W fatalnym stylu zakończyła notowania w czwartek warszawska giełda. Głównie w skutek zmasowanego ataku podaży w ostatnich minutach sesji, nasze główne indeksy okazały się najsłabsze w Europie i zakończyły sesję w pobliżu dziennych minimów.
WIG oraz WIG20 straciły odpowiednio 1,42 i 1,78 procent przy obrotach, które wyniosły 850 milionów. Mimo utrzymującej się od rana podaży na papierach PKNOlren, KGHM oraz PKO BP, a przez to niespełna procentowego spadku indeksu dużych spółek, rynek przebywał przez większość dnia w monotonnej konsolidacji. Na tym tle pozytywnie wyróżniały się walory TPSA, w przypadku których zwyżka przekraczała momentami dwa procent.
Niestety kolejny raz inwestorzy przekonali się o destrukcyjnym działaniu funduszy arbitrażowych, które sprowokowały przy okazji rozpoczęcia sesji zza oceanem, wybicie dołem z trwającego kilka godzin bocznego trendu. Ich śladem poszły fundusze inwestycyjne, które od rana dystrybuowały PKNOrlen, KGHM i PKO BP, zbijając ceny tych papierów na nowe dzienne dołki. Również Lotosowi nie pomogła informacja o planowym rozpoczęciu eksploatacji dwóch złóż ropy naftowej na Bałtyku.
Atmosferę w Warszawie pogorszyły w dodatku kolejne słabsze od oczekiwań dane z amerykańskiego rynku nieruchomości, gdzie liczba sprzedanych nowych domów spadła w lipcu o ponad cztery procent. Nieoczekiwanie spokojna na otwarciu reakcja na dane amerykańskich indeksów kontrastowała z mającymi oznaki paniki warszawskim parkietem.
Skutecznie zasiany strach nie opuści zapewne graczy również w trakcie piątkowych notowań, a ewentualne utrzymanie środowych poziomów przez indeksy w USA może jedynie uchronić nasz rynek przed kontynuacją spadku w piątek.