Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W poniedziałek zapadnie wyrok wobec Anny Jaruckiej

0
Podziel się:

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie ogłosi wyrok w sprawie Anny
Jaruckiej, oskarżonej m.in. o posłużenie się w 2005 r. fałszywym dokumentem rzekomo upoważniającym
ją do zamiany oświadczenia majątkowego b. szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza za 2001 r.

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie ogłosi wyrok w sprawie Anny Jaruckiej, oskarżonej m.in. o posłużenie się w 2005 r. fałszywym dokumentem rzekomo upoważniającym ją do zamiany oświadczenia majątkowego b. szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza za 2001 r.

Prokuratura wniosła o wymierzenie jej kary 2 lat więzienia w zawieszeniu i 5 tys. zł grzywny. Cimoszewicz, który jest oskarżycielem posiłkowym, nie żądał bezwzględnego pozbawienia wolności, ale wyraził nadzieję, iż wyrok skazujący "być może pozbawi innych chęci, by manipulować życiem politycznym". Obrona chce uniewinnienia podsądnej. 42-letnia Jarucka (formalnie grozi jej do 5 lat więzienia), nie przyznawała się do zarzutów w procesie, który trwał od stycznia 2007 r.

Afera z udziałem b. asystentki Cimoszewicza doprowadziła do wycofania się tego polityka z wyborów prezydenckich w 2005 r. Zbiegiem okoliczności, wyrok sądu I instancji w jej sprawie będzie wydany w apogeum obecnej kampanii prezydenckiej.

O Jaruckiej zrobiło się głośno, gdy w sierpniu 2005 r. oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz miał ją w kwietniu 2002 r. upoważnić do zamiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. i usunięcia z jego pierwotnego oświadczenia informacji o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. On sam mówił wtedy, że jego oświadczenie majątkowe nie było nigdy zmieniane. Przyznawał zaś, że pomylił się, wypełniając je zgodnie ze stanem z kwietnia 2002 r., kiedy składał oświadczenie, a powinien był je wypełnić zgodnie ze stanem na koniec 2001 r., kiedy jeszcze posiadał akcje PKN Orlen (sprzedane w styczniu 2002 r.).

Komisja śledcza zawiadomiła prokuraturę o przestępstwie, która uznała, że Cimoszewicz fakt posiadania akcji zataił nieumyślnie i umorzyła śledztwo. Na wniosek Cimoszewicza prokuratura zajęła się zaś rzekomym upoważnieniem i uznała, że zostało ono sfałszowane przez nieustaloną osobę; nie było tam podpisu ministra, tylko tzw. faksymile (odbitka z pieczęci - PAP). Według prokuratury motywem działania b. asystentki była chęć zemsty. Kobieta wielokrotnie zwracała się bowiem do szefa MSZ, a także później, gdy był marszałkiem Sejmu, o "załatwienie" dla niej i jej męża placówki dyplomatycznej we Włoszech - bez skutku.

Oprócz posłużenia się podrobionym dokumentem prokuratura oskarżyła Jarucką także o składanie fałszywych zeznań przed komisją śledczą co do wystawienia upoważnienia. Trzeci zarzut dotyczy ukrywania dokumentów z MSZ znalezionych u niej w styczniu 2005 r. przez ABW.

Była asystentka zapewniała, że nie działała na niczyje zlecenie i że nie było jej celem "obciążanie kogokolwiek ani branie udziału w kampanii prezydenckiej". Wywołała jednak zamieszanie na scenie politycznej w okresie wyborczym. We wrześniu 2005 r. Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania. "Zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek" - oświadczył.

W procesie Jarucka nie przyznała się do zarzutów. "Nigdy nie fałszowałam żadnego upoważnienia pana ministra, wykorzystując faksymile jego podpisu" - oświadczyła. Według niej "upoważnienie nie może być spreparowane". "Nie miałam żadnego powodu do zemsty na panu Cimoszewiczu" - twierdziła. Dodawała, że nigdy nie prosiła go o jakąkolwiek protekcję, a współpracę z nim "bardzo dobrze wspomina". Mówiła, że z komisją śledczą skontaktował ją prawnik Wojciech Brochwicz, b. oficer UOP i b. wiceszef MSWiA.

Według Cimoszewicza, Jarucka (o której w sądzie mówił "ta osoba") nie powinna trafić do więzienia, ale "powinna usłyszeć w imieniu Rzeczypospolitej, że jest przestępcą", bo "wyrządziła ogromne negatywne skutki społeczne", a także jemu i jego rodzinie.

Proces trwał długo, bo sąd musiał wzywać na świadków wielu pracowników MSZ z tamtych lat, którzy obecnie przebywają na placówkach dyplomatycznych na świecie.

W mowie końcowej przed tygodniem prok. Katarzyna Jakacka wniosła o wymierzenie Jaruckiej kary łącznej 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat, grzywny 5 tys. zł oraz o obciążenie ją kosztami procesu. Wyjaśnienia Jaruckiej uznała za przyjętą linię obrony i niezasługujące na wiarę. Za okoliczność łagodzącą prokurator uznała dotychczasową niekaralność oskarżonej, a za obciążającą - działanie "z niskich pobudek" i "świadomość wpływu na przebieg kampanii prezydenckiej".

Mec. Bogdan Michalak, pełnomocnik Cimoszewicza, przyłączył się do wystąpienia prokuratury. Podkreślał, że "wcześniej nie odnotowano spraw, które tak bezpośrednio rzutowały na życie publiczne w Polsce; choć skala przestępstwa w kontekście tego, co się wydarzyło przez kolejne 5 lat, jest inna, bo życie polityczne uległo potem dalszej destrukcji". Ocenił, że Jarucką w 2005 r. "posłużyli się" członkowie komisji śledczej, wśród których wymienił Konstantego Miodowicza z PO i Romana Giertycha z LPR.

Michalak ocenił, że proces nie wykazał motywów oskarżonej. Wskazał "albo na rozbuchane ego pani Jaruckiej, albo na jakiś plan". "To mogła być zemsta, a mogło być zlecenie polityczne lub chęć przypodobania się komuś" - dodał. Wyraził niewiarę w to, by wszystko co Jarucka zrobiła, uczyniła "tylko dla pięciu minut sławy w mediach". Adwokat wniósł o uznanie Jarucką za winną oraz by sąd "w ramach lekcji wychowawczej" nakazał jej zapłacić koszty reprezentowania przez niego Cimoszewicza.

Obrońca oskarżonej mec. Michał Kołodziejczyk wniósł o uniewinnienie swej klientki. Zapowiedział, że nie wygłosi ona słowa końcowego; nie stawi się też na ogłoszeniu wyroku. Dodał, że gdyby sąd uznał winę co do któregoś zarzutu, to prosi o uwzględnienie "sytuacji rodzinnej i majątkowej" i o nieobciążanie jej kosztami procesu.

Adwokat ocenił, że w całej sprawie jest bardzo dużo wątpliwości. "Nie będę lansował jednej wersji, jak to wszystko naprawdę przebiegało z oświadczeniami majątkowymi Cimoszewicza" - powiedział. "Niewątpliwie odbywały się jakieś czary nad oświadczeniem, a trudno uwierzyć, by tak doświadczony polityk nie wiedział, według jakiego stanu wypełnia się oświadczenie" - dodał. Obrońca przypomniał, że w 2005 r. Jarucka była w ciąży i potem dwa razy poroniła. "Planować coś ze świadomością, że może to zaszkodzić nienarodzonemu dziecku?" - pytał obrońca, odnosząc się do wystąpienia adwokata Cimoszewicza. "Zaczynamy się poruszać w kategoriach psychiatrycznych" - dodał. Wskazał też, że byłoby nielogiczne, gdyby Jarucka miała posłużyć się faksymile, bo "przecież jako asystentka dysponowała autentycznymi podpisami Cimoszewicza".

Mec. Michalak zaprotestował przeciw słowom obrońcy o "czarach" nad oświadczeniem, bo prokuratura we wrześniu 2005 r. uznała, że nie ma mowy o przestępstwie. Ocenił, że Jarucka "mogła przestać działać racjonalnie".

Jarucka nie dostanie 50 tys. zł zadośćuczynienia od MSZ za rzekomy mobbing - orzekł w 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie, który oddalił jej pozew przeciw resortowi. Według sądu Jarucka nie wykazała, by w MSZ doszło wobec niej do zachowań uznawanych przez prawo za mobbing. Zarzucała ona resortowi (gdzie do niedawna formalnie była zatrudniona; ostatnio wypowiedziała stosunek pracy), że ją szykanowano. Miało to polegać m.in. na obniżeniu stopnia służbowego, nieudzieleniu urlopu "dla poratowania zdrowia", zamieszczaniu na stronie internetowej MSZ "szkalujących ją wiadomości". (PAP)

sta/ wkr/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)