Poprawa klimatu inwestycyjnego na europejskich giełdach, która pozwoliła wyjść giełdom w Paryżu, Londynie i Frankfurcie z porannych minusów na plusy, a która w głównej mierze jest związana z oczekiwaniem na wzrostową korektę na Wall Street, znajduje również odbicie w zmianie nastrojów na rynku ropy.
O godzinie 13:57 za baryłkę ropy Brent trzeba było zapłacić 47,97 dol., wobec 47,82 dol. wczoraj pod koniec dnia i wobec dzisiejszego minimum na 45,98 dol. W poniedziałek ropa potaniała aż o 12,4 proc.
Sytuacja na wykresie cen ropy w dalszym ciągu jest zdecydowanie propodażowa. Wczorajsza przecena w sposób jednoznaczny o tym przesądza. I to nie tylko z uwagi na jej skalę, ale przede wszystkim dlatego, że zakończyła ona nieudaną próbę powrotu powyżej średnioterminowego wsparcia 51,40-51,60 dol., czyli powyżej dołka z 16 stycznia 2007 roku i szczytu z 26 października 2004 roku.
Obecnie nie ma powodów, żeby ewentualne wzrosty traktować jako ruch korekcyjny, a w kolejnych tygodniach oczekiwać spadku cen w okolice 37,55 dol., czyli w okolice dołka z października 2004 roku.