Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Zakończył się protest pracowników sanepidu przed kancelarią premiera

0
Podziel się:

#
dochodzi m.in. informacja o zakończeniu protestu i złożeniu petycji
#

# dochodzi m.in. informacja o zakończeniu protestu i złożeniu petycji #

16.11. Warszawa (PAP) - Pracownicy stacji sanitarno-epidemiologicznych przez około dwie godziny pikietowali w piątek budynek kancelarii premiera. Domagali się m.in. włączenia Państwowej Inspekcji Sanitarnej w struktury resortu zdrowia oraz podwyżki zarobków.

Przed kancelarią premiera zgromadziło się ok. 400 osób z flagami i transparentami, na których napisano m.in.: "Główny inspektor sanitarny - szef marny", "W sanepidzie pracujesz, zawsze głodujesz", "Zatrucia, zakażenia, dopalacze. Tego chcecie", "Sanepidy to są bidy" i "Uczciwa praca - hańbiąca płaca". Protestujący używali trąbek i gwizdków. Mieli też flagi central związkowych - NSZZ "Solidarność" i OPZZ.

"Nie możemy się zgodzić na sytuację w stacjach sanepidu. Wynagrodzenia są zamrożone od trzech lat. Środki są rozdzielane niesprawiedliwie. Bardzo często z puli na wynagrodzenia finansowana jest działalność stacji" - mówił organizator protestu Piotr Szereda.

Reprezentanci demonstrujących na spotkaniu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przekazali petycję przedstawicielom Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, Ministerstwa Zdrowia, GIS-u i kancelarii szefa rządu.

Jak powiedział po spotkaniu Szereda, urzędnicy zapewnili, że zapoznają się z postulatami i odpowiedzą na nie. "Jeżeli nie będzie żadnej reakcji, to zastanowimy się nad dalszymi działaniami. Nie wykluczamy ponownej znacznie większej manifestacji w Warszawie lub strajku absencyjnego" - dodał.

Jak zaznaczyli w komunikacie pracownicy powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych, kuriozalną jest sytuacja, w której wojewódzkie i powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne, będące zakładami opieki zdrowotnej, nie podlegają Ministrowi Zdrowia, nadzór nad nimi sprawuje GIS, a o wysokości funduszy decyduje wojewoda.

"Polityka w stosunku do służby sanitarnej doprowadziła do sytuacji, że brak środków finansowych już nie tylko uniemożliwia prawidłowe i skuteczne funkcjonowanie powiatowych stacji sanitarnych, ale także uwłacza godności pracowników Inspekcji Sanitarnej, czyniąc z nich pośmiewisko" - podkreślili.

Pracownicy powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych przypomnieli, że gdy we wrześniu inspekcje w całym kraju miały wykrywać nielegalny, szkodliwy dla zdrowia alkohol metylowy, brakowało pieniędzy na zapłacenie nadgodzin, transport, zabezpieczenie oraz badanie alkoholu.

Jak powiedziała PAP Grażyna Męczyńska z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Siedlcach, pracownicy sanepidu domagają się zmian ze względu na bezpieczeństwo publiczne. "Nie ma pieniędzy na podstawowe działania, nie mówiąc o akcjach sprawdzania alkoholu, dopalaczy, dostosowania pracy do wymogów dyrektyw unijnych" - mówiła.

Według Janusza Chojnackiego z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Koninie pieniądze otrzymywane z budżetu państwa kończą się w drugim lub trzecim miesiącu roku. Podkreślił, że większość pracowników stacji sanitarno-epidemilogicznych zarabia 1,3 tys. zł. "Jesteśmy funkcjonariuszami publicznymi, domagamy się godnej płacy" - powiedział PAP Chojnacki.

Organizatorzy protestu podkreślają, że wynagrodzenia pracowników sanepidu od wielu lat należą do najniższych w kraju. Dodają, że pensje osób z wyższym wykształceniem, specjalistów z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną "to kpina". W ich ocenie sytuacja personelu ze średnim wykształceniem - techników, laborantów, pracowników administracyjnych - jest jeszcze bardziej dramatyczna. (PAP)

kno/ ral/ bpi/ abr/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)