Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agata Kołodziej
Agata Kołodziej
|

Polski naukowiec, który miał być multimilionerem: straciłem nadzieję

384
Podziel się:

- Dawno straciłem nadzieję, że działania rządu jeszcze nam pomogą - mówi dr Robert Dwiliński, jeden z twórców upadającej spółki Ammono, o którą po publikacji money.pl zaczęli upominać się politycy. To dlatego, że Ammono mogło dokonać przełomu w światowej elektronice. Teraz jedyną szansą jest wojsko, ale rząd musiałby wyłożyć na to pieniądze. - Albo podejmuje się ryzyko, albo stawia się na produkcję cegieł. Wtedy ryzyka nie ma - mówi naukowiec.

Polski naukowiec, który miał być multimilionerem: straciłem nadzieję

I nadal walczy o innych.

Dwiliński miał być multimilionerem. Taką przynajmniej przyszłość wieszczył mu jeszcze kilka lat temu prestiżowy amerykański magazyn "IEEE Spectrum". To był rok 2010. Firma Ammono miała wówczas przed sobą świetlaną przyszłość. Współpracować z nią chcieli laureaci nagrody Nobla. Wszystko za sprawą dwucalowego kryształu azotku galu, który miał zmienić świat.

Płytki wycinane z tych doskonałych kryształów mogłyby znaleźć zastosowanie jako podłoża w tzw. niebieskim laserze, czyli technologii Blu-ray i LED-ach dużej mocy stosowanych np. w lampach samochodowych. Dodatkowo nadałyby się do konwerterów prądu w autach hybrydowych i elektrycznych. Azotek galu jest znacznie lepszym półprzewodnikiem niż krzem. Gdyby go wyparł, mógłby dwukrotnie zwiększyć zasięg elektrycznych aut.

Jednak w drodze na szczyt coś się wydarzyło - spółka musiała znaleźć inwestora, żeby móc rozszerzyć produkcję i prowadzić dalsze badania. I to był początek jej końca, o którym dokładnie pisaliśmy w money.pl kilka miesięcy temu.

Okazuje się, że po naszej publikacji sprawą zainteresowali się politycy. Posłowie Kukuz'15 napisali w tej sprawie interpelację do pani premier. Zaangażowało się Ministerstwo Rozwoju i Ministerstwo Obrony Narodowej. Pojawiła się szansa, że spółka, która od dwóch lat jest w upadłości, mogłaby zostać przejęta przez którąś ze spółek Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Zainwestowane w nią dotąd 150 mln zł się nie zmarnuje.

To ostatnia szansa na ratunek? - Dawno straciłem nadzieję, że jakiekolwiek działania rządu nam pomogą - mówi money.pl Robert Dwiliński. - Już tyle razy się rozczarowałem.

Bo politycy nie od dziś wiedzą o sprawie Ammono. O tym, jak przełomowa w skali świata jest technologia tej spółki. I o tym, że z powodu kłopotów z inwestorem i problemów finansowych spółka jest w upadłości.

Na początku tego roku rozpaczliwy list do wicepremiera Morawieckiego w tej sprawie napisała prof. Izabela Grzegory, dyrektor Instytutu Wysokich Ciśnień Polskiej Akademii Nauk. Odpowiedź wicepremiera była taka, że "ma nadzieję, że Ammono wejdzie na ścieżkę rozwoju".

Ale pojawiła się jeszcze obietnica: Ministerstwo Rozwoju obiecało pieniądze na kolejny okres dzierżawy Ammono od syndyka. Lada dzień zostanie podpisana umowa. Dzierżawcą ma być Instytut Wysokich Ciśnień Polskiej Akademii Nauk. Ma to dać czas na znalezienie inwestora zdolnego wykorzystać potencjał technologii tej spółki. To jednak prawdopodobnie tylko odwlekanie wyroku o kolejne sześć miesięcy.

Pomysł z armią już był

A Polska Grupa Zbrojeniowa? Jak dowiedział się money.pl, Ministerstwo Obrony Narodowej zleciło PGZ sporządzenie analizy, czy przejęcie kontroli nad Ammono miałoby sens.

MON planuje bowiem zakup technologii systemów radarowych obrony powietrznej klasy Wisła opartych na komponentach wykorzystujących układy scalone dużych mocy opartych na azotku galu. Z kolei półproduktem do budowy tych układów są właśnie kryształy azotku galu. Jest więc szansa, że polskie wojsko przy modernizacji mogłoby wykorzystać potencjał Ammono, zamiast kupować zagraniczne rozwiązania.

Ale zdaniem dra Dwilińskiego szanse są małe. - Jeszcze zanim przedsiębiorstwo Ammono wydzierżawiła Grupa Azoty, rozmawialiśmy o tym z wcześniejszymi wcieleniami PGZ oraz należącymi do niej spółkami PCO, Bumar Elektronika i Radwar. Ich inżynierowie mieli odpowiednie kompetencje, żeby naszą technologię wykorzystać. To byłoby świetne rozwiązanie problemu zapoczątkowania produkcji elektroniki azotkowej w Polsce. Problem polegał na tym, że spółki te nie miały środków na takie projekty - mówi dr Dwiliński.

- Deklarowali, że jeśli dostaną na to pieniądze od państwa, to chętnie zajmą się tym projektem, aby utrzymać się na rynku radarowym, na którym tradycyjne technologie lampowe zastępowane są już półprzewodnikowymi. Ale ani państwo, ani wojsko ostatecznie tych pieniędzy nie dało - dodaje.

Zdaniem naukowca mimo deklaracji stawiania na innowacyjność, państwo nadal nie chce inwestować w technologie długoterminowo, bo to niesie duże ryzyko. - Ale inaczej się nie da - podkreśla dr Dwiliński. - Albo podejmuje się ryzyko, albo stawia się na produkcję cegieł. Wtedy ryzyka nie ma - dodaje.

Zobacz również: * *Co z milionem aut elektrycznych?

Początki w '92 roku

Znający temat nie byli też zachwyceni odpowiedzią Jadwigi Emilewicz z Ministerstwa Rozwoju na interpelację posłów Kukiz'15, w której wyjaśniała, dlaczego Grupa Azoty nie przejęła Ammono.

- Pani minister napisała m.in., że technologia znana jest od kilkunastu lat. Owszem, jest, ale właśnie dzięki produktom i patentom Ammono - podkreśla dr Dwiliński. Czy to zarzut? Początki prac nad metodą Ammono sięgają 1992 roku. Ale przecież takich technologii nie rozwija się w ciągu 2-3 lat. W przypadku nowych leków czasem zdarza się, że firmy farmaceutyczne nie zdążą na nich zarobić przed upływem 20-letniego okresu ochrony patentowej.

Grupa Azoty tłumaczyła słowami minister Emilewicz, że po okresie dzierżawy nie zdecydowała się na przejęcie Ammono, bo ta technologia jest jeszcze niedochodowa. Ale w tym właśnie rzecz. Po to Ammono potrzebuje pieniędzy, żeby móc zwiększyć skalę produkcji i zacząć przynosić zyski. Gdyby spółka była dochodowa, poszłaby do banku po kredyt na dalsze inwestycje.

To nie jest problem Ammono. To coś więcej

- W mojej ocenie narodowy projekt elektroniki azotkowej, o który walczymy od lat, niestety znacznie przekracza swoim rozmachem mizerię polityki innowacyjnej naszego kraju - mówi dr Dwiliński.

Efekt będzie taki, że prawdopodobnie w końcu projekt ten przejmie ktoś z zagranicy.

- Ważniejsze jednak, żeby dokonywał się postęp w skali globalnej. Żeby sprostać wyzwaniom cywilizacyjnym, takim jak zaspokojenie podstawowych potrzeb rosnącej populacji. Musimy stworzyć nowe rozwiązania energetyczne, w których azotek galu wydaje się najlepszym półprzewodnikiem. A przecież paliwa kopalne kiedyś się wyczerpią - podkreśla dr Dwiliński.

- Jesteśmy świadomi wagi tego problemu, dlatego będziemy wspierać wszystkich, którzy podzielają naszą wizję tego rozwiązania - dodaje. Bo jeśli Polska nie może przyłożyć ręki do rozwiązania problemu, niech przynajmniej zrobi to ktoś inny.

Ale dr Dwiliński nie chce już więcej narzekać na los Ammono. Bo w gruncie rzeczy nie chodzi już o tę spółkę. Odkupienie od syndyka urządzeń i tak nie rozwiąże problemu. Nie ma pieniędzy nawet na to, a potrzebne są przecież wielokrotnie większe środki na poszerzenie skali produkcji i jeszcze większe inwestycje w uruchomienie produkcji tranzystorów i modułów elektronicznych.

Chodzi zatem o coś więcej. O to, żeby kolejnych innowacyjnych firm nie spotkał podobny los.

- Trzeba koniecznie skupić się teraz na uruchomieniu rozwiązań systemowych, dających polskim firmom realne szanse osiągnięcia pozycji graczy globalnych. Należałoby zacząć od określenia, a następnie wdrożenia polityki innowacyjnej kraju - podkreśla Robert Dwiliński.

Bo na razie to ciągle jeszcze tylko słowa. Owszem, powstała Rada ds. Innowacyjności, trwają prace nad Planem Morawieckiego. Powstają nowe podmioty jak Polski Fundusz Rozwoju, ale te działania nie przekładają się jeszcze na istotną zmianę warunków rozwoju polskich firm.

Co zatem należałoby zrobić?

- Konieczne jest stworzenie efektywnego systemu wsparcia wszystkich etapów, od badań podstawowych do produkcji wielkoskalowej - podkreśla dr Dwiliński. Jego zdaniem wymaga to określenia kryteriów selekcji projektów przechodzących do kolejnych etapów oraz uruchomienia narzędzi finansowania partnerstwa publiczno-prywatnego. Mogłyby to być gwarancje kredytowe (na kwoty do 100 mln euro).

Trzeba też obejmować akcje spółek prywatnych przez agencje rządowe (z możliwością zwrotnego wykupu). Należałoby też rozkręcić zamówienia rządowe dające możliwość długoterminowej realizacji ambitnych projektów komercyjnych.

- Dopiero, kiedy będziemy pewni, że mamy wszystko, co jest potrzebne - w szczególności źródła finansowania dużych inwestycji opartych na przełomowych innowacjach - będziemy mogli mieć nadzieję na dołączenie do krajów wysoko rozwiniętych w ich globalnej roli i poziomie życia obywateli - podkreśla naukowiec.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(384)
u nas to typo...
2 lata temu
INTEL czy SAMSUNG chce przeznaczyć kilkadziesiąt mld USD na fabryki czy badania, a tu nie chcą gościowi z patentami i poparciem środowiska noblistów z fizyki czy matematyki dać kilkaset mln zł na firmę, która może w przyszłości być na giełdzie warta kilkaset mld zł.
Popieram Mora...
7 lat temu
Ta. Ciekawe ... Może jeszcze mi powiecie,że WP to Polskie Media.... (Niemckie czy tam tera Francuskie) Więc co do krytyki rządu się nie dziwie.
Krzysiek
7 lat temu
Zachęcam do pisania maili do rządu, a nawet do PiSu. Kilka maili napisałem już, może jak będzie wiele sygnałów to przebijemy się do polityków i coś się zmieni. Nie robiąc nic, nic się nie zmieni.
Tantaloc
7 lat temu
Aha, czyli z naszych podatków trzeba zasilić firmę w którą nikt nie chce zainwestować? ciekawe czemu, może dlatego ze to jedna wielka bzdura...sorry
ed
7 lat temu
jakie technologie? w tym kraju można jedynie wymyśleć jak rozdać kasę z budżetu, nic poza tym
...
Następna strona