Nowe źródło napięcia powstało między USA a Egiptem, ponieważ Senat chce uzależnić dalszą pomoc dla tego kraju, w kwocie ponad miliarda dolarów, od tego, jak będą realizowane demokratyczne reformy po tegorocznej rewolucji.
Przygotowana w Senacie ustawa przewiduje, że Egipt dostanie pomoc na 2012 rok w wysokości 1,3 miliarda dolarów, ale pod warunkiem, że przeprowadzi demokratyczne wybory i że będzie przestrzegał wolności wypowiedzi i zgromadzeń. Ma o tym zaświadczyć Departament Stanu.
Po rewolucji w styczniu br. i obaleniu prezydenta Hosniego Mubaraka zapowiadano, że wybory odbędą się we wrześniu. Termin ten minął i nowego nie ustalono. Relacje z Egiptu świadczą, że wojsko, które sprawuje tam władzę, wciąż utrzymuje autokratyczne elementy poprzedniego reżimu. Rosną wpływy sił islamistycznych wrogich wobec USA i Izraela.
Egipt jest od ponad 30 lat największym po Izraelu beneficjentem pomocy amerykańskiej. Próba uzależnienia jej przez Senat od postępów demokracji spotkała się z protestami obecnych władz egipskich.
Minister spraw zagranicznych Mohamed Kamel Amr ostrzegł sekretarz stanu Hillary Clinton, że będzie to miało bardzo negatywne konsekwencje dla stosunków między obu krajami.
Clinton zapewniła ministra, że rząd amerykański sprzeciwia się warunkom postawionym przez Senat. "Będziemy przekonywać Kongres, że nie jest to najlepsze podejście" - powiedziała.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ dmi/ mc/
