Ożywioną dyskusję wśród polityków we Włoszech wywołały słowa przywódcy koalicyjnej prawicowej Ligi Północnej Umberto Bossiego, który po ostatnich atakach na włoskie patrole w Afganistanie oświadczył: "ja zabrałbym do domu wszystkich naszych żołnierzy".
W przeprowadzonych przez talibów w sobotę dwóch atakach w prowincji Farah w zachodnim Afganistanie rannych zostało trzech żołnierzy. 14 lipca w zamachu bombowym zginął 25-letni włoski żołnierz.
Nasilenie ataków nakłoniło ministra do spraw reform Umberto Bossiego do wyrażenia opinii, iż należy zakończyć misję włoskiego kontyngentu w Afganistanie "biorąc pod uwagę koszty i rezultaty". "Jestem za tym, by wydawać jak najmniej, chociaż wiem, że to międzynarodowy problem, który nie jest łatwo rozwiązać" - stwierdził minister.
Inni politycy centroprawicy zgodnie wykluczyli możliwość wycofania się z Afganistanu.
Minister obrony Ignazio La Russa ocenił, że Bossi wyraził opinię "jako ojciec". "Ale wypowiadając się jako ministrowie wiemy, że to, co robią nasi chłopcy w Afganistanie to zadanie ważne, konieczne, bezdyskusyjne" - oświadczył.
"Wrócimy - dodał - kiedy osiągniemy cel misji, jakim jest umożliwienie Afganistanowi samodzielnego zarządzania terytorium i zapewnienie warunków bezpieczeństwa nie tylko tam, ale także w tej części świata, która chce zwalczać terroryzm".
Minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini w wywiadzie dla niedzielnego wydania dziennika "Corriere della Sera", jeszcze przed sobotnim atakiem, zapowiedział, w związku z eskalacją zamachów, zwiększenie liczby samolotów Tornado i Predator oraz opancerzonych wozów bojowych najnowszej - jak podkreślił - generacji.
Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ awl/ bos/