Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W procesie b. prokuratorów ze sprawy "Wujka" zeznawali pierwsi świadkowie

0
Podziel się:

(dochodzą szczegóły rozprawy i szerszy background)

(dochodzą szczegóły rozprawy i szerszy background)

7.11.Warszawa (PAP) - W trwającym od kwietnia przed warszawskim Wojskowym Sądem Okręgowym procesie trzech b. prokuratorów wojskowych, oskarżonych o utrudnianie na początku lat 80. śledztwa w sprawie pacyfikacji kopalni "Wujek", we wtorek zeznawali pierwsi świadkowie.

Przesłuchano prokuratora w stanie spoczynku Józefa B. i dyrektora kopalni "Wujek" w okresie, gdy doszło do zajść, Macieja Zarembę.

Podczas pacyfikacji strajkujących kopalń w grudniu 1981 r. zginęło dziewięciu górników z "Wujka", a kilkudziesięciu zostało rannych.

67-letni Józef B. zajmował się przesłuchiwaniem rannych górników znajdujących się w szpitalach, a także zomowców z plutonu, który miał strzelać. Przekonywał, że nie było możliwości normalnego przeprowadzenia czynności, np. ogrodzenia terenu zajścia. "Żeby to zrobić, ktoś musiałby usunąć stamtąd ludzi, to mogłoby doprowadzić do dalszych starć" - przekonywał.

"Podziwiałem oskarżonego Janusza B., że przeprowadził oględziny miejsca zdarzenia, była tam masa ludzi, którzy chodzili, przeszkadzali, niektórzy byli agresywni" - powiedział. Zeznał, że był zdziwiony, iż prokuratura wojskowa umorzyła postępowanie w sprawie. "Czynności nie były skończone. W mojej ocenie sprawa dopiero się +rozkręcała+, trzeba było jeszcze wiele zrobić np. ponownie przesłuchać świadków i zrobić ekspertyzę broni, która umożliwiłaby zidentyfikowanie tej, z której strzelano" - ocenił. Dodał, że w prokuraturze krążyły plotki, że oskarżony Janusz B. został wezwany do Warszawy do gen. Wojciecha Jaruzelskiego z aktami, a potem sprawę umorzono.

71-letni Zaremba zeznał, że prokuratorzy przybyli na miejsce 16 grudnia wieczorem i udali się do stacji ratowniczej, gdzie znajdowały się zwłoki. Nie byli na miejscu, gdzie padły strzały. "Prokuratorzy nie pytali wówczas o miejsce starć, a można tam było iść, bo było blisko; nie kazali go zabezpieczyć. Ludzie byli spokojni. Pozostałości gazu łzawiącego nie były uciążliwe, nie utrudniały widoczności" - powiedział. Prokuratorzy udali się na miejsce, gdzie padły strzały, następnego dnia po zdarzeniu - 17 grudnia rano.

Były dyrektor kopalni powiedział, że nikt nie naciskał na niego, by uprzątnął miejsce, gdzie zginęli górnicy. Dodał, że 17 grudnia rozmawiał telefonicznie z ówczesnym ministrem górnictwa gen. Czesławem Piotrowskim, który pytał go jedynie, kiedy zaczną fedrować i o ogólną atmosferę w zakładzie.

Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 1 grudnia. Sąd chce przesłuchać wówczas kolejnych trzech świadków.

Witoldowi K., Januszowi B. i Romanowi T. z Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach zarzucił niedopełnienie i przekroczenie obowiązków. Polegało ono na niepodjęciu działań w celu zebrania wszystkich dowodów związanych ze śmiercią górników, protestujących przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego.

Zdaniem IPN, prokuratorzy celowo i świadomie utrudniali śledztwo, by milicjanci, którzy strzelali do górników, uniknęli odpowiedzialności. Wszyscy trzej oskarżeni odrzucają zarzuty. Grozi im do 3 lat więzienia.

IPN oskarżył całą trójkę w 2004 r. Początkowo ich sprawy umorzono z powodu przedawnienia. IPN zaskarżył tę decyzję do Sądu Najwyższego, argumentując, że dopuścili się oni zbrodni komunistycznej, która przedawnia się dopiero w 2010 r. Ostatecznie umorzenia uchylono; zarzuty dotyczą właśnie "zbrodni komunistycznej". (PAP)

ktl/ itm/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)