Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Barwy kampanii

0
Podziel się:

Powoli kończy się czas wielkiej agitacji. W oczekiwaniu na to, aż w piątek Donald Tusk i Lech Kaczyński postawią kropkę nad i, warto przyjrzeć się temu, co działo się przez kilka minionych tygodni.

Barwy kampanii

Wygrana PiS w wyborach parlamentarnych była mimo wszystko pewną niespodzianką. Choć przynajmniej od roku słyszeliśmy piękne i pełne ducha kompromisu deklaracje PO i PiS o wspólnym rządzie, koalicjanci wobec wyniku wyborów przestali mówić jednym językiem. Po kilku dniach okazało się także, iż zamiast premiera z Krakowa będziemy mieli premiera z Gorzowa. Zwycięzcy wyborów – bracia Kaczyńscy – postanowili grać o wszystko: Jarosław desygnował na stanowisko premiera Kazimierza Marcinkiewicza, by mieć nie tylko swój rząd, ale też prezydenta. Ten manewr był prosty, bo premier Kaczyński, zmniejszałby szanse swojego brata Lecha na prezydenturę.

PO odpowiedziała teatralnym zdumieniem: dlaczego lider PiS nie chce być premierem? Choć odpowiedź była oczywista, Platforma, która w wyborach parlamentarnych musiała pogodzić się z drugim miejscem na podium, nie zamierzała rezygnować z walki o prezydenturę dla Donalda Tuska. Bitwa o nią oznaczała przede wszystkim to, że do rozstrzygnięcia wyborów z konstruowania koalicji będą nici. Zdaje się, że obie strony pogodziły się z sytuacją, że koalicyjne rozmowy będą w gruncie rzeczy politycznym teatrem, medialnym show. I tak było. Najpierw media donosiły o groteskowych w gruncie rzeczy problemach liderów obu partii, którzy nie mogli się do siebie dodzwonić. Nic pożytecznego nie mogło też wyniknąć z pierwszego spotkania zespołów negocjacyjnych w świetle kamer, skoro po obu stornach prym wiedli Jan Rokita i Jarosław Kaczyński – politycy, którym ciężko przez gardło przechodzi słowo kompromis. Przyszli koalicjanci dali też upust swoim zdolnościom epistolarnym prowadząc ożywioną korespondencję, choć mają do siebie dwa
kroki. Później pisali, ale już nie listy, tylko poważne wypracowania-programy pełne pobożnych życzeń i uprzejmie podanych złośliwości.

A w kampanii prezydenckiej było coraz ostrzej, bo rozgorzała bezpardonowa walka na szukanie haków na kandydatów. Lech Kaczyński i Donald Tusk nie szczędzili sobie razów oraz podzielili Polskę na liberalną i solidarną (dla ścisłości - ton tej debacie nadawał przede wszystkim kandydat PiS).

Do drugiej tury wyborów zostało kilka dni. Można powiedzieć, że arsenał obu kandydatów już się wyczerpał i nawet w publicznych debatach trudno pytać ich o coś nowego. Pozostaje czekać na rozstrzygnięcie. Wtedy PO wraz z PiS będą musiały nadrobić stracony czas. Nie będzie to łatwe. Choć kampanijny zgiełk ucichnie, pozostaną do przełamania te prawdziwe różnice między koalicjantami oraz – i to może być niezwykle ważne – uporanie się z urażoną dumą i ambicją tego, kto przegra walkę o prezydenturę.

wybory
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)