Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Bartosz Chochołowski
|

Premier kontra kierowcy: tylko straszenie, czy sto tysięcy fotoradarów i więcej patroli?

0
Podziel się:
Premier kontra kierowcy: tylko straszenie, czy sto tysięcy fotoradarów i więcej patroli?

Była wojna z hazardem, z dopalaczami, teraz Donald Tusk bierze się za kierowców. Tych pijanych oraz tych jeżdżących za szybko - czyli w przybliżeniu za każdego Polaka, który siada za kierownicą.

Można nas podzielić na cztery zasadnicze typy: tych, którzy jadą wolno, starają się przestrzegać przepisów, bo są pijani i nie chcą głupio wpaść przez drobne wykroczenie; takich, co po wypiciu jeżdżą z ułańska fantazją oraz trzeźwych, którzy prowadzą auto jakby byli pijani lub naćpani. Każdy należący do jednej z tych kategorii jest potencjalnym zabójcą, ale też każdy znajduje kilkanaście argumentów, którymi racjonalizuje swoje zachowanie i potrafi udowodnić, że nie stwarza żadnego zagrożenia.

Czwarta grupa - bardzo nieliczna - to kierowcy przestrzegający przepisów. W najlepszym razie nazywa się ich zawalidrogami, a co mniej subtelni używają wobec nich określeń pochodzących z więziennej gwary służących do zdefiniowania relacji seksualnych panujących między osadzonymi.

Rząd zapomniał o podstawowej zasadzie - nieuchronności kary. Przecież zawiany jegomość nie kalkuluje, czy opłaca mu się prowadzić pod wpływem, tylko wsiada za kółko z przekonaniem, że nie zostanie przyłapany. Tyle razy się udawało, to uda się kolejny.

Utrata _ prawka _ za jazdę 100 kilometrów na godzinę w mieście? Bardziej przezorni zwolnią do 99 i tyle. Ci, co lubią w terenie zabudowanym wycisnąć z auta 150, czy 200 na godzinę, dalej pozostaną nieschwytani, a jeśli się nie uda, to trudno, zrobią przerwę w rajdach na kwartał, albo będą je kontynuować bez dokumentu.

Nasze zwyczaje można zmienić tylko metodami siłowymi i to maksymalnie brutalnymi. Jeśli na drogach - nie tylko krajowych - pojawi się sto razy więcej patroli, na słupach zawiśnie dodatkowy sto tysięcy fotoradarów, miejskie i wiejskie ulice zapełnią się progami zwalniającymi, a co drugie skrzyżowanie będzie rondem, wtedy stopniowo władza może przyzwyczaić nas do przestrzegania prawa.

Dlaczego w krajach zachodnich i skandynawskich większość kierowców zalicza się do grupy czwartej? Wyższa kultura i lepsze drogi? To nieważne. Boją się! Ot, co. Nawet wielu z nas przekraczając zachodnią granicę zaczyna jeździć kodeksowo. Bardziej szanujemy życie Niemców? Nie! Boimy się spotkania z niemiecką policja znacznie bardziej niż z polską. Po pierwsze prawdopodobieństwo, że nas przyłapią większe, po drugie, mandaty bez porównania dotkliwsze.

Każda inna metoda zwiększania bezpieczeństwa nie przyniesie rezultatu, ale na taką totalną wojnę nie zdecyduje się nasz premier pamiętając, że kierowcy niemal go nie zlinczowali za akcję ustawienia paru fotoradarów. Tak więc możemy bez stresu wciąż bezkarnie łamać prawo - prawie bezkarnie, bo jeden, czy dwa mandaty w roku da się przeżyć.

Nie oznacza to jednak, że policja bez takich narzędzi jest bezradna. Choć nie może zwiększyć liczby patroli (bo zapewne nie ma na to funduszy), radarów, wysokości mandatów, to jednak i tak może zrobić dużo: niech zacznie świecić przykładem. Jaką motywację do przestrzegania prawa ma obywatel, skoro widzi, jak osoby mające go strzec nagminnie je łamią? Wielu kierowców nurtuje pytanie, dlaczego w terenie zabudowanym mają zwalniać do pięćdziesiątki, skoro policjanci przed nim mają na liczniku osiemdziesiąt?

Efekt rozpoczętej pseudowojny z kierowcami może okazać się opłakany w skutkach. Skoro po wypowiedzianej hazardowi wojnie biznes ten ma się nieźle i automaty wróciły do warzywniaków, po wypowiedzianej wojnie dopalaczom, liczba zatruć wśród stosującej je młodzieży wzrosła, to walka o bezpieczeństwo na drogach jak nic skończy się wzrostem liczby ofiar. Nieważne, co zrobi premier i tak mocno powinniśmy się obawiać skutków.

Autor felietonu jest zastępcą redaktora naczelnego Money.pl

Czytaj więcej w Money.pl

http://prawo.money.pl/aktualnosci/wiadomosci/artykul/rzad;chce;zaostrzyc;kary;dla;kierowcow,158,0,1560734.html
Premier kontra kierowcy: tysiąc fotoradarów i więcej patroli!
Była wojna z hazardem, z dopalaczami, teraz Donald Tusk bierze się za kierowców. Tych pijanych oraz tych jeżdżących za szybko - czyli w przybliżeniu za każdego Polaka, który siedzi za kierownicą.
Można nas podzielić na cztery zasadnicze typy: tych, którzy jadą wolno, starają się przestrzegać przepisów, bo są pijani i nie chcą głupio wpaść przez drobne wykroczenie; takich, co po wypiciu jeżdżą z ułańska fantazją oraz trzeźwych, którzy prowadzą auto jakby byli pijani. Każdy należący do jednej z tych kategorii jest potencjalnym zabójcą.
Czwarta grupa - bardzo nieliczna - to kierowcy przestrzegający przepisów. W najlepszym razie nazywa się ich zawalidrogami, a co mniej subtelni używają wobec nich określeń pochodzących z więziennej gwary służących do określenia relacji seksualnych panujących między osadzonymi.
W takiej sytuacji plany rządu, aby pijanym zabierać prawa jazdy na 15 lat, a recydywistom w temacie dożywotnio, czy też na trzy miesiące tym, co przekroczyli prędkość o 50 kilometrów na godzinę, nic nie zmieni, poza tym, że premier odeprze krytykę, iż nic nie robi.
Rząd zapomniał o podstawowej zasadzie - nieuchronności kary. Przecież zawiany jegomość nie kalkuluje, czy opłaca mu się prowadzić pod wpływem, tylko wsiada za kółko z przekonaniem, że nie zostanie przyłapany. Tyle razy się udawało, to uda się kolejny.
Utrata _ prawka _ za jazdę 100 kilometrów na godzinę w mieście? Bardziej przezorni zwolnią do 99 i tyle. Ci, co lubią w terenie zabudowanym wycisnąć z auta 150, czy 200 na godzinę, dalej pozostaną nie schwytani, a jeśli się nie uda, to trudno, zrobią przerwę w rajdach na kwartał, albo będą je kontynuować bez _ prawka _.
Nasze zwyczaje można zmienić tylko metodami siłowymi i to maksymalnie brutalnymi. Jeśli na drogach - nie tylko krajowych - pojawi się sto razy więcej patroli, na słupach zawiśnie dodatkowy sto tysięcy fotoradarów, miejskie i wiejskie ulice zapełnią się progami zwalniającymi, a co drugie skrzyżowanie będzie rondem, wtedy stopniowo władza może przyzwyczaić nas do przestrzegania prawa.
Dlaczego w krajach zachodnich i skandynawskich większość kierowców zalicza się do grupy czwartej? Wyższa kultura i lepsze drogi? To nieważne. Boją się! Ot, co. Nawet wielu z nas przekraczając zachodnią granicę zaczyna jeździć kodeksowo. Bardziej szanujemy życie Niemców? Nie! Boimy się spotkania z niemiecką policja znacznie bardziej niż z polską. Po pierwsze prawdopodobieństwo, ze nas przyłapią większe, po drugie, mandaty bez porównania dotkliwsze.
Każda inna metoda zwiększania bezpieczeństwa nie przyniesie rezultatu. Ale na taką totalną wojnę nie zdecyduje się nasz premier pamiętając, że kierowcy niemal go nie zlinczowali za akcję ustawienia paru fotoradarów. Tak więc możemy dalej bezkarnie łamać prawo (prawie bezkarnie - jeden, czy dwa mandaty w roku da się przeżyć).
Nie oznacza to jednak, że policja bez takich narzędzi jest bezradna. Choć nie może zwiększyć liczby patroli (bo zapewne nie ma na to funduszy), radarów, wysokości mandatów, ale jednak może zrobić dużo: niech zacznie świecić przykładem. Jaką motywację do przestrzegania prawa ma obywatel, skoro widzi, jak osoby mające go strzec nagminnie je łamią? Wielu kierowców nurtuje pytanie, dlaczego w terenie zabudowanym mają zwalniać do pięćdziesiątki, skoro policja jedzie osiemdziesiąt?
Efekt rozpoczętej pseudowojny z kierowcami może okazać się opłakany w skutkach. Skoro po wypowiedzianej hazardowi wojnie biznes ten ma się nieźle i automaty wróciły do warzywniaków, po wypowiedzianej wojnie dopalaczom, liczba zatruć wśród stosującej je młodzieży wzrosła, to walka o bezpieczeństwo na drogach jak nic skończy się wzrostem liczby ofiar. Może zatem już czas, aby nas - kierowców - dla naszego dobra skutecznie spacyfikować, albo przestać robić szum medialny i dać sobie spokój z pozornymi działaniami.

Premier kontra kierowcy: tysiąc fotoradarów i więcej patroli!

Była wojna z hazardem, z dopalaczami, teraz Donald Tusk bierze się za kierowców. Tych pijanych oraz tych jeżdżących za szybko - czyli w przybliżeniu za każdego Polaka, który siedzi za kierownicą.

Można nas podzielić na cztery zasadnicze typy: tych, którzy jadą wolno, starają się przestrzegać przepisów, bo są pijani i nie chcą głupio wpaść przez drobne wykroczenie; takich, co po wypiciu jeżdżą z ułańska fantazją oraz trzeźwych, którzy prowadzą auto jakby byli pijani. Każdy należący do jednej z tych kategorii jest potencjalnym zabójcą.

Czwarta grupa - bardzo nieliczna - to kierowcy przestrzegający przepisów. W najlepszym razie nazywa się ich zawalidrogami, a co mniej subtelni używają wobec nich określeń pochodzących z więziennej gwary służących do określenia relacji seksualnych panujących między osadzonymi.

W takiej sytuacji plany rządu, aby pijanym zabierać prawa jazdy na 15 lat, a recydywistom w temacie dożywotnio, czy też na trzy miesiące tym, co przekroczyli prędkość o 50 kilometrów na godzinę, nic nie zmieni, poza tym, że premier odeprze krytykę, iż nic nie robi.

Rząd zapomniał o podstawowej zasadzie - nieuchronności kary. Przecież zawiany jegomość nie kalkuluje, czy opłaca mu się prowadzić pod wpływem, tylko wsiada za kółko z przekonaniem, że nie zostanie przyłapany. Tyle razy się udawało, to uda się kolejny.

Utrata _ prawka _ za jazdę 100 kilometrów na godzinę w mieście? Bardziej przezorni zwolnią do 99 i tyle. Ci, co lubią w terenie zabudowanym wycisnąć z auta 150, czy 200 na godzinę, dalej pozostaną nie schwytani, a jeśli się nie uda, to trudno, zrobią przerwę w rajdach na kwartał, albo będą je kontynuować bez _ prawka _.

Nasze zwyczaje można zmienić tylko metodami siłowymi i to maksymalnie brutalnymi. Jeśli na drogach - nie tylko krajowych - pojawi się sto razy więcej patroli, na słupach zawiśnie dodatkowy sto tysięcy fotoradarów, miejskie i wiejskie ulice zapełnią się progami zwalniającymi, a co drugie skrzyżowanie będzie rondem, wtedy stopniowo władza może przyzwyczaić nas do przestrzegania prawa.

Dlaczego w krajach zachodnich i skandynawskich większość kierowców zalicza się do grupy czwartej? Wyższa kultura i lepsze drogi? To nieważne. Boją się! Ot, co. Nawet wielu z nas przekraczając zachodnią granicę zaczyna jeździć kodeksowo. Bardziej szanujemy życie Niemców? Nie! Boimy się spotkania z niemiecką policja znacznie bardziej niż z polską. Po pierwsze prawdopodobieństwo, ze nas przyłapią większe, po drugie, mandaty bez porównania dotkliwsze.

Każda inna metoda zwiększania bezpieczeństwa nie przyniesie rezultatu. Ale na taką totalną wojnę nie zdecyduje się nasz premier pamiętając, że kierowcy niemal go nie zlinczowali za akcję ustawienia paru fotoradarów. Tak więc możemy dalej bezkarnie łamać prawo (prawie bezkarnie - jeden, czy dwa mandaty w roku da się przeżyć).

Nie oznacza to jednak, że policja bez takich narzędzi jest bezradna. Choć nie może zwiększyć liczby patroli (bo zapewne nie ma na to funduszy), radarów, wysokości mandatów, ale jednak może zrobić dużo: niech zacznie świecić przykładem. Jaką motywację do przestrzegania prawa ma obywatel, skoro widzi, jak osoby mające go strzec nagminnie je łamią? Wielu kierowców nurtuje pytanie, dlaczego w terenie zabudowanym mają zwalniać do pięćdziesiątki, skoro policja jedzie osiemdziesiąt?

Efekt rozpoczętej pseudowojny z kierowcami może okazać się opłakany w skutkach. Skoro po wypowiedzianej hazardowi wojnie biznes ten ma się nieźle i automaty wróciły do warzywniaków, po wypowiedzianej wojnie dopalaczom, liczba zatruć wśród stosującej je młodzieży wzrosła, to walka o bezpieczeństwo na drogach jak nic skończy się wzrostem liczby ofiar. Może zatem już czas, aby nas - kierowców - dla naszego dobra skutecznie spacyfikować, albo przestać robić szum medialny i dać sobie spokój z pozornymi działaniami.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)