniej w czwartek Tymoszenko poinformowała z trybuny Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy, że trzy określane mianem "pomarańczowych" ugrupowania: Blok Julii Tymoszenko, proprezydencka Nasza Ukraina i Socjalistyczna Partia Ukrainy - powołały koalicję rządową.
Według Tymoszenko Ukraina powinna utrzymywać w sprawach dostaw gazu "bezpośrednie stosunki z Rosją i Turkmenistanem".
Tymoszenko znana jest z bardzo krytycznego stosunku do podpisanego w styczniu porozumienia, zgodnie z którym rosyjski monopolista gazowy Gazprom sprzedaje gaz po cenie 230 dolarów za 1000 metrów sześciennych pośrednikowi, firmie RosUkrEnergo, która następnie miesza rosyjski gaz z tańszym gazem pochodzącym z Turkmenistanu, Uzbekistanu i Kazachstanu. W rezultacie Ukraina płaci 95 USD za 1000 metrów sześciennych surowca.
We wtorek Gazprom zapowiedział, że zamierza podnieść ceny dostaw gazu na Ukrainę. "Uważamy, że (cena) jest niska, należy ją podnieść" - oświadczył wiceprezes Gazpromu Aleksandr Riazanow na konferencji prasowej w Moskwie.
Riazanow przyznał, że negocjacje z Ukrainą będą "dość trudne", zwłaszcza jeśli chodzi o "przyszły rok", sugerując odroczenie docelowej podwyżki do tego czasu.
Turkmenistan zagroził w środę, że wstrzyma sprzedaż gazu Gazpromowi, o ile Moskwa nie zgodzi się od drugiego półrocza na podwyżkę ceny tego surowca - z 65 dolarów za 1000 metrów sześciennych do 100 USD. Jeśli Gazprom ustąpi i dojdzie do tak znaczącej podwyżki, niewątpliwie odbije się to na cenie turkmeńskiego gazu, który trafia na Ukrainę.
Jarosław Junko (PAP)
jjk/ ap/ arch.