Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W poniedziałek wyrok w procesie Andrzeja Milczanowskiego

0
Podziel się:

W poniedziałek ma zapaść wyrok w sprawie b.
szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, oskarżonego o ujawnienie w
1995 r. tajemnicy państwowej w związku z rzekomym szpiegostwem
ówczesnego premiera Józefa Oleksego (SLD). Oskarżony, któremu
grozi do 5 lat więzienia, nie przyznaje się do zarzutu.

W poniedziałek ma zapaść wyrok w sprawie b. szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, oskarżonego o ujawnienie w 1995 r. tajemnicy państwowej w związku z rzekomym szpiegostwem ówczesnego premiera Józefa Oleksego (SLD). Oskarżony, któremu grozi do 5 lat więzienia, nie przyznaje się do zarzutu.

Przed Sądem Okręgowym w Warszawie prokurator domagał się dla Milczanowskiego kary w "granicach określonych ustawowo". Oleksy - oskarżyciel posiłkowy - nie składał wniosków co do kary. Milczanowski chciał uniewinnienia, bo "wykonywał tylko obowiązki służbowe".

Warszawska prokuratura oskarżyła 68-letniego Milczanowskiego (obecnie notariusza w Szczecinie), że 21 grudnia 1995 r. z trybuny Sejmu, jako szef MSW, ujawnił tajemnicę państwową mówiąc, iż premier Oleksy był źródłem informacji dla wywiadu ZSRR, a później Rosji - m.in. podczas kontaktów z oficerem KGB Władimirem Ałganowem. Inne zarzuty dotyczą "bezprawnego powiadomienia" o zarzutach wobec Oleksego przez Milczanowskiego ówczesnego prezydenta-elekta Aleksandra Kwaśniewskiego marszałków Sejmu i Senatu, szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego.

Cała sprawa, ujawniona na kilka dni przed końcem kadencji prezydenta Lecha Wałęsy, gdy wybranym prezydentem-elektem był już Kwaśniewski, wywołała wielki kryzys polityczny.

Oleksy nazwał sprawę prowokacją, bo MSW (kierowane wtedy przez Milczanowskiego, ówczesnego tzw. prezydenckiego ministra) miało sugerować za kulisami jego odejście z urzędu premiera. Zaprzeczył, by był agentem, choć przyznał, że "biesiadował" z Ałganowem. W jednym z wywiadów mówił potem: "Uważałem go za przyjaciela, a on okazał się świnią". Oleksy oświadczył, że zerwał z nim kontakty, gdy w 1994 r. ówczesny szef Urzędu Ochrony Państwa gen. Gromosław Czempiński ostrzegł go, gdy był wówczas marszałkiem Sejmu, że Ałganow to oficer wywiadu.

W początkach 1996 r. Oleksy podał się do dymisji - gdy prokuratura wojskowa wszczęła śledztwo w jego sprawie (wniósł o to 19 grudnia 1995 r. Milczanowski). W kwietniu 1996 r. umorzono je wobec niestwierdzenia przestępstwa szpiegostwa. Prokuratura podkreśliła, że materiały zebrane przez UOP nt. Oleksego można traktować "wyłącznie jako poszlaki".

Prokuratura potwierdziła, że pierwszą informację o rzekomym szpiegostwie Oleksego otrzymał w czerwcu 1995 r. wysoki oficer UOP Marian Zacharski od pozyskanego do współpracy oficera wywiadu Rosji. Według tego oficera (media twierdziły, że chodzi o b. rosyjskiego dyplomatę w Warszawie - Grigorija Jakimiszyna), Oleksy miał być "osobowym źródłem informacji" wywiadu ZSRR a potem Rosji, zwerbowanym w 1983 r. pod kryptonimem "Olin" przez Ałganowa (który jako prymus ukończył akademię KGB, a stopień pułkownika otrzymał w wieku 32 lat). Do dziś nie wiadomo, kto był "Olinem". SLD sugerowało, że był to "podstawiony" Rosjanom dawny oficer SB Andrzej Anklewicz.

Pod koniec 1996 r. kolejny rząd SLD - Włodzimierza Cimoszewicza, opublikował w "Białej Księdze" wybór dokumentów sprawy Oleksego, aby dowieść bezpodstawności zarzutów. Milczanowski uznał, że ujawniła ona mechanizmy działania polskiego wywiadu. Mówił, że nikt nigdy nie odpowiadał za tę "zdradę stanu", a on odpowiadać przed sądem za swe wystąpienie sejmowe. Ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski zapewniał, że księga nie zagroziła interesom tajnych służb.

Według protokołów rozmów z księgi, Zacharski mówił w 1995 r. Jakimiszynowi, pijąc i używając wulgaryzmów: "My chcemy odwołać tę bandę, która chce przejąć władzę". "Rozmówca ujawnił niechęć do ludzi lewicy; Zacharski poszedł w tym kierunku, by zdobyć jego zaufanie, to była gra" - tłumaczył potem szef zarządu śledczego UOP Wiktor Fonfara. Dodawał, że Zacharski musiał się dostosować do rozmówcy tym, "że wypije; że potrafi zakląć".

Podczas spotkania w lipcu 1995 r. na Majorce Zacharski usiłował uzyskać od Ałganowa potwierdzenie informacji o Oleksym. Ałganow nie negował znajomości z Oleksym, ale nie potwierdził, że był on agentem. Według wniosku Milczanowskiego do prokuratury, Ałganow miał być oficerem prowadzącym Oleksego od lat 1982-1983 do 1992 r. - do czasu formalnego odejścia z KGB i zakończenia pracy w ambasadzie Rosji w Warszawie. W 1992 r. jego kontakt z Oleksym miał przejąć przybyły do Polski na I sekretarza ds. prasowych ambasady płk KGB Jakimiszyn.

Warszawska prokuratura badała, czy Milczanowski przekroczył obowiązki służbowe, ujawniając tajemnicę państwową, jaką są informacje służb specjalnych o danej osobie. Prokuratura oparła się m.in. na sprawozdaniu sejmowej komisji nadzwyczajnej, która badała legalność działań w sprawie Oleksego. Według przyjętego w 1996 r. przez Sejm sprawozdania, działania w tej sprawie oficerów UOP oraz Milczanowskiego mogły naruszać prawo.

Śledztwo w sprawie Milczanowskiego pierwotnie umorzono w 1998 r., ponieważ uznano, że minister może odpowiadać tylko przed Trybunałem Stanu. Oleksy odwołał się od tej decyzji do sądu, który w 2000 r. nakazał wznowić śledztwo. W 2001 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł zaś, że minister może odpowiadać przed sądem karnym za przestępstwa popełnione w związku z zajmowanym stanowiskiem, jeśli Sejm nie postawi go przed Trybunałem Stanu. We wrześniu 2001 r. Sejm, większością głosów AWS i UW, zdecydował o umorzeniu postępowania z wniosku posłów SLD o postawienie Milczanowskiego przed Trybunałem.

W maju 2002 r. prokuratura postawiła Milczanowskiemu formalne zarzuty. "Oskarżenie mnie uważam za przejaw zemsty ze strony SLD" - komentował wtedy Milczanowski. Umorzono zaś śledztwo wobec oficerów UOP, którzy prowadzili rozmowy z Ałganowem i Jakimiszynem oraz opracowywali materiały.

Wysłany w listopadzie 2002 r. akt oskarżenia początkowo trafił do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa, ale ten poprosił o przekazanie sprawy Sądowi Okręgowemu, w którym orzekają bardziej doświadczeni sędziowie.

Pierwotnie proces miał się zacząć w 2005 r., ale wówczas sąd okręgowy zwrócił sprawę prokuraturze, by odtajniła stawiane Milczanowskiemu zarzuty. Ich tajność powodowałaby, że sąd nie mógłby jawnie ogłosić sentencji wyroku - a jest to wymogiem prawa. W styczniu 2006 r. prokuratura odtajniła zarzuty i ponownie skierowała akt oskarżenia. Proces był tajny - odtajniono nie całą sprawę, tylko same zarzuty.

Gdy proces ruszał w styczniu 2007 r., Milczanowski mówił, że nie ma sobie "absolutnie nic do zarzucenia" i dzisiaj zrobiłby to samo. Dodał, że miał podstawy do złożenia zawiadomienia o przestępstwie szpiegostwa. "Czy w sytuacji kryzysowej państwa mogłem odmówić zawiadomienia osób, będących przecież filarami i gwarantami demokratycznego ładu i porządku w państwie?" - pytał.

"Buta i arogancja pana Milczanowskiego jest niezmienna od samego początku; nie widać u niego najmniejszej refleksji czy samokrytyki" - oceniał Oleksy. Dodawał, że nic nie zmieni szkód, jakie wyrządził mu Milczanowski, który "zaufał dawnym esbekom". ("A pan Oleksy nie ufał esbekom?" - ripostował Milczanowski).

Za udział w sprawie Wałęsa, tuż przed końcem kadencji, awansował na stopnie generalskie: ówczesnego wiceszefa MSW Henryka Jasika (b. szefa wywiadu PRL), szefa UOP Gromosława Czempińskiego (b. oficera wywiadu PRL), doradcę szefa UOP Zacharskiego (skazanego w USA asa wywiadu PRL), szefa wywiadu UOP Bogdana Liberę (b. oficera wywiadu PRL) i szefa zarządu śledczego UOP Fonfarę (b. oficera SB).

W procesie zeznawali m.in. Kwaśniewski, Wałęsa, Bartoszewski, b. oficerowie UOP.(PAP)

sta/ pz/ mhr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)