*Wrocławska policja bada okoliczności, w których doszło do śmierci chłopca, który zginął porażony prądem na podwórku przy jednej z wrocławskich podstawówek. Tragedia miała miejsce w ostatnią niedzielę, gdy 15-letni Filip grał w koszykówkę z kolegami. *
Szukając piłki, chłopak wdrapał się na mur, na którym przywieszony był kosz, stracił równowagę i spadł. Jak się okazało później, siatka, którą zakończony był mur, była podłączona do prądu. Chłopak dotknął jej i został porażony.
Sprawa wzbudziła kontrowersje. Woźna ze szkoły podstawowej opowiadała, że wiedząc, iż siatka jest pod napięciem, powiedziała o tym dyrektorce placówki. Z kolei dyrektor szkoły, która musiała wrócić do Wrocławia z urlopu, zaprzeczyła, że była o tym informowana.
"Sprawdzamy wszystkie wątki tej sprawy, jednym z nich jest zeznanie woźnej, która rzeczywiście powiedziała, że mówiła o tym, że siatka jest pod napięciem. Dyrektorka nie została jeszcze przesłuchana, a my nie możemy się opierać na tym, że ktoś powiedział coś w telewizji" - powiedział PAP Artur Falkiewicz z wrocławskiej policji.
Policjant nie wykluczył, że jeśli zajdzie taka potrzeba, przeprowadzona zostanie konfrontacja świadków.
Jak poinformowała policja, z rozmów z okolicznymi mieszkańcami wynika, że kłopoty z płotem były wcześniej zgłaszane. W ciągu ostatnich 2 tygodni zdarzyło się kilka razy, że ktoś z grających w piłkę chłopców został "kopnięty" prądem, gdy zbliżył się do płotu. Policja ustala, kto jest odpowiedzialny, za to, że siatka była podłączona do prądu.
W piątek koledzy i rodzina pożegnali na wrocławskim cmentarzu osobowickim 15-letniego Filipa.(PAP)
rut/ itm/