Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Włodarczyk: aresztując dra G., nie myślano o skutkach społecznych

0
Podziel się:

Nikt nie myślał o skutkach społecznych, aresztując dra Mirosława G.,
ordynatora kardiochirurgii szpitala MSWiA - ocenił we wtorek dr Andrzej Włodarczyk, wiceprezes
Naczelnej Rady Lekarskiej i b. wiceminister zdrowia. Włodarczyk zeznawał jako świadek w procesie
dra G., oskarżonego o korupcję i mobbing.

Nikt nie myślał o skutkach społecznych, aresztując dra Mirosława G., ordynatora kardiochirurgii szpitala MSWiA - ocenił we wtorek dr Andrzej Włodarczyk, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej i b. wiceminister zdrowia. Włodarczyk zeznawał jako świadek w procesie dra G., oskarżonego o korupcję i mobbing.

Włodarczyk, który stawił się w sądzie po przeprowadzeniu trwającej 12 godzin operacji chirurgicznej, podkreślił, że nie docierały do niego żadne skargi na dra G. ani w kontekście korupcji, ani błędów w sztuce. Jako współautor lekarskiego kodeksu etyki za "obrzydliwe" uznał uzależnianie przez lekarza od łapówki podjęcia się zabiegu czy przyjęcia do szpitala.

Sąd przesłuchał jeszcze we wtorek byłą naczelną pielęgniarkę szpitala MSWiA Teresę U. Tak jak dr Włodarczyk, została ona wezwana na wniosek obrony, bo - jak się okazało - mimo ważnej funkcji w szpitalu i półrocznej współpracy z G. na kardiochirurgii ani CBA, ani prokuratura nie przesłuchały jej w śledztwie. Zeznała ona, że po zatrzymaniu dra G. przez CBA jeden z lekarzy powiedział na głos do kolegów z oddziału: "no to mamy czego chcieliśmy". Jak się potem wydało, kilku lekarzy przed zatrzymaniem ordynatora obciążało go w CBA, co uznała ona za "niebywałe". Mówiła, że zanim dr G. został ordynatorem, na kardiochirurgii zdarzało się często operowanie po pijanemu, co ukrócił nowy dyrektor szpitala Marek Durlik.

Gdy dr G. został aresztowany, dr Włodarczyk był jedną z osób, które złożyły poręczenie osobiste za lekarza. "Uważam, że miejsce chirurga jest przy stole operacyjnym, a nie w więzieniu - chyba że są poważne powody, by był aresztowany" - powiedział.

Najdramatyczniejszy ze skutków społecznych sprawy dra G. to - zdaniem Włodarczyka - załamanie polskiej transplantologii i 60-procentowy spadek liczby dawców organów. "Mimo upływu już prawie trzech lat, liczba transplantacji nie wróciła do poziomu sprzed tej sprawy" - dodał świadek. Ocenia on, że za rządów PiS nieprzypadkowo wzięto na cel lekarzy jako element korupcyjnego układu trawiącego Polskę. "Myślę, że tych kosztów nikt nie brał pod uwagę, w myśl zasady +gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą+" - uznał Włodarczyk.

"Byliśmy wdzięcznym celem, bo zdrowie to ważny element polityki państwa, o lekarzach mówi się źle, nie chce im się płacić, no to wystarczy zrobić z nich łapówkarzy i zabójców" - mówił dr Włodarczyk podkreślając, że takie działanie podważa zaufanie pacjentów do lekarza. "Jeśli podważa je państwo, to jest głupota świadcząca, że ktoś ma klapy na oczach" - dodał.

Włodarczyk uważa, że wpływ na decyzje dotyczące dra G. mogło mieć tragiczne wydarzenie z życia b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, którego ojciec zmarł po operacji angioplastyki w 2006 r. "Pan Ziobro ma przekonanie, że śmierć nastąpiła z winy lekarzy" - podkreślił Włodarczyk. Okoliczności śmierci Jerzego Ziobry do dziś są badane przez prokuraturę.

Jak ujawnił we wtorek Włodarczyk, pół roku przed tym, jak w lutym 2007 r. Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało dra G. pod zarzutem zabójstwa pacjenta i korupcji, dwóch agentów CBA przyszło do niego (był wtedy szefem warszawskiej izby lekarskiej) i pytało, czy na dra G. są jakieś skargi.

"Odesłałem ich do naszego rzecznika odpowiedzialności dyscyplinarnej. Dowiedziałem się potem, że rzecznikowi zabrano bez żadnego pokwitowania całą dokumentację na temat lekarzy ze szpitala MSWiA - co uważam za skandal. Zrobiłem za to awanturę moim urzędnikom" - powiedział. Dodał też, że CBA wezwało go znowu pół roku temu. "Wezwano mnie jako świadka, ale pytania były jak do oskarżonego: czy nie biorę nic od pacjentów, czy znam dra G." - powiedział. Ujawnił też, że od pacjentów docierały do niego wiadomości, że CBA namawiało ich do obciążania lekarzy.

Włodarczyk był w 2001 r. członkiem komisji konkursowej, która badała kandydaturę dra G. na funkcję ordynatora kliniki kardiochirurgii. W komisji zasiadał też m.in. prof. Zbigniew Religa. Świadek przyznał, że osoba dra G. - wychowanka krakowskiego kardiochirurga prof. Antoniego Dziatkowiaka, była niechętnie widziana przez Religę. "Nie tyle chodziło konkretnie o pana, tylko o prof. Dziatkowiaka" - zaznaczył Włodarczyk, wspominając o animozjach między dwoma sławnymi kardiochirurgami. Zastrzegł przy tym, że Religa nie zgłaszał w tamtym czasie żadnych skarg na dra G.

Zarazem Włodarczyk podkreślił, że gdy Religa - którego on osobiście bardzo szanował za medyczne dokonania - został ministrem zdrowia, "w środowisku mówiło się, że minister sprawiedliwości Ziobro ma na niego wpływ". W tym kontekście wspomniał o tym, jak Religa negatywnie wypowiadał się o G. na wspólnej konferencji z Ziobrą w 2007 r. w ministerstwie zdrowia, za co spotkał go afront na międzynarodowej konferencji kardiologów w Warszawie - gdy Religa wszedł na mównicę, większość zebranych opuściła salę. Również za niewłaściwe Włodarczyk uznał, że Religa jako minister zdrowia sporządzał opinię biegłego do sprawy dra G. (PAP)

wkt/ bno/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)