Lewicowy ruch protestu przeciw nadużyciom banków i nierównościom społecznym Occupy Wall Street zorganizował we wtorek demonstracje w amerykańskich miastach. Nie mają one jednak szerokiego zasięgu. W USA 1 maja nie jest dniem wolnym od pracy.
Działacze ruchu wezwali do strajku generalnego, ale nie poparły tego związki zawodowe i apel pozostał bez echa.
We wtorek około 500 osób zebrało się w parku Bryant w centrum Manhattanu w Nowym Jorku, przygotowując się do rozbicia tam pola namiotowego, na wzór obozowiska Occupy z jesieni ubiegłego roku w parku Zuccotti, które usunęła później policja.
Około 350 działaczy ruchu przeszło z transparentami przez most Williamsburg na East River, łączący Manhattan z Brooklynem. Towarzyszyło im kilkudziesięciu policjantów.
Banki na Wall Street, jak również studio telewizji Fox News otrzymały we wtorek listy z pogróżkami i tajemniczym białym proszkiem. "Nie kontrolujecie sytuacji. Mamy dla was małą niespodziankę. Macie tylko sekundy do namysłu" - ostrzeżono w listach.
Proszek po zbadaniu nie okazał się substancją trującą, tylko sproszkowaną kukurydzą. Zanim przeprowadzono testy, banki, do których listy dotarły, ewakuowano. Działacze Occupy Wall Street oświadczyli, że z przesyłkami nie mają nic wspólnego.
We wtorek demonstracje odbywają się także w San Francisco i Chicago. W San Francisco protesty zaczęły się już w poniedziałek wieczorem. Jedna z grup rozbijała szyby w sklepach i malowała napisy na murach budynków i samochodach. Kilku demonstrantów aresztowano. W Chicago demonstrowano pod oddziałami Bank of America. Protestujący skandowali: "Banki zostały uratowane, nas sprzedano".
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ ksaj/ ap/
