Najprawdopodobniej od przyszłego roku zniknie podatek od wszystkich oszczędności, nie tylko od zysków z giełdy. Wszystko zależy jednak od tego, czy uda się utrzymać deficyt w wysokości 30 mld zł.
- Jeśli rząd stawia na kontynuację prywatyzacji poprzez giełdę, to wszelkie ograniczenia dla inwestorów muszą być zdjęte. To, że podatku od zysków kapitałowych nie będzie od stycznia, jest już klepnięte - zdradza „Gazecie Wyborczej” Marek Zuber, doradca premiera Kazimierza Marcinkiewicza.
Oznaczałoby to jednak uszczerbek w dochodach na poziomie 350-400 mln złotych.
Z możliwości zniesienia podatku już dzisiaj cieszą się przedstawiciele giełdy oraz biur maklerskich. Według nich pozwoli to polskim przedsiębiorstwom pozyskiwać przez giełdę więcej kapitału, da impuls do ich rozwoju.
Gorzej jest z tzw. podatkiem Belki, czyli od zysków z lokat bankowych i obligacji. Bo to kolejne 600-650 mln zł w plecy dla budżetu. Zlikwidowanie obu podatków naraz oznaczałoby 1 mld zł mniej w dochodach w przyszłym roku - czytamy w „Gazecie”.
Na takie rozwiązanie nie zgodzi się najprawdopodobniej nowa minister finansów, Teresa Lubińska, która optuje za zachowaniem podatku Belki.
*CZYTAJ TAKŻE:*