Ogólny brak wiedzy o Traktacie Lizbońskim wśród irlandzkich wyborców, idący w parze z nieracjonalnymi obawami przed jego negatywnymi konsekwencjami, przesądził o odrzuceniu dokumentu - powiedział w piątek PAP specjalista od spraw irlandzkich ośrodka badawczego Centre for European Reform (CER) Hugo Brady.
"Wytłumaczenie meritum Traktatu okazało się zadaniem ponad siły dla obozu jego zwolenników" - ocenił.
Jego zdaniem "przeświadczenie o tym, że kondycja gospodarcza Irlandii od pewnego czasu nie przestaje się pogarszać, spotęgowało fałszywe przekonanie, że przyjęcie Traktatu będzie oznaczać utratę wpływów kraju w UE".
Za symbol irlandzkich obaw Brady uznał argument przeciwników Traktatu o utracie komisarza. Prawdą jest, że Irlandia na mocy Traktatu Lizbońskiego nie miałaby swego komisarza w jednej na trzy kadencje Komisji, ale ta sama zasada stosuje się do wszystkich państw członkowskich.
Tymczasem - jak zauważył ekspert - Irlandia traci komisarza tak czy inaczej - począwszy od 2014 r., jeśli Traktat Lizboński byłby przyjęty, i z końcem 2009 r., jeśli zostanie odrzucony.
"Kampania rządu na rzecz poparcia Traktatu była zadowalająca, ale nie był to pokaz światowej klasy w dziedzinie komunikacji politycznej; rząd za bardzo polegał na ogólnych hasłach, a pozytywne, proeuropejskie treści nie zawsze odpowiadały na konkretne obawy wyborców" - ocenił Brady.
Zauważył też, że "rząd jest zawsze w gorszej pozycji w referendach. Tak jak w postępowaniu karnym w sądzie, rząd musi udowodnić, że jego argumenty są poza wszelką wątpliwością. Wszystko, co musi zrobić opozycja, to wykazać, że ma uzasadnione powody do obaw". (PAP)
asw/ mc/ gma/