Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Brexit odłożony w czasie. Co porozumienie UE z Wielką Brytanią oznacza dla Polaków na Wyspach?

0
Podziel się:

Jest porozumienie w sprawie zmiany warunków członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Premier David Cameron oświadczył, że uzgodniony kompromis pozwala mu zachęcać Brytyjczyków, by w planowanym referendum zagłosowali za pozostaniem w UE.

Brexit odłożony w czasie. Co porozumienie UE z Wielką Brytanią oznacza dla Polaków na Wyspach?
(PAP/ EPA/FRANCOIS LENOIR / POOL)

Po rozmowach w sprawie zmiany warunków członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, David Cameron oświadczył, że uzgodniony kompromis pozwala mu zachęcać Brytyjczyków, by w planowanym referendum zagłosowali za pozostaniem w UE. - W negocjacjach z Wielką Brytanią udało nam się zrealizować wszystkie cele - mówiła z kolei premier Beata Szydło - Interesy Polaków mieszających na Wyspach zostały zabezpieczone - przekonywała.

- Jest porozumienie, chociaż nie jest to porozumienie za wszelką cenę. To było nasze założenie. Kiedy jechaliśmy do Brukseli postawiliśmy sobie cele, które dotyczyły obrony praw polskich pracowników oraz obywateli mieszkających i pracujących w Wielkiej Brytanii - mówiła premier Beata Szydło na nocnej konferencji prasowej w Brukseli szefowa rządu. Drugim celem było uchronienie Wielkiej Brytanii przed wyjściem z UE, bo wówczas nasi pracownicy straciliby wszelkie uprawienia wynikające z przynależności tego kraju do Unii.

- Mogę dzisiaj z satysfakcją powiedzieć, że po trudnych negocjacjach (...) udało nam się te cele zrealizować" - zaznaczyła. "Mamy porozumienie, które jest satysfakcjonujące dla Polski, jest satysfakcjonujące dla UE; jest to porozumienie, które daje szanse, że UE będzie nadal tworzona wraz z Wielką Brytanią - dodała. Jak podkreśliła wierzy, że argumenty, które podczas szczytu usłyszał David Cameron, ostatecznie przeważą i Brytyjczycy podejmą w referendum decyzję na tak.

Premier wyjaśniała, że zapisy jakie udało się wynegocjować oznaczać będą, że Polacy pracujący na Wyspach, których dzieci zostały w kraju, będą otrzymywać do 2020 r. takie same świadczenia, jak w tej chwili. Po tym okresie mają być one "mniej więcej porównywalne" do tych, które wynikają z rządowego programu 500 plus. Z kolei nowo przybyli na Wyspy od razu będą mieli dopasowywane świadczenia do standardów kraju, w którym mieszkają dzieci. - Ważne jest to, że zostały zabezpieczone interesy polskich obywateli mieszkających i pracujących w Wielkiej Brytanii - zaznaczyła Szydło.

Zwróciła uwagę, że Polska w rozmowach była cały czas wspierana przez Grupę Wyszehradzką (V4). Dla Czech, Węgier i Słowacji sprawa dodatków socjalnych, zwłaszcza tych dla dzieci miała mniejsze znaczenie. Polska jest bowiem wyjątkowym w skali UE krajem, w którym tak wiele dzieci ma przynajmniej jednego rodzica pracującego w innym państwie UE. - Grypa Wyszehradzka potrafi szukać porozumień i jesteśmy stabilnym podmiotem, z którym coraz bardziej UE zaczyna się liczyć. Dzisiaj ta jedność miała dla nas ogromne znaczenie - przekonywała Szydło. Początkowo nasz kraj był reprezentowany w rozmowach bilateralnych przez sprawujące prezydencję w V4 Czechy, ale w ostatniej fazie negocjacji z Davidem Cameronem rozmawiała bezpośrednio Szydło.

Premier pytana, czy poruszała w rozmowach z szefem brytyjskiego rządu kwestie baz NATO w Polsce oświadczyła, że to zupełnie osobna kwestia. - Nasze stanowisko jest niezmienne. Staramy się zdobyć dla tej idei jak najwięcej sojuszników, ale to nie było tematem rozmów - powiedziała szefowa rządu.

Minister ds. europejskich Konrad Szymański mówił, że obecność Wielkiej Brytanii w UE ma olbrzymie znaczenie z powodu balansu politycznego, jaki kraj ten wprowadza do polityk UE. -To szczególnie ważne dla Europy Środkowej, bo tutaj wspólna wrażliwość dotycząca i relacji transatlantyckich, i wspólnego rynku jest kluczowym aspektem naszej współpracy. Mam nadzieję długofalowej - zaznaczył.

Szymański wyraził nadzieję, że osiągnięcie porozumienia, które stanowi odpowiedź na pewne niepokoje związane ze stanem rynku pracy w Wielkiej Brytanii, zostanie docenione i przyniesie powrót do aktywnej roli tego kraju w UE. - Nasz polityka w Europie w wyjątkowy sposób dostrzega rolę tego kraju w procesie dużo poważniejszym i dużo szerszym - w procesie odnowienia UE, odnowienia europejskiej jedności, odnowienia jedności Zachodu. Gdyby sprawdził się scenariusz odwrotny, scenariusz opuszczenia, z całą pewnością Unia by z tego procesu wyszła osłabiona - podkreślił.

Nieoficjalnie dyplomaci mówili, że szczyt przeciągnął się z powodu braku porozumienia między Polską a Wielką Brytanią. Długie rozmowy na temat świadczeń socjalnych mające znaczenie tylko dla tych dwóch krajów irytowały resztę UE - opowiadał przedstawiciel jednego z państwa członkowskich wskazując, że przed "28" stoją bardzo poważne problemy np. te związane z wojną w Syrii.

Specjalny status Wielkiej Brytanii w UE

Po maratonie negocjacji, prowadzonych w nocy z czwartku na piątek i przez cały dzień w piątek, przewodniczący Rady Europejskiej ogłosił wieczorem na Twitterze, że uzgodnione porozumienie poparli wszyscy przywódcy unijni, obradujący na szczycie UE w Brukseli. - To porozumienie odpowiada na wszystkie obawy, wyrażone przez Wielką Brytanię, a jednocześnie nie narusza naszych fundamentalnych zasad - powiedział Tusk na konferencji prasowej w nocy z piątku na sobotę. Podkreślił, że wynegocjowane warunki zapewnią "specjalny status" Wielkiej Brytanii w UE, będą prawnie wiążące i nieodwracalne.

Także przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, który razem z Tuskiem koordynował negocjacje z Londynem, przekonywał, że porozumienie jest "uczciwe dla Wielkiej Brytanii, poszczególnych pozostałych państw członkowskich, jak i dla całej UE". - Nie tworzy ono podziałów w Unii, ale buduje mosty - podkreślił Juncker, zapewniając, że uzgodnienia nie otwierają drogi do dyskryminacji części obywateli UE i nie zostaną zakwestionowane przez unijny Trybunał Sprawiedliwości.

Przekonany o tym, że uzgodniono korzystne dla wszystkich porozumienie jest też premier Cameron. - Wynegocjowałem porozumienie, które daje Wielkiej Brytanii specjalny status w Unii Europejskiej - oświadczył. - To porozumienie to realizacja zobowiązań, które podjąłem na początku procesu negocjacyjnego. Jak relacjonował, kompromis zapewni, że Wielka Brytania będzie wyłączona z dalszego pogłębiania integracji europejskiej i "nigdy nie będzie częścią europejskiego superpaństwa". - Będą nowe twarde restrykcje dotyczące dostępu do naszego systemu świadczeń dla imigrantów z innych państw UE. Nie będą już dostawać czegoś za nic - mówił Cameron na konferencji prasowej.

Wielka Brytania będzie czerpać pełne korzyści ze wspólnego rynku, nigdy nie przystąpi do strefy euro, a jej interesy gospodarcze zostały zabezpieczone. - Wierzę, że to wystarczająco dla mnie, aby rekomendować pozostanie Zjednoczonego Królestwa w UE i czerpanie wszystkiego co najlepsze z obu światów - powiedział Cameron.

- Będziemy częścią Europy, która działa na naszą korzyść, wpływając na decyzje, mające dla nas konsekwencje. Będziemy u steru największego na świecie rynku z możliwością podjęci działań, aby zapewnić bezpieczeństwo naszym obywatelom - mówił Cameron. Zastrzegł, że jednocześnie Wielka Brytania będzie poza tymi rozwiązaniami unijnymi, które nie są dla niej korzystne, jak np. otwarte granice czy programy pomocowe dla państw w kłopotach finansowych.

Po raz pierwszy UE w wyraźny sposób uznała, że ma więcej niż jedną walutę zaznaczył brytyjski premier. Dodał, że odpowiedzialność za sektor finansowy w Wielkiej Brytanii pozostaje w rękach Banku Anglii. Jednym z najtrudniejszych problemów negocjacji były żądania Londynu dotyczące ograniczeń w dostępie doświadczeń socjalnych dla imigrantów z innych krajów UE. Celem Camerona było to, by brytyjski system socjalny przestał być "magnesem" dla imigracji zarobkowej z biedniejszych państw Unii.

Kompromis przewiduje m.in. możliwości zwalczania nadużyć przy korzystaniu z systemu socjalnego, a także możliwość wprowadzania ograniczeń w dostępie do tego systemu. Londyn będzie mógł wprowadzić tzw. hamulec bezpieczeństwa, który oznacza, że nowo przybyli imigranci z innych państw UE będą przez cztery lata dochodzić do pełnego wymiaru nieskładkowych świadczeń pracowniczych. Ten hamulec będzie mógł być utrzymywany przez siedem lat, czyli do 2024 roku, jeżeli zostanie aktywowany już za rok.

Cameron uważa, że nawet osoba, która przyjedzie na Wyspy w ostatnim roku obowiązywania hamulca bezpieczeństwa, będzie musiała poczekać cztery lata na pełny dostęp do świadczeń, czyli w praktyce do 2028 r. Jednak zdaniem polskiego rządu dopiero w pracach nad konkretnymi przepisami prawnymi ustalone zostanie to, jak potraktować takie przypadki.

Wprowadzona zostanie także możliwość dopasowywania wysokości wypłacanych imigrantom z innych krajów unijnych zasiłków na dzieci, mieszkających w innych krajach. Wprowadzono jednak okres przejściowy dla tych imigrantów, którzy w momencie wejścia w życie przepisów będą już przebywać i pracować w Wielkiej Brytanii (albo innym państwie UE, które skorzysta z możliwości indeksacji). Dla nich te zasiłki będą mogły być ograniczane od 1 stycznia 2020 r.

Z kolei nowo przybyli imigranci, którzy zostawią dzieci w ojczyźnie, od razu będą otrzymywać zasiłki indeksowane do warunków w kraju zamieszkania dziecka. - Nie uważam, by te rozwiązania były jakąkolwiek dyskryminacją - podkreślił Cameron. Jego zdaniem takie ograniczenia są konieczne ze względu na specyfikę brytyjskiego systemu socjalnego, który obecnie daje natychmiastowy dostęp do niektórych świadczeń pracowniczych.

W sobotę rano brytyjski premier przedstawi ustalenia z Brukseli swojemu rządowi, a w najbliższych dniach zamierza wyznaczyć datę referendum w sprawie obecności Wielkiej Brytanii w UE. Przestrzegł on jednak, by nikt nie spodziewał się, że w razie negatywnego wyniku referendum możliwe będzie wynegocjowanie drugiego, być może lepszego kompromisu z UE. Jeśli zagłosujemy za opuszczeniem Unii Europejskiej, trzeba będzie z niej wystąpić" - oświadczył. Przekonywał, że opuszczenie UE nie przyniesie ze sobą rozwiązania problemów gospodarczych.

- Byłbym bardzo podejrzliwy wobec tych, którzy twierdzą, że wyjście z UE oznacza wejście do krainy mlekiem i miodem płynącej - dodał. - To historyczna chwila dla Wielkiej Brytanii, a ludzie muszą mieć swobodę, by wyciągnąć swoje własne wnioski. To będzie decyzja nie polityków, ale narodu brytyjskiego - powiedział Cameron.

Eksperci: Szczególną rolę odegrały państwa Grupy Wyszehradzkiej.

- Plan Camerona od samego początku nie był realnie czymś, co mogło fundamentalnie zmienić warunki członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej" - ocenił Quentin Peel, ekspert prestiżowego think-tanku Chatham House i były szef działu zagranicznego dziennika Financial Times.- Jedyna istotna zmiana dotyczy regulacji wobec państw pozostających poza strefą euro. Korekty w systemie świadczeń społecznych, pomimo kontrowersji i zrozumiałego oporu w Europie Środkowo-Wschodniej, będą miały bardzo niewielkie wpływ na ograniczenie napływu migrantów do Wielkiej Brytanii. Chodziło o symbol, nie o realną zmianę - ocenił Peel.

Agata Gostyńska-Jakubowska, analityczka w Centre for European Reform w Londynie, zgodziła się, że "Cameron chciał osiągnąć przede wszystkim takie porozumienie, które będzie mógł sprzedać w kraju". Komentując zapisy dotyczące tzw. hamulca bezpieczeństwa, Gostyńska-Jakubowska oceniła jednak, że "trudno wyobrazić sobie, aby mógł otrzymać lepszą propozycję". Jak dodała, siedem lat funkcjonowania mechanizmu odpowiada rozwiązaniom traktatowym dotyczącym okresów przejściowych po wejściu nowych państw do Unii Europejskiej, co stanowi "sukces Camerona, bowiem Polska i Grupa Wyszehradzka chciały mniej [niż siedmiu lat]".

Paweł Świdlicki, ekspert think-tanku Open Europe, podkreślił w rozmowie z PAP, że w zamian Londyn zrezygnował z możliwości przedłużenia "hamulca" o kolejne kilka lat, która znajdowała się w oryginalnej propozycji. - Pamiętajmy jednak, że siedem lat to w polityce wieczność - w 2024 roku będzie już bliżej wyborów w 2025 niż 2020 roku, a samego Camerona może już dawno nie być w polityce - powiedział.

Projekt unijnego porozumienia będzie w sobotę rano omawiany na specjalnym posiedzeniu brytyjskiego rządu, pierwszym odbywającym się w weekend od czasu wojny o Falklandy w latach 80. XX wieku. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, po przyjęciu wspólnego stanowiska gabinetu - rekomendującego pozostanie w Unii Europejskiej - David Cameron pozwoli swoim ministrom na indywidualne uczestniczenie w kampanii przedreferendalnej, także przeciwko linii rządu.

Jak przekonuje Peel, Cameron musi liczyć się z tym, że "nawet do siedmiu ministrów", w tym osobisty przyjaciel Camerona, Michael Gove, nie uzna efektów renegocjacji i będzie namawiać do głosowania za wyjściem z Unii Europejskiej. - Istotne dla przebiegu referendum będzie to, po której stronie opowie się charyzmatyczny mer Londynu Boris Johnson. Obawiam się jednak, że to będzie bardzo cyniczna decyzja, wynikająca nie z tego, co jest lepsze dla kraju, ale z tego, gdzie on sam może zyskać więcej, biorąc pod uwagę jego ambicje zastąpienia Camerona na Downing Street - powiedział Peel.

Johnson, który jednocześnie jest posłem Partii Konserwatywnej, jest wymieniany wśród kandydatów do objęcia stanowiska premiera po ewentualnym wycofaniu się z życia publicznego Davida Camerona. Obecny brytyjski premier zapowiedział, że podczas wyborów w 2020 roku nie będzie ubiegał się o trzecią kadencję. Eksperci zgodzili się, że referendum należy spodziewać się jeszcze przed wakacjami. Źródła PAP w brytyjskiej dyplomacji potwierdziły medialne spekulacje, że najbardziej prawdopodobną datą jest czwartek, 23 czerwca.

- To dość ryzykowny moment na referendum w związku z ryzykiem zwiększonego napływu do Europy uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu - zaznaczył Peel. - W tym sensie marcowy szczyt Unia Europejska - Turcja może być dla przebiegu samego referendum równie istotny, co wczorajsze posiedzenie Rady Europejskiej. Jeśli Brytyjczycy zobaczą Europę podzieloną, niezdolną do współpracy z Turcją w celu powstrzymania fali migracji - to może ich zniechęcić do głosowania za pozostaniem we wspólnocie - podkreślił były dziennikarz "Financial Times".

Mniej sceptyczny jest Paweł Świdlicki. - Od rozpoczęcia kryzysu uchodźczego w ubiegłym roku wiele się zmieniło, zarówno na Węgrzech, jak i na granicach Austrii czy Niemiec. Wydaje się, że powoli Europa odzyskuje kontrole nad swoimi zewnętrznymi granicami - ocenił. Sondaże wskazują obecnie lekką przewagę zwolenników pozostania w Unii Europejskiej, ale wyniki bardzo różnią się w zależności od metodologii badań, wahając się od remisu to nawet kilkunastu punktów procentowych różnicy. Ponad 850 tys. polska społeczność w Wielkiej Brytanii nie będzie miała prawa głosu w referendum.

Zobacz także: Zobacz także: Jak Polacy szukają pracy? #dziejesiewbiznesie
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)