Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Zmiana prognoz General Electric pogrążyła rynki

0
Podziel się:

W USA, podobnie jak w Europie, liczyło się w piątek właściwie tylko jedno: raport i prognozy General Electric. Raport kwartalny tej firmy uważanej za "amerykańską gospodarkę w pigułce" bardzo rozczarowały graczy.

Zmiana prognoz General Electric pogrążyła rynki

W USA, podobnie jak w Europie, liczyło się w piątek właściwie tylko jedno: raport i prognozy General Electric. Raport kwartalny tej firmy uważanej (według mnie siłą rozpędu) za "amerykańską gospodarkę w pigułce" bardzo rozczarowały graczy.

Nie dość, że zysk był o 14 procent niższy od oczekiwań to jeszcze zarząd obniżył znacznie prognozy na drugi kwartał i na cały rok. Powodem były problemy ze sprzedażą niektórych aktywów i wyższe niż oczekiwano straty na działalności finansowej. To był dla graczy szok. Wydawałoby się, że reakcja była zdecydowanie przesadzona, bo przecież oczywiste było od dawna, że gospodarka ma problemy, a GE, spółka działająca mocno również w sektorze finansowym, musi to odczuć.

Problem jednak w tym, że jeszcze miesiąc temu, dokładnie 13 marca, Jeffrey Immelt, szef GE, zapewniał, że firma wypełni prognozy. Gracze poczuli się oszukani tak jak wcześniej przez szefa Bear Stearns. Akcji GE traciły w czasie sesji nawet 13 procent, czyli najwięcej od krachu z 1987 roku.

Niedźwiedziom pomagały też dane makroekonomiczne. Publikacja cen osiąganych w eksporcie/imporcie USA mogła rzeczywiście niepokoić. Okazało się, że wzrosły one zarówno po stronie eksportu jak i importu zdecydowanie szybciej niż tego oczekiwano. W eksporcie o 2,8 proc. (oczekiwano wzrostu o 1,9 proc.), a bez ropy o 1,1 proc., a w eksporcie o 1,5 proc. (poprzednio o 0,9 proc.).

Jak widać presja inflacyjna płynąca spoza granic USA rośnie. Te dane często są lekceważone, ale okazało się też, że duży spadek odnotował indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne za połowę kwietnia). Sięgnął on poziomu najniższego od 26 lat (63,2 pkt.).

Rynek akcji nie miał zbyt wiele szans na obronę. Indeksy już po rozpoczęciu sesji spadły o jeden procent i potem bez przerwy się osuwały. Pozostawało tylko postawić pytanie: czy byki będą miały tyle siły, żeby pod koniec sesji zminimalizować skalę spadków? Nie miały.

Przecena była okrutna, a bardzo duża, biała świeca z 1 kwietnia została w większości wymazana. Nie znaczy to oczywiście, że indeksy będą już tylko spadały, ale zapowiadają, że bardziej prawdopodobne niż kontynuowanie korekty wzrostowej będzie przejście do trendu bocznego.

Nie wiem jednak jak gracze dzisiaj przyjmą informacje Sunday Times, który poinformował, powołując się na niezidentyfikowanych analityków, że Citigroup i Merrill Lynch w tym tygodniu zszokują rynki informacją o 15 miliardów dolarów dotychczas nieujawnionych strat. Jeśli ta informacja zostanie przyjęta poważnie to przecena może być kontynuowana. Jest jednak i pozytyw: WSJ napisał, że Wachovia (czwarty amerykański bank) zostanie wspomożona kapitałem 7 mld USD przez prywatnych inwestorów.

Poranne zachowanie indeksów w Azji (duże spadki) teoretycznie sygnalizuje, że przeważą minusy, ale Azjaci zachowują się często inaczej niż gracze w Europie i USA, więc na tych dwóch rynkach wszystko jeszcze jest możliwe.

GPW rozpoczęła piątkową sesję sporym wzrostem indeksów z nawiązką odrabiając czwartkowe straty. Nasi gracze poszli po prostu śladem giełd azjatyckich i europejskich. Liderami były banki i spółki surowcowe. Od początku sesji indeksy osuwały się, ale widać było, że rynek ma ochotę na więcej. Jednak raport i prognozy General Electric zmieniły nastroje w Europie, a to natychmiast sprowadziło WIG20 wpierw do poziomu czwartkowego zamknięcia, a potem dalej na południe. Indeks spadł o ponad trzy procent.

Tak wyglądają sesje na małoobrotowym rynku. Wzrosty indeksów zmniejszają aktywność, a byle impuls doprowadza do nieproporcjonalnych skutków. Nieproporcjonalnych, bo przecież indeksy w Europie i Ameryce Południowej spadły dużo mniej niż w Warszawie. Teoretycznie najgorsze jest to, że znacznie wzrósł obrót. Książkowa wiedza każe twierdzić, że wzrosty na małym obrocie i spadki na dużym są sygnałem kontynuacji rynku niedźwiedzia.

Tyle tylko, że ta teoria nie zawsze w Warszawie się sprawdza. Można na przykład założyć, że popyt się odsunął daleko w dół, ale był bardzo duży, czyli, że wystarczy wyraźniejszy spadek indeksów, żeby znacznie wzrosła chęć do kupna akcji.

To jest jednak jedyny pozytyw. W ciągu jednej sesji znikły zyski z poprzedniego tygodnia, a na oscylatorach pojawiły się sygnały sprzedaży. Znowu pojawiło się zagrożenie testowania styczniowo - marcowych minimów. Nie przypuszczam, żeby te wsparcia zostały wkrótce przełamane, ale w tej chwili bardziej prawdopodobne jest wejście rynku w trend boczny niż kontynuowanie korekty wzrostowej. Sytuacja zmieniłaby się tylko wtedy, gdyby w ciągu najbliższych 2 dni WIG20 odrobił straty.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)