Główne amerykańskie indeksy, idąc w ślad za tracącymi na wartości parkietami w Europie, rozpoczęły piątkowe notowania od zdecydowanych spadków. O godzinie 15:39 technologiczny indeks Nasdaq Composite spadał o 1,3 proc., Średnia Przemysłowa o 1 proc., a indeks szerokiego rynku S&P500 tracił 1,2 proc.
Po czwartkowej przecenie, która przyniosła zniżkę wspomnianych Nasdaq o 2,16 proc., DJIA o 2,83 proc. i S&P500 o 2,96 proc., dzisiejszy dzień może zakończyć się albo mini-krachem, albo też neutralnym zamknięciem.
Tę rozbieżność sytuacji widać doskonale na wykresach indeksów DJIA i S&P500. Oba w czwartek, kończąc w sposób zdecydowany trzydniowe odreagowanie wcześniejszych spadków, znalazły się niewiele ponad dołkami z 3 sierpnia br. (odpowiednio 13181,91 pkt. i 1433,06 pkt.). Ich pokonanie, może dziś sprowokować wręcz paniczną ucieczkę z rynku akcji i mini-krach na Wall Street.
ZOBACZ TAKŻE:
Kto winny kryzysowi kredytowemu w USAJednak krachy, nawet te niewielkie, zdarzają się niezwykle rzadko. Dlatego niewykluczone, że pomimo słabego początku, jednak chciwość zwycięży ze strachem i zamiast przeceny, amerykańskie indeksy zakończą notowania w okolicach zera, dając nadzieję na niewielki ruch do góry.
Nadzieje, jak się wydaje dość płonne. W średnim terminie przewaga podaży jest zdecydowana. I to nie tylko na wykresach. Niewiele również wskazuje na to, żeby kryzys na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych o podwyższonym ryzyku, który obecnie jest podstawowym źródłem obaw dla rynków, mógł zostać szybko zażegnany.
Co więcej, jak pokazuje wczorajszy przykład francuskiego banku Paribas, który poinformował o wstrzymaniu umorzenia jednostek swych trzech funduszy inwestujących na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych o podwyższonym ryzyku, kryzys ów już nie ma wymiaru lokalnego i powoli staje się kryzysem globalnym.