Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Za tydzień decyzja ws. apelacji sprawy ppłk. Miłosza

0
Podziel się:

Za tydzień Izba Wojskowa Sądu Najwyższego ma ogłosić decyzję w sprawie
apelacji od wyroku uniewinniającego ppłk. Marka Miłosza, pilota śmigłowca, który rozbił się w
grudniu 2003 r. z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie.

Za tydzień Izba Wojskowa Sądu Najwyższego ma ogłosić decyzję w sprawie apelacji od wyroku uniewinniającego ppłk. Marka Miłosza, pilota śmigłowca, który rozbił się w grudniu 2003 r. z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie.

We wtorek SN rozpatrywał odwołanie wniesione przez oskarżenie, które chce zwrotu sprawy sądowi pierwszej instancji. Według prokuratury Miłosz, jako dowódca załogi, zlekceważył zasady bezpieczeństwa, nie zapoznając się z informacjami o pogodzie grożącej oblodzeniem śmigłowca i katastrofą. Zdaniem prokuratury sąd popełnił błąd uznając za usprawiedliwioną niewiedzę Miłosza o tym, że na trasie przelotu występują temperatury, przy których trzeba włączyć instalację przeciwoblodzeniową w trybie ręcznym.

Obrońca Miłosza mec. Andrzej Werniewicz argumentował we wtorek, że w dniu lotu załoga nie miała ostrzeżenia o ryzyku oblodzenia, nie wiedziała o nietypowej pogodzie - wzroście temperatury wraz z wysokością, a instalacja przeciwoblodzeniowa była niesprawna. Mecenas podkreślił, że Miłosz jako dowódca załogi był obciążony pilotowaniem śmigłowca i korespondencją z wieżą, w sytuacji, gdy kontrola lotów zmieniała kolejność podchodzenia do lądowania statków powietrznych zmierzających na Okęcie.

Miłosz prosił sąd, by rozstrzygając, czy zwrócić sprawę do ponownego rozpoznania, wziął pod uwagę stan wiedzy pilota z dnia feralnego lotu, a nie po uzyskaniu informacji z całego procesu w pierwszej instancji.

"Ta sprawa trwa już ponad siedem lat od zdarzenia. To nie są dni i lata łatwe. Po tamtym feralnym locie wróciłem do pracy. Chcę dalej pracować, chcę dalej latać" - powiedział Miłosz dziennikarzom po rozprawie. Zaznaczył, że po wypadku zmieniono przepisy bezpieczeństwa lotów dotyczące np. komunikatów meteorologicznych, podniesiono też poziom temperatury, przy której trzeba włączać instalację przeciwoblodzeniową. "Wszystko spadło na mnie, na jednego pilota, podczas gdy taki lot jest zabezpieczany przez dziesiątki osób" - zaznaczył.

Śmigłowiec Mi-8 z 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego rozbił się 4 grudnia 2003 pod Warszawą, gdy wyłączyły się obydwa silniki. Badająca wypadek komisja, uznała, że przyczyną było oblodzenie. Miłosz, wtedy w stopniu majora, zdołał awaryjnie wylądować, wykorzystując autorotację. W wypadku ucierpieli ówczesny premier Leszek Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów BOR, trzech pilotów i stewardesa. Dwanaście osób przeszło długotrwałe leczenie. Poszkodowani nie mieli pretensji do Miłosza, a Miller wielokrotnie deklarował, że poleciałby z nim ponownie.

W marcu Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie, po trwającym ponad 6 lat procesie, uniewinnił Miłosza. Uznał, że pilot miał prawo nie wiedzieć o niekorzystnych warunkach pogodowych, dlatego nie włączył instalacji przeciwoblodzeniowej w trybie ręcznym. Sąd zaznaczył, że załoga sprawdzała temperaturę na termometrze, nie wiedząc, jak duży jest błąd wskazania tego przyrządu. O trudnych warunkach ostrzegała cywilna prognoza meteorologiczna, ale oskarżony nie miał do niej dostępu, bo korzystał z wojskowej, która nie ostrzegała przed możliwością oblodzenia.(PAP)

brw/ pz/ malk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)