Uczestnik demonstracji przeciwko rządom lewicowego prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza otworzył ogień w kierunku interweniującej policji, raniąc 4 funkcjonariuszy oraz przypadkowego przechodnia - podała w piatek wieczorem policja wenezuelska.
Uczestnik piątkowej manifestacji oddał 12 strzałów w trakcie starć i przepychanek między protestującymi studentami a policją, w pobliżu kampusu w mieście Merida. Pięciu rannych odwieziono do szpitala - poinformował komendant policji w tym mieście Alberto Quintero.
Był to druga już strzelanina, do jakiej doszło w tym tygodniu w trakcie wystąpień przeciwników Chaveza, protestujących przeciwko projektom reformy prawa wyborczego, umożliwiającej mu wielokrotne powtarzanie kadencji.
Referendum w sprawie zmian w konstytucji ma się odbyć 2 grudnia i zostanie prawdopodobnie wygrane przez Chaveza, cieszącego się szerokim poparciem społecznym dzięki swej populistycznej polityce, finansowanej z bogatych, znacjonalizowanych w dużej części, zasobów ropy naftowej.
Poza wielokrotnością kadencji prezydenckiej, reformy konstytucyjne wprowadzają też kontrolę prezydenta nad bankiem centralnym i rezerwami walutowymi kraju oraz dają władzę jego przedstawicielom w terenie nad pochodzącymi z wyboru radnymi. Sam Chavez zapowiedział już, że będzie rządził krajem przez następne dziesięciolecia.
W środę strzały padły w stolicy kraju Caracas, gdzie zamaskowani sprawcy, prawdopodobnie zwolennicy Chaveza, otwarli z kolei ogień w kierunku demonstrujących przeciwko niemu studentów, wracających z 80-tysięcznej pokojowej manifestacji. Postrzelone zostały dwie osoby, a kilka innych odniosło obrażenia w wyniku wybuchu paniki.
Po serii demonstracji studenckich, w trakcie których dwukrotnie doszło w ostatnich dniach do przelewu krwi, Chavez oskarżył w piątek wieczorem swych przeciwników o "próbę sprowokowania czyjejś śmierci", w celu doprowadzenia do zamieszek na szeroka skalę i zorganizowania na tej podstawie próby puczu, analogicznej do tej, jaką podjęto po krwawych starciach w marcu 2002 roku. (PAP)
wit/
102