Sprzedaż detaliczna w maju zaskoczyła chyba wszystkich - zamiast spodziewanego poziomu 0,6 proc. wzrosła aż o 1,4 proc. To bardzo dobre informacje dla gospodarki. Konsumenci cały czas są jej siła napędową i w poprzednim miesiącu, jak widać, nie zważali na wyższe ceny benzyny.
Jest i druga strona medalu - inflacja. Nie trzeba chyba tłumaczyć, co dzisiejsze dane oznaczają dla FED. Do podobnego wniosku można dojść przyglądając się cenom w imporcie - te wzrosły w maju o 0,9 proc. (przewidywano trzy razy mniej - 0,3 proc.). Był to zresztą szósty z siedmiu ostatnich miesięcy, gdy ceny te rosły.
Lepsze perspektywy amerykańskiej ekonomii spowodowały spadek oprocentowania obligacji o 1,76 proc. do 5,2 proc.
Amerykańscy inwestorzy zachowują się dziś nie tak jak zwykli to robić dotychczas - skupili się na rosnącej gospodarce, a nie na presji inflacyjnej, którą ona generuje. I słusznie zresztą.
Technicznie jednak trend nadal nie jest wyjaśniony. Co prawda S&P znów odbił się od mocnego wsparcia przy 1491 pkt., ale wciąż nie wiadomo czy pokona opór przy 1512 pkt. w kontekście jutrzejszych i piątkowych danych. Mogło być więc gorzej, ale wciąż może być lepiej.