Związkowcy czują się zastraszani przez właściciela sieci Biedronka. Przewodniczących związku dostał pismo od prawników firmy - dowiedział się money.pl. Żądają w nim natychmiastowego zaprzestania "naruszania dobrego imienia dyskontu". Argumentują, że jego medialne występy odbijają się negatywnie na wizerunku spółki i mogą powodować problem... ze znalezieniem nowych pracowników.
- Takie zachowanie Jeronimo Martins można odebrać jako próbę zastraszenia związku zawodowego - ostro komentuje sytuację Alfred Bujara, przewodniczący handlowej "Solidarności". Od razu dodaje, że jeżeli takie sytuacje się powtórzą, to związkowcy nie pozostaną bierni. Biorą pod uwagę odpowiednie kroki prawne.
O co chodzi? Do związku zawodowego pracowników Biedronki na początku lipca dotarło pismo od prawników Jeronimo Martins, właściciela sieci. I wywołało spore zdziwienie.
źródło: fragment pisma, które od Jeronimo Martins otrzymał jeden z przewodniczących związku zawodowego
Firma żąda natychmiastowego zaprzestania naruszania dobrego imienia dyskontu. Z treści pisma wynika, że szefowie "Solidarności" wielokrotnie w mediach mieli mówić nieprawdę na temat sytuacji pracowników.
"Wezwanie..."
4 strony. Tyle dokładnie ma pismo. Wymienionych jest w nim 10 wypowiedzi jednego z szefów związków zawodowych. "Poniższe wypowiedzi nie mogą być tolerowane przez mojego Mocodawcę - jako nieprawdziwe, nierzetelne i bezprawne" - można przeczytać w dokumencie. I tak zaczyna się długa lista kwestionowanych wypowiedzi.
Spora część jest z ostatnich dni kwietnia tego roku. Dlaczego? 2 maja część pracowników Biedronki miała prowadzić tak zwany strajk włoski. Polega ona na tym, że pracownicy wciąż są w pracy, jednak wszystkie czynności wykonują bardzo dokładnie i wolniej niż zwykle.
Naturalnie, w tym czasie w mediach pojawiali się związkowcy. Nie używali słowa strajk, ale przyznawali, że ma dojść do protestu. Starali się wytłumaczyć klientom sieci, dlaczego powinni spodziewać się wolniejszej obsługi przy kasach. Argumentowali m.in., że w dyskontach pracuje za mało osób i są za bardzo obciążone. Podawali nawet liczby dotyczące zwolnień z przepracowania.
Zdaniem Biedronki, takie wypowiedzi wprowadzają w błąd. Sieć argumentuje w piśmie do którego dotarł money.pl, że zatrudnienie z każdym rokiem rośnie "i to pomimo chwilowych problemów z rekrutacją". Firma ma żal, że związkowcy sugerują masowe zwolnienia. Jej zdaniem takiego problemu nie ma. Wypomina za to, że w wypowiedziach nie pojawiają się informacje nt. specjalnej infolinii, gdzie pracownik może zgłaszać wszelkie uwagi. Do tego związkowcy słowem nie wspominają o dodatkach, na jakie w pracy mogą liczyć zatrudnieni. Chodzi chociażby o prywatną opiekę medyczną.
Biedronka ma też pretensje za sugerowanie, że pracownicy mają przesuwane urlopy. Sieć podpiera się przy tym wynikami kontroli Państwowej Inspekcji Pracy.
Do tego firma argumentuje, że zarobki w Biedronce są porównywalne do tych, które otrzymują pielęgniarki czy pracownicy administracji publicznej. Średnio ma to być to 2,6 tys. brutto. To mniej więcej 1,9 tys. zł na rękę.
Co na to związek?
- Zgłaszają się do nas pracownicy Biedronki i skarżą na trudne warunki pracy czy niskie wynagrodzenia. Odpowiedzią pracodawcy na problemy nie mogą być próby zastraszania liderów związkowych. To droga donikąd i prosty sposób na eskalację konfliktu - mówi money.pl Bujara. I dodaje, że w dokumentach pojawiają się wycięte z kontekstu wypowiedzi związkowców.
Zdaniem Bujary, ta sytuacja pokazuje, dlaczego tak ważne jest, by pracownicy przystępowali do organizacji związkowych. - Im silniejsza jest organizacja, tym większa szansa, że pracodawcę uda się skłonić do prowadzenia rzeczywistego dialogu - dodaje. I zaznacza, że sam fakt organizowania spotkań nie jest równoznaczny z dialogiem. Bujara tłumaczy, że po zamknięciu drzwi wszystkie sprawy pozostają w dokładnie tym samym punkcie.
W jaki sposób sieć komentuje pismo prawników? W żaden. - Z uwagi na tajemnicę przedsiębiorstwa nie komentujemy tej sprawy - wyjaśnia biuro prasowe Jeronimo Martins. Pytaliśmy m.in. o to, czy firma nie uważa, że pismo o takim tonie zostanie odebrane właśnie jako zastraszanie.