Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Olbrzymia zmienność na rynkach finansowych

0
Podziel się:

Wtorek giełdy europejskie rozpoczęły niewielkim spadkiem indeksów. Gracze nie wiedzieli, czy reagować na duże spadki cen amerykańskich akcji, czy też liczyć na ich odbicie.

Olbrzymia zmienność na rynkach finansowych

Wtorek giełdy europejskie rozpoczęły niewielkim spadkiem indeksów. Gracze nie wiedzieli, czy reagować na duże spadki cen amerykańskich akcji, czy też liczyć na ich odbicie.

Widać było jednak gotowość do wzrostu. Sprzyjało bykom zachowanie rynku walutowego. Kurs USD/JPY po nocnym wzroście stabilizował się, a EUR/USD po kolejnym nieudanym ataku na 1,49 USD spadał. Zachowanie walut sygnalizowało, że rośnie apetyt na ryzyko. Nastroje poprawiła dodatkowo publikacja indeksu klimatu gospodarczego niemieckiego instytutu Ifo. Okazało się, że zamiast niewielkiego spadku odnotowano wzrost tego indeksu. Może to bardzo dziwić, ale rynek wziął te dane za dobrą monetę.

Reakcja nie była silna (jak zwykle po publikacji danych europejskich), ale kurs EUR/USD i indeksy giełdowe lekko wzrosły. Ta pozytywna zmiana nastrojów trwała jednak krótko i indeksy znowu wróciły do dominujących trendów. Zmieniła się też sytuacja na rynku walutowym - kurs EUR/USD rósł, a USD/JPY spadał pogarszając dodatkowo nastroje na giełdach akcji. Kolejna zmiana nastąpiła przed otwarciem sesji w USA, bo oczekiwania na odbicie indeksów odwróciły kurs USD/JPY i pomogły w zredukowaniu strat indeksom giełdowym. Byki nie miały jednak czasu na odrobienie strat i sesje skończyły się półprocentowymi spadkami indeksów.

W ostatnim komentarzu we wtorek rano pisałem, że byki na rynku akcji w USA mają szansę na wypracowanie odbicia, bo po pierwsze Citigroup poinformował, że AIDA, rządowy fundusz inwestycyjny z Abu Dhabi zasili bank kwotą 7,5 mld USD kupując jego obligacje zamienne na akcje. Po drugie byki oczekiwały obrony wsparć technicznych z sierpnia. Po trzecie wreszcie po dużych spadkach i ewidentnej panice w końcu poniedziałkowej sesji gracze oczekiwali odbicia. Zapomniałem jeszcze o tym, że indeksy S&P 500 i DJIA spadły w poniedziałek do poziomu o prawie 10 procent niższego od szczytu, a to w USA uznawane jest za standardową korektę oraz o tym, że kończy się miesiąc, co zazwyczaj prowadzi do strojenia okien wystawowych (window dressing) przez fundusze.

Ten wstęp jest niezbędny, żeby można było pisać o tym, co działo się na wszystkich rynkach, bo praktycznie cała akcja miała za podłoże (pretekst) właśnie tych 5 elementów. Jeśli chodzi o dane realne, fundamentalne to raport S&P/Case-Shiller (o cenach domów trzecim kwartale) nie mógł nikogo specjalnie ucieszyć. Co prawda oczekiwano, że ceny spadną o około 5 procent, a spadły ,,tylko" o 4,5 procent, ale nie ulega wątpliwości, że były to dane bardzo słabe (największy spadek od 20 lat).

Bardzo niekorzystny dla byków był też opublikowany przez Conference Board indeks zaufania konsumentów amerykańskich. Spadł do poziomu 87,3 pkt. - to najniższy poziom od 2005 roku tuż po uderzeniu huraganu Katrina. W okresie przedświątecznym takie pogorszenie nastrojów jest czymś zaskakującym i bardzo niepokojącym. Na domiar złego ekonomiści Goldman Sachs zwiększyli prawdopodobieństwo recesji w USA z 30 do 45 procent. Twierdzą też, że do połowy 2008 roku stopy spadną do 3 procent.

Po takich informacjach dolar powinien mocno stracić, surowce zyskać, a podaż powinna obniżyć indeksy giełdowe. Stało się zupełnie inaczej i tu właśnie wracamy do wymienionych wyżej pięciu powodów, bo wszystko, co działo się na rynkach finansowych miało swoje źródło właśnie we wzroście indeksów giełdowych. Nadzieje na początek poważnego odbicia, wręcz rajdu świętego Mikołaja, uwolniły kapitał z obligacji obniżając ich ceny (podnosząc rentowność)
. To wzmocniło dolara, a to z kolei doprowadziło do dużych spadków cen ropy, miedzi i złota. Szczególnie mocno staniała ropa (ponad 3 procent), bo rynek boi się przyszłotygodniowego szczytu OPEC. Poza tym jest tez fundamentalny powód do przeceny surowców - zwalniająca gospodarka będzie ich mniej potrzebowała.

Informacje ze spółek też nie należały do pozytywnych. Staples, największa na świecie sieć sprzedaży produktów do wyposażenia biur i urzędów, poinformował, że po raz pierwszy od ponad czterech lat odnotował spadek kwartalnego zysku. Powodem było to, że konsumenci w Północnej Ameryce kupili mniejszą ilość komputerów. Jednak, w okresie, kiedy byki zdecydowanie panowały na parkiecie, kurs rósł akcji o 10 procent, bo ... oczekiwania analityków były jeszcze gorsze. Goldman Sachs obniżył rekomendację dla sektora producentów samochodów motywując to zwiększającym się zaniepokojeniem o stan gospodarki amerykańskiej.

Prawdę mówiąc nic nie zachęcało do kupna akcji oprócz wymienionych wyżej pięciu elementów, z których żaden nie należał do kategorii ,,powody fundamentalne". Przecież na przykład to, że jakiś fundusz pomoże jednemu (nawet tak dużemu) bankowi nie uleczy całego systemu. Nic dziwnego, że różnica zdań na rynku była olbrzymia. Na początku sesji walkę (po godzinie) wygrały byki i indeksy rosły już po 1,5 procent, ale na 1,5 godziny przed końcem sesji niedźwiedzie z dziecinną łatwością zredukowały skalę zwyżek o jeden punkt procentowy. Od tego momentu rozpoczęło się czekanie na końcowe 30 minut sesji. Właśnie wtedy byki zaatakowały i wygrały. Jedno mnie tylko martwi - to było zbyt oczywiste... To nie musi być początek dłuższego odbicia.

Dzisiaj dojdzie do publikacji kilku raportów, które mogą wpłynąć na zachowanie rynków. Godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA dowiemy się, jakie w październiku były w USA zamówienia na dobra trwałego użytku. To są dane o bardzo dużej zmienności, ale gracze prawie zawsze na ich publikację reagują. We wrześniu zamówienia spadły, a prognozy mówią, że w październiku się nie zmienią. Możliwa jest (z powodu tej zmienności) zarówno pozytywna jak i negatywna niespodzianka. Im większe były zamówienia tym lepiej dla dolara i dla akcji. Gracze zazwyczaj skupiają uwagę na danych z wyłączeniem środków transportu.

Pół godziny po otwarciu amerykańskiej sesji dowiemy się, jaka była w październiku sprzedaż domów na rynku wtórnym, a po następnych 30 minutach jak zmieniły się w USA zapasy paliw. Ten ostatni raport jak zwykle będzie jedynie krótkoterminowo wpływał na zachowanie ryku ropy. Jeśli zaś chodzi o sprzedaż domów to ostatnio spadła ona aż o 8 procent. Niewykluczone, że teraz pora na odbicie, ale prognozy są raczej pesymistyczne.

Dlatego też spadek nie musi zepsuć nastrojów, ale nieoczekiwana poprawa stanowiłaby mocny impuls wzrostowy dla akcji i dolara. Na dwie godziny przed końcem sesji zostanie jeszcze opublikowana Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki). Co prawda opublikowane tydzień temu prognozy Fed z całą pewnością się nie zmieniły, ale i tak można spodziewać się, że gracze znajdą sobie coś, co wykorzystają jako pretekst. Pretekst, który powinien umocnić obowiązujący trend.

Spadek na małym obrocie może być pozytywem

We wtorek złoty od rana nadal tracił reagując na spadek kursu EUR/USD. Po południu zaczął się osuwać kurs USD/JPY, co nie pozwoliło na umocnienie naszej waluty, mimo że euro w tym okresie wzmacniało się już do dolara. Jednak i tutaj można było zaleźć wpływ pięciu czynników, o których pisałem w komentarzu do rynku amerykańskiego. Po południu mocno wzrósł kurs USD/JPY i to miało większe znaczenia niż niewielki spadek kursu EUR/USD - złoty umocnił się zarówno do euro jak i do dolara.

Dzisiaj Rady Polityki Pieniężnej opublikuje komunikat po swoim dwudniowym posiedzeniu. Mało kto chyba jednak spodziewa się, że będzie on zaskakujący. Stopy powinny wzrosnąć o 25 pb. (do 5 procent). Zarówno kursy walut jak i indeksy giełdowe zdyskontowały już tę decyzję, więc nie spodziewam się, żebyśmy jakąś reakcję rynków zobaczyli. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest, że to zachowanie światowych rynków po publikacji danych makro w USA ustawi kierunek kursów naszych walut.

GPW rozpoczęła we wtorek sesję spadkiem indeksów. Tym razem słabiej zachowywał się rynek mniejszych spółek. Zniżki były jednak z początku nieduże, bo u nas, podobnie jak na innych giełdach europejskich, gracze nie wiedzieli czy warto polować na odbicie w USA. Nic dziwnego, że już przed południem na rynku dużych spółek nie widać było spadków. Nie mogło jedna również dziwić to, że wystarczyło niewielkie pogorszenie sytuacji na innych giełdach europejskich i indeksy znowu zaczęły (bardzo szybko) spadać. Podobnie zachowywał się węgierski BUX (spadł ponad cztery procent), co sygnalizowało, że rynki Europy Centralnej są w szczególnej niełasce inwestorów.

Niekorzystnie wpływał na WIG20 spadek kursu akcji KGHM - spółka wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie podniosła prognozy zysku na ten rok, ale również niektóre banki nie mogły zachwycić. Wydawało się, że wsparcie na WIG20 w okolicach 3.450 pkt. nie ocaleje, ale magia wzrostów indeksów w USA podziałała i na godzinę przed rozpoczęciem amerykańskiej sesji indeksy zaczęły odrabiać straty. Nawet kończąca sesję przecena (kończyliśmy w złym momencie, bo w USA indeksy zaczęły spadać) nie doprowadziła do przełamania wsparcia.

Najważniejsze było jednak to, że obrót był śladowy. Spadek na tak małym obrocie nie ma praktycznie żadnego znaczenia. Świadczy tylko o dużej niepewności. Najgorsze jest to, że nastroje w stosunku do naszego regionu Europy się tak pogorszyły. Skoro rynek jest tak bardzo słaby, a aktywność mizerna, to trudno będzie teraz o stawianie prognozy z sesji na sesję, chociaż początek dzisiejszej sesji powinien być wzrostowy, a prawdopodobieństwo zakończenia wzrostem też bardzo duże. W dłuższym terminie obowiązuje jednak nadal sygnał sprzedaży.

komentarze walutowe
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)