Dzisiejsze notowania po dobrych sesjach za oceanem i w Azji zapowiadały się bardzo pozytywnie. Popyt zaatakował w pierwszych minutach i powiększył zdobytą luką przewagę.
Po ochłonięciu inwestorzy przeszli w fazę oczekiwania na kolejny impuls. Rynek na tym etapie sesji delikatnie się osuwał pod własnym ciężarem, nie było to jednak zbyt groźne dla popytu, który kontrolował sytuację. Godziny południowe to marazm i utrzymywanie półtoraprocentowego wzrostu. Wyłamanie nastąpiło tuż po porze lunchu, kiedy to jako jedyny rynek w europie oddaliśmy znaczącą cześć wzrostów, kulminacja nerwów nastąpiła po publikacji danych z USA.
Dane te, to ostateczne odczyty znanych już rynkowi wskaźników. Europa przyjęła je pozytywnie ruszyła w kierunku dziennych maksimów, nasz rynek stał po prostu w miejscu. Nie stał jednak zbyt długo, po otwarciu giełd za oceanem stopniowo znowu zaczęliśmy oddawać niewielki już wzrost, po publikacji danych o sprzedaży domów w stanach rynek wywalił się całkowicie. Sesje zakończyliśmy w bardzo złym stylu pozostawiając negatywne wrażenie. Ostatecznie indeks WIG20 wyniósł 3675 pkt. (-0,54%) oddając ponad 90 pkt. od dziennego maksimum. Ma to negatywny wydźwięk.
Końcówka sesji przyniosła również bardzo ciekawą sytuację. Otóż, na niektórych walorach były zawierane transakcje w fazie przyjmowania zleceń na zamknięcie (między 16:10 a 16:20). Prawdopodobnie wynikało to z awarii systemu giełdowego i sama giełda nie mogła sobie poradzić z tym problemem, zawiesiła część walorów nie pozwalając rynkowi ustalić kursów zamknięcia. Jutro zapewne dowiemy się o przyczynie takiego stanu rzeczy. Jutro również ostatnia sesja miesiąca, po dzisiejszej trudno być optymistycznie nastawionym, należy jednak chłodno podejść do rynku i skonfrontować jego zachowanie z innymi globalnymi giełdami.
