Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Andrzej Zwoliński
|

Arłukowicz ma wreszcie dobre pomysły, ale nic z nich nie będzie

0
Podziel się:

Oceniamy koncepcje ministra zdrowia na skrócenie kolejek do lekarzy. - Efekt będzie mizerny - mówią lekarze i eksperci.

Arłukowicz ma wreszcie dobre pomysły, ale nic z nich nie będzie
(Krystian Maj/Reporter)

Wrócimy do systemu znaczącej roli lekarza rodzinnego, zmiany będą bardzo bolesne - zapowiedział minister zdrowia Bartosz Arłukowicz szykując się do rozmowy z premierem Donaldem Tuskiem. W tym tygodniu rząd ma ogłosić szczegóły planu na uzdrowienie sytuacji w służbie zdrowia, a szczególnie na zmniejszenie kolejek do lekarskich gabinetów. Na podstawie informacji, które wyciekły do mediów, ale też do lekarzy, przeanalizowaliśmy te pomysły wraz ze specjalistami._ - Bez dodatkowych pieniędzy i głębszego przebudowania systemu finansowania leczenia, te pomysły pozostaną w sferze pobożnych życzeń - _ mówią zgodnie, choć sam kierunek zmian popierają.

Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz przedstawił premierowi Donaldowi Tuskowi pakiet kolejkowy. Resort zdrowia przygotował kilka wariantów, ale pewne jest, że znacznie wzmocniona zostanie rola lekarzy rodzinnych w systemie opieki nad pacjentem.

_ - Pacjent krąży w labiryncie, a my musimy mu dzisiaj tę drogę wyprostować. Wrócimy do systemu znaczącej roli lekarza rodzinnego - _ zapowiedział minister, który miał czas do 26 marca na przygotowanie planu zmian. Sam Donald Tusk przyznał po spotkaniu, że przyjęcie tych koncepcji będzie oznaczało decyzje nieprzyjemne dla wszystkich.

_ - Minister wspólnie ze środowiskiem onkologicznym będzie prezentował te rozwiązania - _powiedział Tusk. Według jego zapowiedzi stanie się to najprawdopodobniej w piątek.

Grubo ponad 100 mld na służbę zdrowia, ale wciąż za mało

Ponad 66 mld zł wyda w tym roku Narodowy Fundusz Zdrowia na leczenie Polaków i utrzymanie samego siebie. To największy płatnik w Polsce, ale nie jedyny. Drugim płatnikiem, jeżeli chodzi o wielkość wydatków, jesteśmy my sami. Polacy wydają rocznie dodatkowo na leczenie - oprócz obowiązkowych składek zdrowotnych - między innymi na leki i wizyty, blisko 31 mld zł.

Źródło: MZ, NFZ, GUS, MF

W tym roku ponad 4,5 mld dorzuci Ministerstwo Zdrowia i niemal drugie tyle samorządy. Z tego blisko 98 mld zł to wydatki na bieżące procedury, a prawie 8 mld zł to inwestycje w służbę zdrowia, czyli budowa i remonty placówek czy zakupy nowego sprzętu.

Należy też wspomnieć o dowodach wdzięczności dla lekarzy. Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że - aby ominąć kolejki niemal połowa Polaków gotowa jest dodatkowo zapłacić. Na łapówki wręczane lekarzom, polska rodzina wydaje średnio ponad 300 złotych. Na tak zwane _ prezenty wdzięczności _ za wizytę - ponad 140 złotych. Co oznacza kwotę około 3 mld zł rocznie.

Mimo że w ostatnich latach, budżet NFZ urósł aż o ponad 7 mld zł, to jednak nawet gdy doliczymy do tego nakłady z budżetu państwa i samorządów, to wciąż nasze publiczne wydatki na służbę zdrowia nie przekraczają 5 proc. wartości PKB, a tymczasem średnia dla krajów Unii Europejskiej to blisko 7 proc.

*plan wydatków
Źródło: NFZ

Można więc śmiało powiedzieć, że na leczenie przeznaczamy znacznie poniżej niezbędnego poziomu. Od wielu lat rządzący mówią 0 6 procentach PKB, jako tym dolnym progu przyzwoitości.

Kolejki do lekarzy rosną i... będą rosły

Niestety w porównaniu z innymi krajami, kiepsko wyglądamy jeżeli chodzi o liczbę lekarzy przypadających na pacjentów. W całym kraju w publicznych placówkach i tych mających podpisane kontrakty z NFZ jest ich niespełna 25 tysięcy.

Biorąc pod uwagę, że objętych ubezpieczeniem jest ponad 35 mln Polaków, to oznacza, że na 10 tysięcy pacjentów przypada około 25 lekarzy, a tymczasem średnia europejska to 35. Poza tym nasze społeczeństwo szybko się starzeje, a to oznacza, że tych lekarzy potrzebujemy coraz więcej, tymczasem ich liczba w ostatnich latach malała.

Pod koniec 2013 roku Polacy czekali średnio 2,7 miesiąca na niby _ gwarantowane _ świadczenia zdrowotne. Jak wynika z badań fundacji Watch Health Care, który monitoruje dostęp do gwarantowanych świadczeń zdrowotnych, w porównaniu z połową ubiegłego roku sytuacja się trochę poprawiła, ale i tak jest w porównaniu z poprzednimi latami jest coraz gorzej. Dla porównania, przed dwoma laty, średnio czas czekania w kolejce do specjalisty wynosił 2,4 miesiąca. Praktycznie nie istnieje dziedzina medycyny, w której chorzy nie napotkaliby na ograniczenia dostępu.

Najdłuższa kolejka występuje niezmiennie w ortopedii i traumatologii narządu ruchu, gdzie czas
oczekiwana wynosi 13,2 miesiąca. Bardzo długo czeka się też w stomatologii, gdzie aktualnie czeka się przeciętnie 9,7 miesiąca oraz w angiologii, gdzie kolejka wynosi 6,9 mies.

Źródło: Fundacja Watch Health Care

Są zabiegi, gdzie kolejki są wręcz śmiertelnie długie. Często nie dają pacjentom szans na doczekanie się ich przeprowadzenia. Na przykład na zabieg endoprotezoplastyki stawu biodrowego, czeka się średnio niemal 4 lata. Rekordziści maja jednak wyznaczane terminy na - aż za 11 lat!

Watch Health Care zanalizowała przypadek 63-letniego mężczyzny, który doznał złamania szyjki udowej. Biorąc pod uwagę fakt, że w 2012 roku w Polsce mężczyźni żyli przeciętnie 72,7 lat (GUS 2013), pacjent w wieku 63 lat ze Szczecina może niestety nie dożyć zabiegu.

Także zabieg usunięcia zaćmy nadal jest procedurą, na którą trzeba bardzo długo czekać w kolejce. Środki finansowe przeznaczane na te operacje wystarczają na pokrycie zapotrzebowania połowy oczekujących chorych. Średni czas oczekiwania to niemal 2 lata.

_ - Pomimo konstytucyjnego prawa do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom, kobietom ciężarnym, osobom niepełnosprawnym i osobom w podeszłym wieku, mali pacjenci na świadczenia zdrowotne muszą czekać średnio 3,2 mies., czyli 13 tygodni - _podkreśla Krzysztof Łanda, lekarz i prezes Fundacji Watch Health Care.

Na tak długi średni czas oczekiwania, wpływa między innymi 9-miesięczna kolejka na wizytę u ortodonty oraz ponad 2,5-roczny czas oczekiwania na leczenie aparatem ortodontycznym. Niestety, istnieją również placówki, w których na aparat ortodontyczny trzeba czekać aż 4 lata! Fundacja WHC analizowała m.in. przypadek 8-letniego dziecka, u którego stomatolog zalecił korektę krzywego zgryzu. Tak długi czas oczekiwania może uniemożliwić skorzystania z leczenia, ponieważ refundacja ruchomego aparatu ortodontycznego dotyczy wyłącznie dzieci do 12. roku życia.

Zdaniem specjalistów pacjenci muszą być przygotowani nie tylko na dłuższe kolejki do lekarzy specjalistów, ale również na długi czas oczekiwania na wykonanie niezbędnej diagnostyki. Średnio czeka się na nie około 3 tygodnie, ale są badania, przy których czas decyduje o szansie na przeżycie, jak na przykład w przypadku wykrywania nowotworów. Tymczasem na rezonans magnetyczny średnio czeka się 1,5 miesiąca, a są przypadki, że nawet pół roku. _ - Ograniczenia w tym zakresie mogą skutkować niekorzystnymi następstwami, a w skrajnych przypadkach nawet zaprzepaszczeniem szansy na wyleczenie - _ podkreślił Krzysztof Łanda.

#

**Onkologia bez limitów i kolejek. Tylko za co?**

Zapytaliśmy zarówno Ministerstwo Zdrowia jak i Narodowy Fundusz Zdrowia o to, w jakim kierunku pójdą zmiany i co zaproponował premierowi minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Jak w pierwszym, tak i w drugim przypadku słyszeliśmy:_ Mamy zakaz informowania, proszę poczekać na konferencję ministra _. Konferencja - jak zapowiedział premier - ma się odbyć jeszcze w tym tygodniu. Jednak do mediów oraz do posłów opozycji z Sejmowej Komisji Zdrowia, wyciekły już najważniejsze zmiany, które przygotował resort zdrowia wraz z NFZ. Część z nich potwierdził sam Bartosz Arłukowicz oraz Donald Tusk.

Chorzy na raka bez kolejki, w najkrótszym z możliwych terminie mają zyskać możliwość wykonania niezbędnych badań diagnostycznych. Resort zapewnia zniesienie w tym przypadku wszelkich ograniczeń finansowych. NFZ ma zapłacić za badanie, nawet jeśli szpital wyczerpał przyznany przez NFZ limit. Do szybkiej ścieżki ma uprawniać specjalna karta pacjenta onkologicznego. Specjaliści chwalą, ale nie kryją wątpliwości.

Pomysł chwali prof. Alicja Chybicka, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. _ - Podpisuję się dwoma rękoma pod pomysłem zniesienia limitów w leczeniu raka. Wreszcie dołączymy do cywilizowanych krajów, w których takich limitów nie ma od dawna - _ komentuje w rozmowie z Money.pl. Kierownik Katedry i Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii we Wrocławiu pyta jednocześnie: _ tylko skąd minister weźmie na to pieniądze _?

Wątpliwości nie kryje też Krzysztof Bukiel przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy: o_ dciążenie lekarzy specjalistów będzie polegało tylko na przeniesieniu pacjentów do lekarzy POZ. Żeby otrzymać kartę pacjenta onkologicznego i tak trzeba będzie ustawić się w kolejce do lekarza by dostać skierowanie na badania. Ewentualne przyspieszenie będzie tylko na pewnym wycinkowym etapie , a kolejki, które znikną sprzed gabinetów specjalistów, pojawią się w innym miejscu _.

W Polsce co roku około 150 tysięcy osób dowiaduje się, że ma raka. Rocznie umiera 90 tysięcy chorych. Obowiązuje co prawda Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych, ale kwoty przeznaczane na ich leczenie są ściśle limitowane. W Polsce, statystycznie, ratuje się średnio 42 ze 100 pacjentów, chociaż współczesna wiedza medyczna pozwala na wyleczenie minimum 62 ze 100. Tych 20 można by było wyleczyć korzystając z nowoczesnych leków i procedur diagnostycznych. Te niestety są ograniczone. Z publicznych pieniędzy na onkologię w Polsce wydaje się ponad 4 mld zł, w tym niespełna na 1,3 mld zł na chemioterapię i 250 mln zł na wspomniany Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych.

Wydatki na leczenie onkologiczne w Polsce są najniższe w Europie - około 35 euro na głowę mieszkańca rocznie. W Czechach to 65 euro, w Grecji 101 euro, w Niemczech 150 euro, w Szwajcarii 189 euro. Wydatki na leki onkologiczne w Polsce również są najniższe - około 5 euro na głowę mieszkańca, w Anglii wydaje się dwa razy więcej, we Francji prawie trzy razy więcej.

Zniesienie limitów i dorównanie przynajmniej Czechom, gdzie ich nie ma, oznacza zwiększenie wydatków o kolejne miliardy złotych. _ - Jest na to kilka sposobów - _ wylicza Krzysztof Łanda_ - można podnieść składki zdrowotne, wprowadzić współpłacenie albo dodatkowe ubezpieczenia _. Jednak jego zdaniem, ze względów politycznych, na żadne z tych rozwiązań rząd się nie odważy przed cała serią kampanii wyborczych. Może ewentualnie zmusić NFZ do sięgnięcia do celowych funduszów rezerwowych. W planie finansowym na 2014 rok zapisano w nich w sumie blisko 1,5 mld zł. Jednak to pieniądze przeznaczone na finansowanie nadwykonań, kosztów ewentualnych procesów sądowych, czy dodatkowe zakupy leków. Poza tym ta rezerwa może znacznie stopnieć jeżeli okaże się, że wpływy do kasy NFZ będą mniejsze od zaplanowanych, a w przeszłości tak już się zdarzało.

_ - W tej sytuacji najlepszym sposobem byłoby zracjonalizowanie wydawania pieniędzy na poszczególne świadczenia. Część stawek jest zawyżona. Na przykład za rezonans magnetyczny NFZ płaci 600 zł, a w prywatnie można go zrobić już za 180 zł - _ mówi prof. Łanda. - _ Obawiam się, że jeżeli nie zracjonalizuje się stawek, to wraz ze zniesieniem limitów w onkologii powiększy się tylko Eldorado dla właścicieli przychodni i gabinetów. Rentowności na poziomie 200-300 procent to wręcz wymarzony zarobek. Możemy się liczyć z gwałtownym wzrostem świadczeń, które głównie będą nabijały portfel tym właścicielom, kosztem płatników składek zdrowotnych - _ tłumaczy.

Więcej obowiązków dla lekarzy rodzinnych. Będzie strajk?

Minister zdrowia wskazał, że lekarze rodzinni już dziś mają duże kompetencje, z których nie zawsze jednak korzystają. Lekarze rodzinni udzielają rocznie 140 mln porad, lekarze specjaliści 70 mln. Na podstawowa opiekę zdrowotną w tym roku NFZ zamierza wydać nie więcej niż 7,7 mld zł. By skrócić kolejki, minister chce _ odciążyć _ specjalistów. Zamierza zmienić sposób wynagradzania lekarzy oraz system kontraktowania świadczeń, tak by lekarze rodzinni przyjmowali więcej pacjentów niż teraz.

Dziś obowiązuje stawka kapitacyjna, popularnie nazywane pogłownym - lekarz otrzymuje pieniądze za to, że pacjent jest u niego zapisany. Za każdego przypisanego pacjenta otrzymują - czy go leczą, czy nie - 8 zł miesięcznie. Rocznie to 96 zł. Z tych pieniędzy muszą opłacić ewentualne badania, na które skierują pacjenta. Lekarzom opłaca się więc odesłać pacjenta do lekarza z ambulatoryjnej opieki specjalistycznej lub szpitala. By to ograniczyć, ma zostać wprowadzony mieszany system płacenia: uzależniony od efektów leczenia danego pacjenta.

Brzmi dobrze, ale jak argumentują eksperci, zgodnie z przepisami, lekarz powinien mieć pod opieką maksymalnie 2750 osób. Tymczasem teraz często jest to powyżej 3 tysięcy, a nawet 6 tysięcy._ - Lekarze nie będą w stanie wziąć na siebie więcej obowiązków poza kilkuminutowym badaniem i wypisaniem recepty, ewentualnie skierowania do specjalisty - _ mówi Krzysztof Bukiel. - _ A na pewno _ - jak dodaje -_ za takie same pieniądze _.

Z kolei lekarze specjaliści inaczej będą opłacani za leczenie, a inaczej za wizytę polegającą na zwykłym wypisaniu recepty. Za to pierwsze mają dostawać więcej pieniędzy.

_ - Pomysł zmiany sposobu wynagradzania lekarzy jest dobry, ale co z tego, skoro za pacjenta, który zostanie u lekarza rodzinnego NFZ i tak będzie musiał zapłacić. Lekarze nie zgodzą się na to, by z tych pieniędzy, które teraz dostają, musieli jeszcze więcej wydawać na badania i diagnostykę. U specjalistów kolejki pacjentów może i stopnieją, ale lekarze rodzinni z powodu ograniczonych limitów będą ich odprawiać z kwitkiem - _ mówi Krzysztof Bukiel z OZZL. - _ Już teraz rentowność wielu gabinetów lekarskich to 6-8 tysięcy złotych miesięcznie, a jeśli będzie się przymuszało lekarzy do dodatkowych wydatków, to na pewno się na to nie zgodzą - _wtóruje mu prof. Łanda.

_ - Bartosz Arłukowicz już wiele obiecywał, przedstawiał plany, a zazwyczaj kończyło się niczym _ - mówi Money.pl Tomasz Latos, lekarz i poseł PiS, przewodniczący Sejmowej Komisji Zdrowia. - _ Już ponad pół roku temu, na posiedzeniu komisji w Sejmie, omawialiśmy te wszystkie problemy i wskazywaliśmy rozwiązania. Gdyby minister Arłukowicz pojawił się na nim, nie musiałby tworzyć specjalnych zespołów do rozwiązywania problemów, które już zdiagnozowano - _ mówi Latos. _ - Bez wskazania dodatkowych źródeł finansowania skończy się na pustych hasłach spisanych na papierze - _ dodaje. Jego zdaniem minister ratując skórę zebrał kilka pomysłów, spiął w jeden program, którym się pochwalił przed premierem i ma nadzieję, że jakoś dociągnie do kolejnych wyborów._ - Minister zapowiadał likwidację centrali NFZ, specjalną ustawę dla szpitali klinicznych czy ustawę, która wdrażałaby unijną dyrektywę o leczeniu transgranicznym. Za każdym razem
kończyło się tylko na gadaniu i tak będzie tez tym razem - _kwituje.

Prof. Łanda przypomina decyzje, które jeszcze niedawno szły w przeciwnym kierunku. _ - W ubiegłym roku, minister zmniejszył uprawnienia lekarzy rodzinnych do kierowania pacjentów na badania do 50. Teraz będzie to odkręcał? - _pyta. Jak przypomina zmian w tej sprawie domagali się sami lekarze rodzinni. Obecnie nie mogą na przykład kierować pacjenta na echo serca lub badania hormonów tarczycy i muszą pacjentów odsyłać do specjalistów. _ - Ponowne poszerzenie uprawnień będzie się wiązało z dodatkowymi kosztami dla lekarzy rodzinnych i nie mogą płacić za te badania z własnych kieszeni - _ zaznacza.

Gdzie jest RUM?

Wszyscy eksperci pytają zgodnie o system informatyczny, który od lata tego roku miał już działać, a póki co nic nie słychać, żeby miał zostać uruchomiony, jak to zapowiadał minister Bartosz Arłukowicz. _ - System opierający się na płaceniu za usługi, a nawet miks który się teraz proponuje z uwzględnieniem efektów tego leczenia, to najgorszy system, jakie istnieje, dlatego, że są bardzo podatne na nadużycia. Bez wyceny jakości tych świadczeń i elektronicznego systemu ich rejestracji oraz weryfikacji czyli słynnego już Rejestru Usług Medycznych _ (RUM)_ , niewiele się zmieni - _mówi prof. Łanda. O jego powstaniu mówi się od początku lat 90. i jak na razie uruchomiono tylko jego jeden element czyli eWUŚ, pozwalający na potwierdzanie przez lekarzy prawa do ubezpieczenia zdrowotnego pacjentów. W ubiegłym roku okazało się, że system jest dziurawy i resort zdrowia nakazał zapłacenie za ponad 700 tysięcy świadczeń, do których jak się okazało pacjenci nie mieli uprawnień.

_ - Pomysły typu - usprawnianie systemu informowania o kolejkach do poszczególnych specjalistów - to tylko kosmetyka, niewiele to zmieni. Pacjenci i tak będą częściej ustawiali się do - ich zdaniem - lepszych specjalistów, mimo że będą musieli dłużej czekać - _dodaje prof. Łanda.

_ - Koncepcje może są i dobre, ale główne przyczyny niewydolności finansowej naszego systemu pozostaną. To gwarancja leczenia za darmo bez żadnych mechanizmów ograniczających popyt oraz za małe pieniądze przeznaczane na poszczególne procedury, co wymusza ich limitowanie. _ Bez wykluczenia albo skutecznego ograniczenia tych czynników, kolejki pozostaną. _ Śmieszą mnie też głosy osób, które twierdzą, że wystarczy uszczelnić system, a pieniądze się znajdą. Oczywiście, że należy zwalczać nadużycia i wyłudzanie pieniędzy za fikcyjne świadczenia, ale system ze swojej natury jest nieszczelny. Każe się leczyć nieubezpieczonych, a poza tym jeżeli ktoś, kto poczuje się gorzej i idzie do lekarza, a ten mimo badań nie stwierdza żadnej choroby, to i tak za takiego pacjenta trzeba zapłacić - _argumentuje Krzysztof Bukiel z OZZL.

Czytaj więcej w Money.pl

giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)