Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

USA: Komentatorzy o realpolitik prezydenta Obamy w Egipcie

0
Podziel się:

Ostrożna polityka prezydenta Baracka Obamy wobec kryzysu w Egipcie
dowodzi, że należy on do realistycznej szkoły w polityce zagranicznej, która kładzie nacisk na
interesy strategiczne USA, a nie wierność ideałom, takim jak demokracja - uważają komentatorzy.

Ostrożna polityka prezydenta Baracka Obamy wobec kryzysu w Egipcie dowodzi, że należy on do realistycznej szkoły w polityce zagranicznej, która kładzie nacisk na interesy strategiczne USA, a nie wierność ideałom, takim jak demokracja - uważają komentatorzy.

Obama uznał w poniedziałek, że Egipt "czyni postępy" w kierunku negocjacyjnego rozwiązania konfliktu między reżimem prezydenta Hosniego Mubaraka a masowym ruchem antyrządowych protestów.

"Egipt musi wynegocjować swoją drogę. Myślę, że robi postępy" - powiedział.

Poprzedniego dnia w wywiadzie dla telewizji Fox News prezydent oświadczył, że "Egipt nie będzie już tym, czym był dotychczas".

"Naród egipski chce wolności, wolnych i uczciwych wyborów, reprezentacyjnego rządu i władzy, która odpowiada na jego głos" - powiedział.

W niedzielę przedstawiciele opozycji egipskiej spotkali się z wiceprezydentem Omarem Suleimanem, który przedstawił im listę zmian w konstytucji niezbędnych do przeprowadzenia demokratycznych wyborów.

Rząd poczynił w ostatnich dniach pewne ustępstwa na rzecz demonstrantów. Zaprzestano m.in. organizowania kontrdemonstracji, które prowadziły do przemocy na ulicach Kairu, i zapowiedziano zniesienie stanu wyjątkowego.

Pod koniec zeszłego tygodnia administrację Obamy krytykowano za sposób podejścia do kryzysu. Jako potknięcie wytykano jej oświadczenie specjalnego wysłannika rządu do Kairu, byłego ambasadora w Egipcie Franka Wisnera, który powiedział, że "niezwykle ważne jest ciągłe przywództwo prezydenta Mubaraka".

Odebrano je jako sprzeczne z sygnałami wysyłanymi przez samego Obamę, który podkreślił, że "transformacja w Egipcie musi nastąpić już teraz". Biały Dom wydał potem komunikat, że b. ambasador przemawiał we własnym imieniu.

"New York Times" komentował to jako przejaw niezdecydowania Waszyngtonu, który zdawał się być zaskoczony wypadkami w Egipcie.

"Nie pierwszy raz administracja Obamy wydaje się niepewna swego stanowiska w czasie kryzysu egipskiego, starając się pozostać po słusznej stronie historii i uniknąć przyspieszenia rewolucji, która może wymknąć się spod kontroli" - napisał dziennik w niedzielę.

Prawica oskarżyła Obamę o słabość przywództwa - z takim zarzutem wobec prezydenta wystąpiła m.in. była kandydatka Republikanów na prezydenta Sarah Palin.

Konserwatyści solidaryzujący się z Izraelem - który obawia się, że w wyniku rewolucji w Egipcie do władzy dojdą islamiści - krytykowali Obamę za idealizm i "utopizm", sugerując, że pochopnie naciska na Mubaraka, aby ustąpił z urzędu.

W poniedziałek jednak ton komentarzy się zmienił - przeważają pochwały dla prezydenta za rozważną politykę i poparcie stopniowej transformacji. Pozornie sprzeczne oświadczenia interpretuje się teraz nie jako przejaw wahań i słabości, lecz subtelnej gry dyplomatycznej.

"Jest teraz jasne, że prawdziwym celem administracji jest pozbycie się Mubaraka, a jednocześnie utrzymanie u władzy wojskowych podwładnych dyktatora. Jeżeli wszystko pójdzie po myśli Białego Domu Obamy, wszelkie otwarcie ku demokracji będzie ostrożnie wyreżyserowane przez insiderów, takich jak Omar Suleiman, były generał i szef wywiadu, najbardziej znany w Waszyngtonie ze współpracy z CIA przy deportowaniu terrorystów do Egiptu" - pisze w poniedziałkowym wydaniu dziennika konserwatywny publicysta Ross Douthat.

Nie jest to więc bynajmniej lewicowy "idealizm", lecz odwrotnie: "zimna polityka realna" - konkluduje autor.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)

tzal/ az/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)