Podczas czwartkowego handlu polska waluta straciła na wartości. Ok. godz. 16.30 euro kosztowało 4,22 zł, a za dolara płacono 4,13 zł. W czwartek rano euro wyceniano na 4,21 zł, a dolara na 3,12 zł.
Konrad Białas z Alior Banku wskazał, że czwartkowa sesja była dość spokojna, a spadek złotego sięgał jednego grosza. "Jesteśmy nadal w konsolidacji na obserwowanych wcześniej poziomach" - powiedział.
W jego opinii rynek zignorował serie danych dotyczących gospodarki USA. Inwestorzy poznali m.in. dane o PKB, który wzrósł w drugim kwartale br. o 2,5 proc. w ujęciu zanualizowanym kdk. Analitycy spodziewali się, że zwyżka sięgnie 2,6 proc.
Na rynek napłynęły tez dane z rynku pracy, gdzie liczba osób ubiegających się po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych spadła w ubiegłym tygodniu w USA o 5 tys. wobec poprzedniego tygodnia i wyniosła 305 tys. Tymczasem ekonomiści spodziewali się, że liczba nowych bezrobotnych wyniesie 325 tys.
"Nie widzę powodów, aby złoty dalej się osłabiał. Nastroje na rynkach światowych są neutralne, więc sądzę, że na przełomie tygodnia jest możliwe testowanie poziomu 4,2 zł za euro" - ocenił Białas.
Piotr Popławski z banku BGŻ ocenił z kolei w rozmowie z PAP, że chwilowo złoty broni się przed dalszym osłabieniem, ale "na razie kierunek jest na słabszego złotego". W jego opinii w kolejnych dniach złoty będzie się osłabiał.
"Generalnie wygląda na to, że będziemy się zbliżać do poziomu 4,25 zł za euro, a potem 4,30 zł" - powiedział. (PAP)
rbk/ map/ je/
